#5

177 25 11
                                    

Wybrałem numer to Charliego i przyłożyłem telefon do ucha. Czekałem przez kilka sekund, by ktoś odebrał, ale odezwała się poczta głosowa.

- Charlie, obiecuję, że jak przyjdziesz  do domu to cie uduszę. - wysyczałem pełen złości i zakończyłem połączenie.

Oj, my sobie dzisiaj poważnie porozmawiamy.

Usiadłem na ławce w parku.
  Od kilku dni już praktycznie nie widzimy się z Charliem. Gdzieś znika. Tłumaczył się, że to nic ważnego, że szuka pracy, bo chce już sam się utrzymywać. Nikomu nie zabraniam pracować, tylko coś mi tu nie gra.

  Patrzyłem na ludzi, którzy byli zajęci swoim życiem i nie zwracali na mnie uwagi. Może i to lepiej. Wszyscy się śpieszyli, nie mieli czasu by przystanąć i rozejrzeć się. Ludzie są za bardzo zapatrzeni w siebie. Najbardziej przykuła moją uwagę para chłopaków, którzy siedzieli przy fontannie. Rozmawiali i śmiali się. Wyglądali jak totalne przeciwieństwa. Jeden z nich miał pofarbowane na niebiesko włosy i czapkę z daszkiem. W wardze jak i w uchu miał kolczyki. Był ubrany w białą koszulkę, czerwoną koszulę w kratę i w czarne spodnie z dziurami. Widać było kawałek tatuażu, który miał na szyi. W ręce trzymał już w pół wypalonego papierosa. Co chwilę śmiał się, tak, że można było go usłyszeć z drugiego końca parku. Drugi chłopak, który siedziała naprzeciwko niego miał jasno brązowe włosy i okulary. Ubrany był w zwyczajną szarą bluzę i jasne jeansy. On natomiast był cichy, uśmiechał się tylko. Jego śmiechu nie mogłem usłyszeć choć widziałem, że kilka razy się zaśmiał. Po chwili kolorowy wypuścił z ust dym wprost na twarz chłopaka i pocałował go.
Był to naprawdę bardzo uroczy i słodki widok, choć większość ludzi, którzy koło nich przechodziło tylko się krzywiło. Ktoś krzyknął na nich "pedały", ale kolorowy tylko wystawił środkowego palca w stronę krzyku.

Patrzyłem na nich z wielką fascynacją, byłem szczęśliwy, że na ulicach można było dostrzec coraz więcej innych par niż hetero.

- Można się przysiąść? - usłyszałem za sobą męski głos, który spowodował u mnie ciarki.

- Proszę. - powiedziałem niechętnie, bo nie chciałem wyjść na nieuprzejmego.

Był do czarnowłosy, wysoki mężczyzna, bardzo blady, w uchu miał tunel a w chrząstce nosa kolczyk.
Jego strój był cały czarny: czarna bluza, czarne jeansy i czarne buty.

Nie wiem dlaczego, ale ten mężczyzna budził we mnie niechęć. Choć nigdy nie oceniam ludzi po wyglądzie, bo uważam, że każdy pokazuje w ten sposób siebie, to teraz tak nie było.

Zaczęła mnie boleć głowa i zrobiło mi się słabo.

- Jestem Devil. - powiedział.

Przełknąłem ślinę.

- Leondre. - odpowiedziałem.

- Dlaczego jesteś sam? - zapytał.

- A dlaczego pan jest sam? - odpowiedziałem pytaniem, na co Devil się uśmiechnął.

- Lubie być sam. Ale ty na takiego nie wyglądasz. - zaśmiał się.

Czułem się niepewnie i w duchu modliłem się, żeby sobie już poszedł.

- Czekam na chłopaka. - wymamrotałem.

Byłem pewien, że mnie zaraz wyzwie od najgorszych. Jednak tak się nie stało. Był bardzo spokojny. Jak dla mnie zbyt spokojny.

- Jak ma na imię twój chłopak?

Nie miałem ochoty odpowiadać na żadne pytanie. Ale zawsze staram się być uprzejmy do drugiego człowieka, dopuki on jest uprzejmy dla mnie. Devil nic złego mi nie powiedział.

-Charlie. - szepnąłem spuszczając głowę.

- Bardzo ładne imię. Pewnie jesteście ze sobą bardzo szczęśliwi. - stwierdził.

- Leondre! - usłyszałem wołanie mojego imienia.

Szybko podniosłem głowę i zacząłem rozglądać się za dobrze znanym mi głosem.

Wstałem widząc Charliego, który szybkim i pewnym krokiem zmierzał w moją stronę.

Gdy był już blisko mnie złapał mnie bardzo mocno za rękę i spojrzał wrogo na czarnowłosego, na co ten wstał.

- Kim on jest? - warknął do mnie.

- Devil. - powiedział chłopak krzyżując ręce na piersi.

- Spoko. Leondre idziemy. - jeszcze mocniej ścisnął mój nadgarstek i kawałek dłoni.

Syknąłem z bólu, próbując oswobodzić rękę. Blondyn nadal wrogo patrzył na czarnowłosego. Po kilku sekundach jednak pociągnął mnie za sobą.
Przy wyjściu z parku podrapałem go wolną ręką w ramię. Nie chciałem tego robić, ale nie reagował na moje proźby, by mnie już puścił.
Charlie syknął z bólu puszczając mnie.

- Co ty robisz? - zapytałem kipiąc już złością.

- Idziemy do domu. - powiedział prubując, by jego głos brzmiał jak najłagodniej.

- Nie. - wywarczałem.

- To gdzie chcesz iść?

- Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! Gdzieś znikasz na całe dnie, wystawiasz mnie, a teraz tak jakby nigdy nic idziemy do domu?! Chyba ty! Sam! - wykrzyczałem.

Nie zwracałem uwagi na przechodzących obok ludzi, którzy na nas patrzyli jak na dwójkę wariatów. Chciałem już to z nim wyjaśnić, bo niestety przegiął.

- Leondre...

- Nie! Nie ma żadnego"Leondre"! Idę do mamy. - powiedziałem i szybko zacząłem iść przez ulicę w stronę domu mojej mamy.

- Leondre! - krzyknął za mną.

Spojrzałem na mój nadgarstek. Miałem na nim duży ślad. Zostanie siniak.


___________________
Wracam :)
Jak wam się podoba? Dość długi i w sumie jestem zadowolona. <3


Zakazana Miłość  |Chardre|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz