Rozdział 24

17 5 2
                                    

Marta nie była zachwycona pomysłem poszukiwań. Rozlegające się echem nawoływania przyprawiały ją o ból głowy i dzwonienie w uszach. Uważała tą eskapadę za bezcelowe marnotrawstwo sił i czasu. W przeciwieństwie do zapędów młodzieży, która najchętniej ruszyłaby w ciemną knieję, zaraz po ustaniu nocnej zawieruchy. Od początku uważała, że nie odnajdą ani dziewczyny, ani gaju. Skoro gaj nie chciał być odszukany przez tyle lat, to dlaczego teraz miałoby się to nagle zmienić? Ona, miejscowa Wiedźma, tego nie dokonała (w końcu sama próbowała i to kilkukrotnie, bez skutku, co doprowadzało ją początkowo do szewskiej pasji, z czasem przyzwyczaiła się jednak do myśli, że to jedno miejsce jest poza jej zasięgiem), a miałoby się udać to nagle teraz, komukolwiek, od przypadku? 

Zaklęła soczyście pod nosem, gdy po raz kolejny prawie przewróciła się o zdradliwie ukryty pod mchem i zgniłymi liśćmi korzeń i próbowała przyspieszyć, aby dotrzymać kroku reszcie.

Było już koło południa, sądząc po wysokości słońca na niebie. Powinna wygrzewać swoje stare kości na ławeczce przed dworem, korzystając z pięknej pogody, tak rzadkiej na granicy jesieni i zimy, w przerwie przed przygotowywaniem obiadu, a nie włóczyć się po ponurym lesie. Szła w ciszy, jako jedyna nie wydzierała się na całe gardło, płosząc nieliczne o tej porze roku leśne ptaki. Wolała wypatrywać... Gdyby ją zapytano, czego szuka, nie potrafiłaby tego jasno sprecyzować. Zdawała sobie sprawę jedynie, że jak już to znajdzie, to będzie o tym doskonale wiedziała.

 -------------------------------  

- Iwka, wybij to sobie z głowy - Tomek bardzo cierpliwie próbował poradzić sobie z narastającą frustracją Wieszczki.

- Co ty tam wiesz! - fuknęła jak obrażona kotka na chłopaka, chwytając się pod boki - Ona mnie potrzebuje, a wy mnie tutaj trzymacie!

- Przerabiamy to od wczorajszego wieczora. Nigdzie nie wyjdziesz, to niebezpieczne. Przypomnij sobie  tą całonocną nawałnicę... O cud zakrawa, że nikomu nic się nie stało. Do tego te wilki - wzdrygnął się - wyły pół nocy. Skąd tu wilki? Prababcia mówiła, że ostatnie nie przeżyły pochodu czerwonoarmistów na Berlin...

- Z prababcią to ty mi tutaj teraz nie wyjeżdżaj, o Asi mówimy - rudowłosa gotowała się ze złości.

- Co ty chcesz od prababci Lody? Zacna z niej kobieta była, a i rzadko komu udaje się dożyć 111 lat. Piękna liczba, piękna liczba.

- Pogratulować, ale ja wychodzę - warknęła.

- Nigdzie nie idziesz - westchnął po raz kolejny, profilaktycznie zasłaniając swoją sylwetką drzwi. Nie rozumiał, za jakie grzechy to właśnie on musiał zostać strażnikiem aresztu domowego Iwki, która krążyła nerwowo po swoim saloniku, wydeptując ścieżkę wokół sofki i stojącego przed nim stolika . Sam uważał, że bardziej przydałby się w lesie, który znał jak własną kieszeń, jednak z sobie znanych względów, jego chlebodawczyni wykluczyła go z trwających od kilku godzin poszukiwań.

-Jasne, tobie to pasuje, co Tomek? My tu sobie na tyłkach siedzimy, fajnie jest, wygodnie, nie? Niech biedną Asię te wilki zjedzą, albo może niedźwiedź, hm? Co powiesz Tomek na niedźwiedzia? Takiego wielkiego, kudłatego i wygłodniałego? Takie chucherko jak Asia to dla niego nic, deserek pewnie, a ty mi tutaj nadal drzwi blokujesz! - głos dziewczyny przeszedł w wysokie, piskliwe tony, od których zatrzęsły się szyby w oknach.

- Iwka, akurat byś Asię przed niedźwiedziem obroniła... - chociaż przed oczami stawał mu własnie obraz patykowatej Iwki rzucającej się z gołymi rękami i mordem w oczach na biednego dwumetrowego i trzystukilogramowego misia. Wzdrygnął się pod wpływem tego malowniczego obrazka. - W dodatku to nie pora roku na niedźwiedzie, nie wspominając o tym, że to nie Bieszczady, żeby tak wyskakiwały zza prawie każdego drzewa... Poczekajmy jeszcze trochę, może sama wróci, albo ją znajdą...

Córka JagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz