IV: Szara róża

3.9K 407 27
                                    

Przewróciłem oczami, słysząc jego słowa. Jednocześnie skarciłem się w myślach za swoją naiwność. Sam fakt, iż myślałem, że ten bezwartościowy shinigami mógłby się na coś przydać, dowodził o moim wysokim poziomie desperacji. Niechętnie skinąłem głową, czekając na jego słowa, które, jak się później okazało, wybitnie mi się nie spodobały. Grell zaczął temat specyficznych bogów śmierci - dezerterów. Czerwonowłosy sądził, iż tylko oni byli w stanie pomóc, ponieważ zwyczajnie nie mieli niczego do stracenia. Do głowy przychodziła mi na myśl tylko jedna osoba. Ostatnia, którą chciałbym o cokolwiek prosić. Po chwili namysłu, zacząłem jednak uważać to wyjście za lepsze, niż powierzenie się temu wariatowi, bo sam przyznał, że miał w tym zerowe doświadczenie. Z drugiej strony, przyjście do Undertakera oznaczało, że oddaję się w ręce jeszcze większego szaleńca. Co więcej, o ile zachowania Grella mogłem określić jako dość przewidywalne, o tyle grabarz miał swoje, niezrozumiane humory. Mimo wszystko, postanowiłem zaryzykować. Moja chęć ujrzenia panicza w pełni życia była zdecydowanie zbyt wielka.  

  Chciałem się uwolnić od dręczącego poczucia winy i wrócić do tego, co przeminęło.  

Nim się obejrzałem, ja i Grell znaleźliśmy się na powrót w Londynie, a konkretniej przed zakładem pogrzebowym, należącym do niezależnego boga śmierci. Już miałem nacisnąć klamkę i wejść do środka, kiedy to czerwonowłosy oświadczył, iż będziemy zmuszeni do rozdzielenia się, co w sumie było mi na rękę. Miał trochę pracy i nie chciał wchodzić w drogę Williamowi, więc zmył się szybko, jazgocząc na odchodne, że wolałby spędzić ze mną więcej czasu. Westchnąłem znudzony, odprowadzając go wzrokiem do najbliższego skrzyżowania. Gdy byłem pewny, iż Grell oddalił się na dobre, wszedłem do środka, uruchamiając upiorny dzwonek, zwiastujący przyjście potencjalnego klienta. Za biurkiem, jak zawsze, siedział białowłosy. Szybko zilustrował mnie wzrokiem, opierając głowę o rękę. O ile przy naszych wcześniejszych spotkaniach sprawiał wrażenie rozbawionego, o tyle tym razem miałem wrażenie, że tłumił w sobie dziką ochotę, aby wydrapać mi oczy. Nie widziałem jego zielonych tęczówek spod długich, jasnych włosów, ale czułem, iż wodził za mną wzrokiem z wyraźnym niesmakiem, który malował się na jego twarzy. Było mi niezmiernie wstyd za całą sytuację i wybitnie nie chciałem go o nic prosić, jednak zostałem niejako zmuszony do schowania mojej dumy do kieszeni.
- Zabiłeś malutkiego hrabiego. Nie masz tu czego szukać, Panie Lokaju - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, wyraźnie akcentując to, jak mnie nazwał. Najwyraźniej chciał mi zwyczajnie zrobić na złość, gdyż doskonale wiedział, że wraz z zabraniem duszy mojego panicza, przestałem być kamerdynerem, czego mi niezwykle brakowało. - Masz tupet, żeby po tym wszystkim pokazywać się w Londynie - dodał z nieco wrednym uśmieszkiem.
- Przyszedłem tutaj właśnie w jego sprawie. Zostałeś mi polecony przez innego shinigami. Podobno jesteś bardziej doświadczony - skwitowałem, udając, że nie słyszałem jego wypowiedzi. Sądziłem, że jak tak dalej pójdzie, faktycznie zrobię sobie coś z narządem słuchu, bo zbyt dużo razy udawałem, iż czyjeś słowa do mnie nie docierały. - Chciałbym, abyś wyciągnął ze mnie duszę mojego pana i na powrót włożył ją do jego ciała. Tak, aby otworzył oczy. Czy to jest jeszcze wykonalne?  

Odpowiedział mi maniakalny śmiech grabarza, który wręcz skręcał się z rozbawienia. Jego chichotom nie było końca, gdyż co jakiś czas uspokajał się, aby na nowo wybuchnąć niekontrolowanym rechotem. Odgarnął aż zbyt długą grzywkę, aby dobrze mi się przyjrzeć oraz upewnić się, czy mówiłem poważnie. W końcu ruszył się ze swojego miejsca i oparł się o biurko, stając do niego tyłem.
- A więc nadal posiadasz jego ciało. Dlatego nikt nie sprowadził do mnie małego hrabiego. To wszystko wyjaśnia - odparł z niemałym zaciekawieniem. - Odebrałeś mi nawet przyjemność z jego pochówku.
- Chcę to odkręcić. Jeżeli nie umiesz mi pomóc, po prostu wyjdę - burknąłem nieco speszony, zaczynając żałować, że jednak nie oddałem się w ręce czerwonowłosego. Z drugiej strony, nie chciałem aż tak szybko kończyć żywota, biorąc pod uwagę ewentualne pomyłki. - Już i tak, samym proszeniem cię, upadłem gorzej, niż wszystkie czarne anioły razem wzięte - dodałem zniesmaczony. Po tych słowach zwyczajnie straciłem nadzieję na przywrócenie życia mojemu paniczowi. Widziałem, że shinigami nie wyrażali chęci współpracy, a ja nie byłem w stanie dokonać tego w pojedynkę.  

Gdy położyłem rękę na klamce, zdarzyło się coś niespodziewanego. Undertaker zatrzymał mnie, mówiąc, iż dostatecznie się namyślił, a następnie zgodził się na wykonanie odpowiedniego manewru, o jaki go prosiłem. Obserwując jego zachowanie, zachodziłem w głowę, czy faktycznie potrzebował chwili do zastanowienia, czy po prostu droczył się ze mną w nadziei, że puszczą mi nerwy. Może i byłem o krok od tego, jednak nie zamierzałem wchodzić mu w drogę ewentualną bójką. Wszak nasze ścieżki rozeszły się z chwilą odebrania duszy małemu kontrahentowi. Jego dłoń, wyciągnięta w moją stronę była jedynie przejawem dobrej woli i to ja w tamtej sytuacji się narzucałem. Żniwiarz zadeklarował, iż zjawi się w piekle następnego wieczora, gdyż musiał zająć się niedługo czyimś pochówkiem.
- Łatwiej wyciągnąć duszę z demona, niż z prawdziwych zaświatów - podsumował, siadając na jednej z trumien. - Możesz już iść. Zjawię się. Nie musisz się martwić, Panie Lokaju - dodał złośliwie, otwierając wieko innego wiecznego łoża, ukazując mi tę samą osobę, którą widziałem wcześniej na rynku.  

Panienka Elizabeth zadziwiająco szybko została doprowadzona do porządku i gdybym jakiś czas temu nie widział jej obrażeń, sądziłbym, iż umarła we śnie. Tym gestem białowłosy chciał się pewnie popisać swoimi umiejętnościami, a przynajmniej ja tak to odebrałem. Mimo iż widok nieżywej, młodej damy nie powinien wywoływać u mnie wstrętu, cofnąłem się, przypominając sobie zawartość szklanej trumny, do której zawsze odkładałem panicza. Mimowolnie wzdrygnąłem się, co nie uszło uwadze Undertakera. Sprawiał wrażenie, jakby się świetnie bawił.

Gdy przyjrzałem się bliżej jasnowłosej, dostrzegłem kilka podobieństw między nią a niedoszłym narzeczonym tejże młodej damy. Wyglądała równie spokojnie, a na jej ciele zagościły ubrania, utrzymane w czarnych barwach. Skóra również była blada, jednak nie tak śnieżno-biała, jak panicza. Obserwując ją w milczeniu, odczułem straszliwą potrzebę wrócenia do piekła. Nie chciałem dłużej przebywać w zakładzie.
- Dotrzymasz obietnicy? - rzuciłem niepewnie, odgarniając czarny, przydługi kosmyk włosów z twarzy. 

Broken Glass || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz