#4

397 51 7
                                    

**następnego dnia**

Mam zamiar po raz trzeci w ciągu trzech dni iść do sali Aniołów Stróżów. Co wczoraj zrobiłem? Albo dziś? Nie, dziś na pewno nic, bo jest jeszcze wcześnie. Czyli coś wczoraj zrobiłem. Ale co, do cholery? W nikogo chmurami nie rzucałem. Ogólnie byłem grzeczny. Uratowałem dziewczynę i w ogóle. O co może chodzić Susan?

W sali zobaczyłem czarnowłosą anielice. Podszedłem do niej, a ona się uśmiechnęła.

- Co chciałaś?- zapytałem. Na moje słowa trochę zmarszczyła brwi. No tak. Powinnem być grzeczniejszy.

- To znaczy... Chciałaś się ze mną spotkać, Susan.- powiedziałem teatralnym głosem, na co ona się zaśmiała.

- Jejku, Leondre, ty chyba nigdy się nie nauczysz. Chciałam cię tylko pogratulować. Nie każdy poradziłby sobie, by powstrzymać kogoś od spożycia narkotyków. Mam nadzieje, że dziś również sobie tak dobrze poradzisz jak wczoraj.- powiedziała na co się uśmiechnąłem.

- No jasne. Charlie może mi co najlepiej podskoczyć.- zacząłem się śmiać.

- Leondre!- pokręciła głową.

- Dobra już idę.- pachnąłem ręką i pobiegłem do Bramy.

Uśmiechnąłem się do strażnika i wyszedłem. Gdy to zrobiłem złapała mnie jedna myśl.
Dlaczego Bóg postanowił bym trafił do Nieba?
Przecież tyle zła zrobiłem za swojego życia.
Dokuczałem małej Tilly.
Chodziłem na wagary.
Ze wszystkiego miałem dość złe oceny, choć obiecywałem poprawę.
Kłamałem.
Nabijałem się z niektórych.
No i wiele, wiele więcej grzechów mogę powiedzieć.
Więc dlaczego jednak Niebo?
Dlaczego Bóg tak postanowił?
Może jednak w piekle miałbym swoje miejsce.

Tak rozmyślając powoli leciałem w stronę Ziemi. Nagle usłyszałem dziwne dźwięki. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem jak stado ptaków leci na mnie. O kuźwa! Chciałem przed nimi ucieknąć, ale jako, że jestem najlepszym aniołem w lataniu, zacząłem spadać. Zacząłem machać skrzydłami. Za jakie grzechy nie potrafię latać?

Gdy byłem już na dole, ktoś mnie złapał. Poczułem na swoich ramionach mocne oparzenia od prądu. Szybko ten ktoś się odsunął i syknął z bólu.

Ja zrobiłem to samo ocierając oparzone miejsca. Zobaczyłem, że Charlie pociera swoje dłonie o uda.

- Pogięło się, debilu?- zapytał.

- Nie musiałeś mnie łapać.- prychnąłem -Skończyłoby się to mniej boleśnie.

- Tak, pozwoliłbym ci roztrzaskać się na chodniku!- krzyknął.

- Kontrolowałem sytuacje!

- Prędzej byś mordą w beton wyrąbał!

Nagle coś sobie uświadomiłem i zacząłem się śmiać.

- Z czego ty się tak śmiejesz, gówniarzu?- zapytał oburzony.

- Po pierwsze: dla ciebie Leo, a po drugie: my nie żyjemy. Jakbyś mnie nie złapał i tak, by mnie to nie bolało. A co więcej nas dwóch.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili i on zaczął się śmiać.

-Ale dzięki.- powiedziałem, gdy uspokoiliśmy się.

- Ale ty serio nie umiesz latać?- zaśmiał się na co zrobiłem obrażoną minę.

- Tak no pewnie. Wystraszyło cię tylko stadko gęsi. Widziałem wszystko.- powiedział.

- Nie śmiej się! Wyskoczyły tak z nienacka! Nie mogłem nic zrobić!

- Dobrze, spokój, bo się jeszcze zapowietrzysz aniołku.- zaśmiał się.

Weszliśmy, to znaczy przenikliśmy do domu Hope.Staliśmy tak w ciszy spoglądając na dziewczynę.

Nagle dziewczyna dostała sms i gdy go przeczytała zaczęła płakać. Spojrzałem na wyświetlacz.

Cornelia
Zdzira. On nigdy z tobą nawet słowa nie zamieni, a nawet nie myśl, że pokocha. Rozpowiem wszystkim, że jesteś narkomanką i puszczalską suką. Po tym nawet nie spojrzy na ciebie.

- Kuźwa, Charlie co robić?- zapytałem nawet nie myśląc nad słowami.

- Jakbym żył już dawno bym jej wpieprzył.- burknął.

Charlie spojrzał na Hope.

- Myśli o samobójstwie.- powiedział.

- Skąd wiesz?- zapytałem.

- Nie teraz.- warknął Charlie.

- Ale nie namawiaj jej do tego!- krzyknąłem.

- Ja tylko wykonuję swoje obowiązki. Więc jak niczego nie zrobisz to spotkacie się w Niebie.- powiedział.

- Charlie ja nie potrafię!- przeraziłem się.

- Leo, dasz radę.- powiedział i spojrzał na mnie.

Podszedłem do dziewczyny, która wyciągnęła już rękę w stronę żyletki, która leżała na biurku.

- Żaden chłopak nie jest wart, by się zabić.- powiedziałem.

- Jesteś wartościową dziewczyną.- ciągnąłem.

- Jak umrzesz on nigdy cię nie pozna. Nigdy nie będzie wiedział, że istniejesz. Nigdy już cię nie pozna. Nigdy nie zbliży się do ciebie.

Ona nagle odłożyła z wahaniem żyletkę. Tyle? Poszło łatwiej niż myślałem. Albo...

- Co robiłeś?- zapytałem.

- Nic.

- Nie namawiałeś jej? Nic? Zupełnie?- dopytywałem.

- Szukałem bardzo dobrego argumentu, by ją przekonać, ale gdy go wymyśliłem ona odłożyła żyletkę.- powiedział i przeciągnął się lekko się uśmiechając.

- Dzięki, Charlie.- szepnąłem i spuściłem wzrok na moje białe buty.


Zakazana Miłość  |Chardre|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz