#6

456 37 26
                                    

**następny dzień**

I po raz kolejny kieruję się do Sali Aniołów Stróżów. Najchętniej to bym się zabił. Strzelił sobie w skroń, powiesił, podciął żyły, skoczył z mostu, przedawkował leki. Ale jest jeden mały problem o którym zapomniałem... Ja nie żyję. Smuteczek.

- Leondre!- usłyszałem wołanie Susan.

Przełknąłem ślinę i szybkim krokiem poszedłem do czarnowłosej. Spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem.

- Wczoraj, twoja podopieczna próbowała popełnić samobójstwo...

- Naprawdę?- zapytałem z ironią zakładając ręce na piersi.

- Chciałeś ją uratować?- zapytała nie zważając na moje poprzednie słowa.

- Nie, połaskotać.- warknąłem marszcząc brwi.

- Leondre! Nie tolerujemy...

- Tutaj tego. Kurwa, wiem o tym! Ale ja nie potrafię inaczej. Po prostu nie potrafię. Jestem taki jaki jestem. Nie zmienię tego. Chciałbym, ale nie potrafię.-zacząłem krzyczeć nie zwracając uwagi na anioły, które gapiły się na mnie jak na diabła z białymi skrzydłami.

Nie zważając na to odwróciłem się na pięcie.

- Gdzie idziesz?- zapytała Susan.

- Idę pilnować Hope, bo jeśli tam się nie zjawię, może zrobić coś głupiego.- warknąłem i rozłożyłem skrzydła.

Przeleciałem przez bramę i szybko przyleciałem na Ziemię. Usiadłem na schodku koło Hope, która była właśnie w skateparku.

- Jakbym mógł to bym się zabił.- usłyszałem cichy szept za sobą.

Odwróciłem się w jego stronę. To był Charlie. Miał bardzo rozczochrane włosy, oczy miał zaczerwienione i jak zawsze czarną, skórzaną kurtkę i dziurawe dżinsy. Głowę miał spuszczoną, tak jakby nie wiedział o mojej obecności.

- Coś się stało?- zapytałem w jego niebieskie oczy, które były pozbawione blasku.

Na moje słowa blondyn lekko podskoczył przestraszony, a potem spojrzał na mnie wrogo marszcząc brwi.

- Odwal się ode mnie.- warknął i usiadł po drugiej stronie Hope, która właśnie przeglądała facebooka.

- Charlie, co się stało?- nie odpuszczałem.

- Odwal się o de mnie, gówniarzu!- wrzasnął na mnie, na co się przestraszyłem.

Nie odpuszczę tak łatwo, o nie! Wybij to sobie z głowy!

Charlie schował twarz w dłoniach.

- Jesteś  beznadziejna. Nikomu nie potrzebna. Głupia puszczalska. Kto na ciebie popatrzy?- zaczął szeptać jej do ucha.

- Jesteś dobrą, inteligentną, piękną dziewczyną. Niczemu nie jesteś winna. Nie jesteś ani głupia ani puszczalska. Każdy chłopak na poziomie twojej inteligencji pragnąłby się z tobą umówić.- zacząłem szeptać jej do drugiego ucha.

- Powinnaś się zabić. Tak. To bardzo dobry pomysł. Podetniesz sobie żyły i po wszystkim. Koniec z przezwiskami, koniec z tym wszystkim co złe.

- Umrzesz i nie postawisz się prześladowcom. Nie pokażesz im jaka jesteś silna. Będą myśleć, że jesteś tchórzem.- powiedziałem. Myślałęm, że Charlie odpuści, jak tak zazwyczaj robił, ale się pomyliłem.

- Ale to prawda, że jesteś tchórzem. Weź żyletkę i po prostu to zrób.- ponaglił ją.

Dziewczyna zdjęła z telefonu etuie i wyjęła żyletkę.

Zakazana Miłość  |Chardre|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz