XXX: Bukiet wspomnień

2.3K 220 64
                                    

EPILOG

Dzwony zaczęły bić swoją upiorną kołysankę, oznajmiając południe. Dokładnie o tej godzinie miał się odbyć drugi pogrzeb, ale rachunek w duszach i uroczystościach dalej nie chciał się zgadzać. Wszystko przez dodatkowe, drobne ciało we wnętrzu czarnej, nieproporcjonalnie wielkiej trumny. Zresztą zamkniętej szczelnie, aby nikt nie mógł jej otworzyć. Zazwyczaj moja precyzja wymagała czasu, więc chyba pierwszy raz działałem pod wpływem jakiegoś nieubłaganego terminu. W końcu shinigami mają przed sobą całą wieczność i bezsensownym okazywał się jakikolwiek pośpiech. Niemniej jednak, spędzając noc w pracowni, załatałem potrzebne sprawy, w tym małą czaszkę, z którą spotkała się doskonale trafiona kula. Hrabia stał się przewidywalny. Nie było sensu ratować go ponownie. Śmierć jest czasami o wiele przyjemniejszym doświadczeniem niż przedzieranie się przez życiowe bagno. Tym bardziej że to pierwsze nieprzerwanie stanowi jedyną pewną rzecz na świecie, a z kolei na końcu egzystencji czasami nie zastaje się upragnionego celu. Często odkrywa się z tego faktu jedynie jeszcze więcej bólu, związanego z rozczarowaniem.

Bogowie śmierci dają komfort śmiertelnym. Spokój jest szczęśliwością uciemiężonych, ale tylko bojowanie gwarantuje podniebny byt. Czy to dlatego nędzny demon i fałszywy hrabia skończyli bez skrzydeł? Ta zagadka chodziła mi po głowie, kiedy trumna ześlizgiwała się ze zmęczonego nieprzespaną nocą ramienia. Co jakiś czas, z ciekawością, obserwowałem żałobników. Mieli takie śmieszne twarze, nie rozumiejące, iż to był jedynie nowy początek. Ich strudzone i znużone brakiem snu oczy uparcie informowały o dostatecznie bolesnej tragedii, związanej z pożegnaniami lokajów oraz zaginięciem małego hrabiego. Naturalnym wydawało się to, że Scotland Yard miał w zamiarach przesłuchiwanie mnie w tej sprawie. Byłem pewny, że po raz kolejny niczego nie udowodnią. 

Jacyż to ludzie są zabawni, że mimo wszystko próbują, chociaż to wszystko, co na bieżącą chwilę jest dla nich ważne, pójdzie kiedyś między bajki, przełożone różową zakładką. Doskonałym dowodem na wpisywanie się we wspomniany schemat były właśnie te dwie lalki, będące w niesionej trumnie. Nigdy nie wierzyłem w miłość, jednak co, jeżeli faktycznie jej doświadczyli? Czyim dziełem była, skoro nawet demon potrafił ją posiąść? Szczęśliwszym jest ten, kto nie wie nic, więc starałem się stopniowo wymazywać pytania z głowy. Cinematic records zniknęły, zostawiając mnie z powolnym procesem składania wszystkiego w całość. Niczym w ponurym kryminale kompletowałem i sklejałem fragmenty wydarzeń. Poranek ukazał mi krwawy zachód i sporą ilość pracy do wykonania, przez co wreszcie hrabia siedział spokojny i w taki sposób, jaki go układałem.

Popołudnie było kojące, bo zostali pochowani razem. Słuch po kimś takim jak Ciel Phantomhive przepadł. Został po nim chyba jedynie fałszywy grób obok płyt jego rodzicieli oraz lekki wiatr, kołyszący dzwoneczek przy nagrobku wiernego sługi. Coś dziwnego sprawiało, że za każdą wizytą na cmentarzu, nie umiałem przejść obojętnie koło wyrytego w kamieniu napisu, który informował mnie o miejscu spoczynku niejakiego Sebastiana Michaelisa. Oboje dostali tego, czego skrycie pragnęli i tylko ja wiedziałem o ich szczęściu. Dlaczego w taki sposób to tytułowałem? Żałosna naiwność podpowiadała, że gdzieś ich przyjęto. Gdzieś, gdzie mogliby faktycznie być ze sobą na takich zasadach, na jakich powinni. Zazdrościłem im nieco, chociaż nigdy nie mogłem zrozumieć, lecz czy trzeba pojmować, żeby wierzyć?

Zakład bez niezapowiedzianych odwiedzin tej przedziwnej pary stał się nudny. Sam nie wiedziałem, czy po prostu tak mi się wydawało, czy faktycznie nawet kwiaty w nim zaczęły szybciej więdnąć. Po prostu dookoła mnie nie było już nawet cienia życia, a mimo to, już chyba przez samą rutynę, wymieniałem wodę w ciemnych, glinianych wazonach z wymalowanymi krzyżami oraz w starych, wielokrotnie klejonych, wysokich szklankach. Umarli nie odżywali. Niezależnie, czy odeszli mentalnie — za życia, czy też w prawdziwym znaczeniu tego słowa, czyli zaraz po przejściu na tamtą stronę. Eksperymenty na nic się zdawały. Zrozumiałem, że ciała były już jedynie niechętnie dotykanymi lalkami i to tymi najbardziej upiornymi, z pustymi oczami i dekorującymi szafki dzieci.

Szum wody, pochodzącej z kranu na moment zagłuszył moje myśli. Zbyt mocno odkręcony strumień obijał się o wyszczerbione, przeźroczyste naczynie. Pozorna reanimacja nie przebiegła po mojej myśli. Żółtawo-brązowe lilie, które pierwotnie miały białą barwę, nadal pozostały suche i brzydkie. Nie to, co bukiet przewiązanych czarną wstążką o milczącym napisie, dwudziestu dziewięciu chryzantem i róż — ciągle żywych kwiatów, złożonych przed szarą płytą. Zastanawiałem się, czy aby przypadkiem nie działo się to przez obecność czerwonej, połyskującej na płatkach w słoneczne dnie krwi. Jakby zaklęte miłością, leżały jak zaczarowane. Swój bezpłciowy pęk postawiłem natomiast na biurku, ot tak, aby mieć na co popatrzeć. Pech chciał, że zrobiłem to jakoś nieumiejętnie. Umiejscowiłem je zbyt bardzo z brzegu, przez co bukiet przechylił się i pociągnął za sobą prowizoryczny wazon. Woda rozlała się po podłodze, a maleńkie odłamki szkła rozbryznęły się po całym pomieszczeniu.  

Och, jakie żałosne i kruche jest życie.

Broken Glass || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz