Prolog 2

94 14 4
                                    

Era Ludzi, teraźniejszość

Niewielka postać kobiety w ciemnoszarym, krótkim płaszczyku, którego kaptur zakrywał jej całą twarz, z podręczną torbą podróżną przewieszoną przez ramię, szybkim krokiem przechodzi dobrze znaną drogę do pracy.

O tej porze ruch na drodze właściwie zamierał, w okolicach jedenastej ludzie zwykle już dotarli do pracy, odstawili dzieci do szkoły i uporali się z zakupami w miejscowym sklepie. Zmierzała do centrum miejscowości. Centrum to duże słowo w odniesieniu do wioski zamieszkiwanej przez niespełna 1000 mieszkańców, a składającego się na główne skrzyżowanie, przy którym był kościół, sklep spożywczy i biblioteka...

Wytłumacz mi raz jeszcze, jak to możliwe, że próbujesz spóźnić się na 11:00 do pracy?

Ojj... Odpuść, daleko nie jest, na styk będę i tak, a o tej porze nikt do biblioteki nie zagląda.

Na takich rozmyślaniach zeszła jej dobrze znana 10-minutowa trasa, która wystarczyła, by mogła kilkukrotnie obrazić się sama na siebie. I nie zwrócić uwagi, iż od wyjścia z domu, w kilkunastometrowym odstępie ktoś za nią podążał. Nie pierwszy raz w ciągu ostatnich kilku tygodni.

Dla Witolda była niezwykłym obiektem do śledzenia, obserwował ją od miesiąca. Nadal nie rozumiał dlaczego Izabella przydzieliła go do tak błahego zadania, które mógłby powierzyć nawet początkującemu podopiecznemu. Dziewczyna była przewidywalna. Otaczała ją wręcz aura rutyny. W pewnym momencie był nawet zaskoczonym tym, że ktokolwiek może prowadzić życie nudne aż do bólu. Jego obiekt obserwacji funkcjonował tylko na trasach dom-praca, dom-szkoła, rzadkie odwiedziny u rodziny w tej samej miejscowości. 20-latka nie imprezowała, nigdzie nie wychodziła, nie miała chłopaka, ani żadnej przyjaciółki, do której wpadałaby na pogaduszki. To ułatwiało śledzenie, jednak nie dostarczało zbyt wielu informacji. Poza kilkoma niewyraźnymi fotografiami zrobionymi z ukrycia, opierał się tylko na wyciągniętych różnymi sposobami oficjalnych dokumentach, znalazł kilka wycinków prasowych. I nic. Nikt nie chciał niczego o niej powiedzieć. To będzie trudny raport, przeszło mu przez myśli, gdy wsiadał do zaparkowanego pod kościołem auta i odjeżdżał w kierunku Gniazda. Czas, aby zdać sprawozdanie ze śledztwa.

W tym czasie niczego nieświadoma dziewczyna stanęła przed poszarzałym budynkiem o zakratowanych oknach, zdecydowanie pamiętającym lepsze czasy i nadal mrucząc na siebie pod nosem zabrała się za otwieranie kolejnych drzwi, oddzielających ją od biblioteki. Zirytowana dodatkowo zacinającym się zamkiem, otworzyła wrota do swojego królestwa.

Zdejmując płaszczyk i ustawiając w mało widocznym miejscu torbę podróżną, lustrowała wnętrze czujnym wzrokiem, ale od wczorajszego dnia nic się nie zmieniło w pomieszczeniu. Nadal w małym, zimnym pokoiku o miętowych ścianach, wręcz domagających się malowania, oraz skrzypiącej wykładanej deskami podłodze, której środek zaścielał dywan o fakturze będącej krzykiem mody początku lat 80', stały stłoczone stare regały różnego autoramentu (wyglądające, jakby każda "epoka" życia biblioteki odcisnęła w tym wnętrzu swoje piętno) zapełnione książkami, które ona-bibliotekarka od czasu objęcia we władanie tej niewielkiej filii bibliotecznej starała się sukcesywnie uporządkować po poprzednikach - to dzieło napawało ja pewną dozą radości, widząc z dnia na dzień rosnące efekty własnej pracy. Obrazu dopełniało jej biurko (jeden z nowszych sprzętów w pomieszczeniu) i niewielka szafeczka zaraz przy drzwiach wejściowych po lewej stronie oraz usadowiony po przeciwnej stronie pokoju pod oknem imponującej wielkości, jak na tak małe pomieszczenie, katalog kartkowy - miejsce wystawowe dla nowości zakupionych dla biblioteki, któremu towarzyszył ustawiony po jego prawicy, pachnący jeszcze nowością, zestaw komputerowy dla czytelników i urządzenie wielofunkcyjne. Wszystkie meble wyglądały jakby ktoś z wielkim trudem wtłoczył je w to małe pomieszczenie.

-Szkoda że częściej przychodzą korzystać z komputera, niż po książki - westchnęła na głos, kończąc wypełniać zestawienie za poprzedni dzień.

Godziny pracy mijały jej spokojnie, ruch jak zwykle był niewielki, być może dlatego, że to listopad i pogoda nie zachęca do wyściubiania nosa z domu, a być może powodem była umierająca kultura książki... Jedyną zaletą takiego stanu rzeczy była możliwość wpisywania książek do nowego katalogu komputerowego. Przynajmniej kierowniczka nie będzie mogła powiedzieć, że nic nie zrobiła, widząc 40 dodanych pozycji .

Ze słabym uśmiechem powitała 17:00 na zegarku. Z jednej strony to oznaczało koniec pracy w tym tygodniu, a z drugiej weekend na zajęciach na uczelni (co w zasadzie lubiła) poprzedzony dotarciem do hostelu w Toruniu (tego już z reguły nie lubiła w tak podłą pogodę). Pocieszała ją myśl o dobrej książce zapakowanej do torebki.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------


Lekko przygarbiony mężczyzna siedzi przed ekranem komputera, z konsternacją wpatrując się w dzieło zniszczenia dokonane przez księgową.

Pytanie brzmi: jakim cudem? Przecież tak to ustawiłem, żeby nie mogła tego po raz kolejny zepsuć... Przed oddaniem komukolwiek komputera do pracy powinni robić testy na inteligencję odróżniające małpy człekokształtne od ludzi.

- Panie Maćku, długo jeszcze panu zejdzie? Bo ja jeszcze dzisiaj muszę wysłać raport księgowy - pani Basia, korpulentna księgowa w wieku 50+, kobieta tyleż krewka, co zupełnie niezorientowana w obsłudze sprzętu na miarę XXI wieku, autorka regularnych zapaści nerwowych Maćka nie dawała za wygraną, jeśli chodzi o szybkie odzyskanie działającego sprzętu.

- Jeszcze trochę mi z tym zejdzie. Mogłaby mi pani jeszcze raz wyjaśnić, jakim cudem tym razem go pani rozstroiła? - odparł już lekko zirytowanym tonem.

- Bo tam się wyświetliło takie okienko i ja coś klikłam, a potem jeszcze parę razy, tak jak mi pan tłumaczył i nie zadziałało - tłumaczyła się niemrawo pani Basia.

Nie słuchając już dalszych przemów głównej dywersantki, utkwił wzrok w ekranie komputera, skupiając się na własnych myślach:

Do tego Jassminne ma weekend na uczelni, znowu zostanę sam z tymi młotkami, można z nimi pograć, ale to już nie to samo co z nią... Ehhhh, na szczęście mam jej numer, może chociaż popiszemy, bo w tej dziadowskiej noclegowni nawet Wi-Fi nie ma.

Z rozmyślań wyrwał go dźwięk powiadomienia SMS.

Witold: Przyjdź tam gdzie zawsze o 19:00, czekaj na mnie przy barze.

Nie odpisywał, wiedział, że nie ma takiej potrzeby, za długo się znali. Zastanawiało go jednak, co aż tak pilnego ściągnęło Witolda do Lublina oraz musi zostać przez nich dwóch omówione jeszcze dzisiaj.

Córka JagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz