#7

169 28 9
                                    

- Dasz mi buziaka, Charlie? - zapytałem kładąc głowę na udach starszego, który aktualnie patrzył ślepo w telefon.

Blondyn spojrzał na mnie, a następnie schylił się i dał mi proszone całusa.

Byliśmy u rodziców Charliego na niedzielnym obiedzie. Karen krzatała się jeszcze w kuchni, a Brooke siedziała na fotelu, a ojciec Charliego siedział przy stole czytając gazetę.

Typowa rodzinka...

- Charlie, choć porozmawiać. - powiedział nagle ojciec blondyna i poszedł do kuchni.

Charlie spojrzał na niego pytająco, ale powitał głową.

- Leo, przesuń się tłuściochu. - zaśmiał się.

Wstałem i zrobiłem obrażoną minę zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Żartowałem. - pocałował mnie w skroń i wstał kierując się do kuchni.

Usiadłem wygodniej na kanapie próbując bardziej wsłuchać się w rozmowę dorosłych.

Charlie

- Słucham? - zapytałem opierając się o blat.

- W garażu stoi nadal samochód. Twój samochód. - zaczął ojciec kładąc większy nacisk na "twój".

- I co w związku z tym? - podniosłem jedna brew patrząc na rodziców.

- Przy swoim domu macie przecież mały garaż. Auto się spokojnie zmieści. - powiedziała mama.

Wiem, już do czego zmierzacie i nie...

- I?

- Nie myślisz, że już chyba czas wziąć ten samochód? W ogóle dlaczego nim nie jeździsz? Nie odpowiada Ci? Przecież to twoje auto, możesz z nim robić co chcesz nawet sprzedać.

Wyglądali jakby ćwiczyli tą rozmowę tysiąc razy tak jakby trenowali przed ważna sztuką.

Przygryzłem policzek od środka i spuściłem głowę.

Co ja mam im powiedzieć? Nie, nie będę ruszać tego przeklętego samochodu, bo jeszcze kogoś zabije?

- Charlie? - mama wyraźnie się zmartwiona, a ja już czułem łzy w oczach.

- Wezmę, ale muszę zrobić miejsce. - powiedziałem poważnie podnosząc głowę i wychodząc z kuchni.

Usiadłem koło Leo na kanapie. Patrzyłem się tępo w telewizor, na którym miały kolorowe obrazy jakieś bajki, którą oglądała Brooke.

Nie mogłem odpędzić się od obrazu. Wszytko miałem przed oczami. Wszytko widziałem wyraźnie. Otwarte okno, bo było mi duszno. Smród i smog, który wypełniał mój samochód. Ulice były w miarę puste. Spojrzałem na światła. Zielone. Nagle głośny głuchy huk. Nie wiedziałem co się dzieje. Nic nie widziałem. Po kilku sekundach otworzyłem oczy. Spojrzałem na przednią szybę. Była pęknięta w jednym miejscu, a przez całą rozchodziły się pajączki*.
Nie wiedziałem co się stało. Byłem przerażony. Miałem pustkę w głowie.
Nagle usłyszałem głośny krzyk kobiety. Spojrzałem przez boczne okno. Kilkoro ludzi zaczęło się zbliżać do mnie. Już nic nie słyszałem. Patrzyłem tępo w kierownicę. Ktoś otworzył drzwi i zaczął coś mówić.
Nic nie rozumiałem. Popatrzyłem na mężczyznę, który próbował mni wydostać z samochodu. Chwiejnym krokiem podszedłem do tłumu, który zgromadził się wokół samochodu.
Nie myśląc co robię odepchnąłem kilka osób. Nie mogłem uwierzyć w ro co zrobiłem. Na pasach było pełno krwi. Moje serce biło jak głupie, w płucach brakowało tchu, a w ustach czułem suchość.

Chłopak leżał nieprzytomny, całe ciało miał we krwi. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, choć pragnąłem.
Do chłopaka podszedł jakiś mężczyzna.

Nie widziałem już co robi. W oczach miałem łzy.

- Nie żyje... - usłyszałem.

Zabiłem człowieka...

- Charlie? Charlie... - zobaczyłem jak młodszy macha mi ręką przed twarzą.

- C-co? - zapytałem patrząc na niego

- Co się stało?

Dotknąłem moje policzki, które były mokre i gorące.

- Nic... - odpowiedziałem wycierając twarz rękawem bluzy.

Leondre dotknął mojej dłoni.

- Musimy porozmawiać w domu.

____________________
*pajączki - takie pęknięcia, które wyglądają jak pajęczyny. Tata mi tłumaczył. I jeśli człowiek lub coś innego uderzy w maskę i szybę samochodu to tak - jest głośny, lecz głuchy huk.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.

Zakazana Miłość  |Chardre|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz