IX: Brązowa róża

3.7K 385 52
                                    

Przekonałem się o tym jakiś czas później. Panicz i ja wróciliśmy do dawnych przyzwyczajeń. Brakowało jedynie papierów z firmy Funtom, nieznośnej narzeczonej panicza, spotkań biznesowych oraz tego samego otoczenia, w postaci znajomych ulic Londynu i bezkresnych korytarzy rodzinnej rezydencji chłopca. Nie odniosłem jednak wrażenia, że tęskniłby za tym w jakikolwiek sposób. Nie pytał o nic, całkowicie akceptując to, co mu narzuciłem, zapewne ciesząc się w duchu z mniejszej ilości obowiązków. Jedyną sprawą, która wiązała się z dawnym miejscem zamieszkania i jednocześnie frapowała niebieskookiego, była kwestia rodzinnych grobów oraz pamiątek, bo o ile zabrałem większość albumów, o tyle musiał zrozumieć, że musiały one zastąpić mu sporadyczne wizyty na angielskim cmentarzu. Dowiedziawszy się, jak się sprawy miały, nie wypytywał o nie ponownie i jakoś przywyknął do nowych realiów.  

Zauważyłem jednak, że w pewnych momentach okazywał swoją nieufność wobec mojej osoby i strasznie, a zarazem niewytłumaczalnie mnie to raniło. Czasami odsuwał się lub wodził za mną wzrokiem. Znajdowałem pocieszenie w irracjonalnych drobnostkach, takich jak zjedzony obiad lub też zaproszenie do wspólnej gry, która niewątpliwie zbliżała nas do siebie. Zastanawiałem się, czy partyjki szachów były przez nas rozgrywane za sprawą wszędobylskiej nudy, czy z chęci zapoznania się bliżej i w nieco bardziej ludzki sposób. Bez ogromu zobowiązań.
- Gdy skończymy grać, musisz mnie przebrać - wyrwał mnie z transu, wykonując ruch czarnym skoczkiem. - Jeden z mankietów mojej koszuli wymaga naprawy - sprecyzował problem, podwijając rękaw ciemnej marynarki.
Wziąłem jego drobną dłoń do rąk i obejrzałem dokładnie, w czym leżał problem. Nitka z jakichś powodów nie wytrzymała i rozpruła się tak, że złoty guzik trzymał się prawie wbrew prawom fizyki, chociaż trzeba było przyznać, że część z nich faktycznie nie znajdywała zastosowania tam, gdzie się znajdowaliśmy. Piekło miało swoje własne zasady. Zadeklarowałem jedynie, że spełnię jego rozkaz i zajmę się niesfornym mankietem.  

Prędko zmieniłem jego ubranie, a panicz zajął się sobą, pochłaniając wybraną lekturę z półki, usadawiając się wygodnie na salonowej sofie. Jednocześnie pozwolił mi tym na szybką naprawę uszkodzonej koszuli. Natychmiast udałem się do miejsca, w którym stała moja wysłużona, ale i zasłużona maszyna do szycia. Zgarnąłem ze stołu pasujący kolor nitki oraz niewielką igłę. Spokojnie i z należytym namaszczeniem usadowiłem guzik na jego miejscu, dodatkowo go zabezpieczając. Nie zajęło mi to wiele czasu, a gdy już uporałem się z koszulą mojego pana, złożyłem ją i położyłem koło siebie, dając mojej osobie na odrobinę odpoczynku. Dość szybko męczyłem się, będąc wygłodniałym, niczym wilk. 

Okropne, nieprzyjemne uczucie głodu nie zamierzało mnie tak szybko opuścić.

Ogarnąłem wzrokiem pokój, w którym się znajdowałem, śledząc przy tym każdy projekt ubrań, jaki umocowałem na ścianie, a było ich naprawdę sporo. Szycie dla mojej perfekcyjnej lalki stało się jakby osobliwą obsesją. Wiedziałem, że w każdym materiale i fasonie będzie mu wspaniale, dlatego też skupiłem się na jednej kartce, kreślonej w szaleńczej tęsknocie, kiedy serce hrabiego nie biło tak żywo, jak teraz. Przedstawiała ona projekt czerwonego, niezwykle dekoracyjnego, zmysłowego, ale i eleganckiego stroju. Ludzie kojarzyli ten kolor z miłością, dlatego też wybrałem najbardziej krwisty materiał, jaki wpadł mi w ręce. Chciałem ofiarować mu kolejny prezent, który możliwie dałby do myślenia. Wybraną barwą chciałem wyrazić niezrozumiałe uczucie we mnie, ale i to, że byłem gotowy do tego, aby przelać niezliczoną ilość wiadomego płynu, byleby tylko zauważył moje starania i je docenił. Fotograficzna pamięć przydała mi się niezwykle, gdy zająłem się pasującym szablonem. Znałem jego wymiary lepiej niż ta żałosna, wyuzdana projektantka, Hopkins. Byłem od niej o niebo lepszy. Materiał wił się szaleńczo między moimi palcami, niczym wąż, który miałby sprezentować jabłko mojej rozbudzonej Ewie. 

Maszyna zacharczała nieznośnie.  

Już po kilku chwilach byłem w trakcie przyszywania czarnych falban do rękawów lejącej się koszuli. W pasujące nakrycie głowy powpinałem sztuczne róże w tym samym kolorze. Zwieńczając czerwony kapelusz czarną woalką, odsunąłem się od manekina. Spojrzałem na całokształt, zadowolony z siebie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, ile czasu poświęciłem na stworzenie mojego prezentu. Wyobrażałem sobie, jak mógłby w nim wyglądać i jak zniewalająco prezentowałby się, gdybym go z niego zrywał. Nie wiedziałem, jak daleko zawędrowałyby moje paskudne, grzeszne myśli, gdybym nie usłyszał za sobą cichych oklasków.
- Wspaniałe przedstawienie, Sebastianie.
Natychmiast podskoczyłem i odwróciłem się za siebie. Przez niedziałający kontrakt miałem niemałe problemy z określeniem jego położenia. Zadziwiał mnie jedynie fakt, że nie poczułem za sobą tak wspaniałej duszy. Możliwe, iż to dlatego, że zeszła po prostu na dalszy plan.  

Był jak najwspanialszy prezent urodzinowy.

Opakowany w kolorowe wstęgi, starannie dobrane do całokształtu i koloru pudła. Choć zawartość kusiła, najbardziej chciałem dotknąć właśnie opakowania. Sęk w tym, że nigdy nie obchodziłem urodzin.
- Podoba ci się, paniczu? - odsunąłem się nieznacznie, aby mógł przyjrzeć się potencjalnemu podarkowi. - Uszyłem to z myślą o tobie - dodałem nieco mniej śmiało.
- Nie sądziłem, że masz aż taki dryg do szycia - skwitował z zaciekawionym wyrazem twarzy. Jednak, zamiast skierować całą uwagę na podarek, podszedł do ściany z moimi projektami. Zerwał jeden z nich, nie pytając nawet o zgodę. Był to projekt sukni. Moje dziwactwo przewidywało nawet pełne wdzięku, damskie kreacje, mając na uwadze to, co założył na siebie podczas jednej z naszych misji. Zestresowałem się na samą myśl, że mógłby odrzucić moje starania i zwyczajnie uderzyć za zbytnią fantazję. - Sporo tego.
Jego wyraz twarzy był niemal pokerowy. Sądziłem, że dostanę w twarz. Byłem niemal pewny, lecz zamiast tego, granatowowłosy miętolił w rękach rysunek pasiastej, szykownej sukni, aby następnie położyć go koło maszyny. Odebrałem to niemal jak zaproszenie, aby wcielić projekt w życie. Oprzytomnienie przyszło dopiero wtedy, kiedy doszło do mnie, że to mógł być tylko czysty przypadek, że wykonał taki, a nie inny ruch. Hrabia zbliżył się do manekina i sprawdził materiał.
- Powiedzmy, że szycie to moje hobby - powiedziałem nieco zmieszany, przybierając dość kulawą linię obrony własnej osoby.
- Ubierz mnie w to - mruknął stanowczo, właściwie ignorując przy tym moje tłumaczenia.
Nie musiał mnie długo prosić. Stanąłem na wysokości zadania i niemal natychmiast dałem mu przymierzyć jego prezent, nie zważając, że o takiej godzinie, w normalnym świecie powinien już dawno spać. 

W piekle rozświetlałem mroki klimatycznymi świeczkami, aby mieć dobry widok na lustrzane odbicie obiektu mojego zmieszania, jak i westchnień, znajdujące się w sypialni. Naturalnie oddałem mu wspomniany pokój, nie narzekając na nic, choć skrycie pragnąłem, aby kiedyś odzyskać pomieszczenie z nawiązką. Powstrzymywałem się od jakiegokolwiek komentarza na temat jego zniewalającego wyglądu. Boleśnie musiałem się pogodzić z tym, że chwilę później musiałem go przebrać do snu. Oczywiście, gdy zasypiał, poprosił mnie, abym został z nim.

Broken Glass || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz