Rozdział 11

17 7 9
                                    

Sobotnie popołudnie. Lublin. Mieszkanie Maćka.

Czego znowu? Nie można sobie spokojnie pograć? Kogo niesie o tej porze...

Pomyślał Maciek, zanim oderwał się od właśnie kończonej rozgrywki i poszedł otworzyć drzwi, do których ktoś dobijał się bardzo natarczywie.

- Cześć Staruchu! - pisnęła stojąca za nimi dziewczyna, która rzuciła mu się na szyję, zanim jeszcze zdążył porządnie otworzyć jej drzwi.

- Iwka, opanuj się - rzucił ze śmiechem, starając się zachować równowagę - też się ciesze, że cię widzę.

Iwka stanęła już o własnych siłach w przedpokoju i zanim Maciek zamknął drzwi, zdążyła pozbyć się kurtki i butów i zająć szturmem kuchnię. Zastał ją tam lustrującą zawartość lodówki.

- Jak zwykle nic tu nie ma, czy to że jesteś nieśmiertelny, oznacza, że nie musisz nic jeść? - zapytała zjadliwym tonem.

- Nie chce mi się gotować dla jednej osoby. Na pizzy i kebabie też można przeżyć - sam nie wiedział, dlaczego po raz kolejny daje się wciągnąć w tą rozmowę, wiedząc, czym ona się skończy.

- Idź kup coś, to narobię ci zapasów, a przydadzą się. Izunia przysłała mnie do ciebie na kilka dni, więc niestety kochaniutki, czeka cię moja tyrania w najczystszej postaci - wyrzuciła z siebie, wchodząc na coraz wyższe, śpiewne tony.

- Niech i tak będzie... dopóki nie wrócę z polowania pewnie się nie dowiem po co cię tym razem przysłała?

- Dokładnie, więc ruszaj mój łowco - nie mógł się oprzeć temu rozbrajającemu uśmiechowi, z rezygnacją zaczął się ubierać.

- Jak wrócę, chcę zastać mieszkanie w takim stanie jak je opuszczam, czy to dla ciebie jasne? - rzucił na odchodne, udając srogi ton i jeszcze sroższe spojrzenie w kierunku dziewczyny.

- Tak tak dziadku, idź już, postaram się ograniczyć zasięg zniszczeń do minimum.

Usłyszała trzask zamykanych drzwi.

- I trochę pomyszkować - dodała ściszonym tonem do siebie. - Ale najpierw ta sterta naczyń.

Uwielbiała Maćka, po stracie rodziców i ciężkich doświadczeniach sierocińca, gdy opiekę nad nią przejęła Izabella Czapska to własnie Maciek okazał jej najwięcej ciepła, tworząc namiastkę rodzinnego ciepła, zachowując się jak opiekuńczy starszy brat. Ponieważ była wieszczką, bardzo szybko została wciągnięta w struktury Organizacji, jednak szersza wiedza między innymi na temat Maćka, nie zmieniła niczego w panujących między nimi stosunkach. Było jej bardzo ciężko, kiedy okazało się że Maciek z Gniazda zostaje oddelegowany do Lublina. Odebrała to jako prywatną krzywdę, niełatwo było jej się pogodzić z ograniczonym kontaktem z braciszkiem. Teraz 25-letnia tyczkowata dziewczyna o burzy rudych loków na głowie i słabo maskowanych podkładem piegach była jedną z osób od zadań specjalnych.

Szczęśliwym dla niej zbiegiem okoliczności Maciek dość długo nie wracał z zakupów i miał zwyczaj "namaczania" naczyń (wstawiał wszystko do zlewu i zalewał wodą, licząc prawdopodobnie na to, że dzięki temu postanowią się same z siebie umyć), więc po uwinięciu się ze stosem zalegającym w zlewie, przeszła rozejrzeć się po jego włościach, które traktowała niemal jak swoje drugie mieszkanie.

Od jej ostatniego pobytu jakieś pół roku temu nic się tutaj nie zmieniło, wciąż te same meble, w tym samym układzie, który sama zmieniłaby w tym czasie ze 4 razy. Jej uwagę przyciągnął leżący na biurku w sypialni zamykany medalion. Rzecz, której Maciej nigdy nie pozwalał jej oglądać, nawet z zewnątrz (wiedząc, że dziewczyna i tak by go otworzyła) i zawsze skrzętnie chował, gdy tylko próbowała wyciągnąć po niego ręce. Dlatego też tak bardzo ją fascynował i teraz nie mogła powstrzymać radości na myśl, iż może go bezkarnie obejrzeć i Maciek nic się o tym nie dowie. Chciwie wyciągnęła rękę po ozdóbkę. Okazał się nad wyraz lekki. Było to płaskie, owalne puzderko o ażurowych wycięciach w przedniej klapce. Teraz dopiero mogła się zachwycić misterną siatką filigranowych zdobień, bardziej podobnych do delikatnych koronek o kwietnych wzorach, niż wykończenia biżuterii. Tył medaliony był gładki, z mocno widocznymi zarysowaniami.

Córka JagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz