Zastanawiałem się nad tym, czy powinienem zgłosić znalezisko białowłosemu. Z drugiej strony, wiedziałem, że na pewno nie rozwiałby on moich wątpliwości. Byłem przekonany, iż zamąciłby mi dodatkowo w głowie i jedynie w osłupieniu głaskałem zimny metal. Moje ręce były chyba identycznej temperatury. Z dreszczami na całym ciele wyobrażałem sobie, co odzyskana broń mogła uczynić. Spałem z nią pod poduszką, więc czy była w stanie doprowadzić mnie do stanu, w którym znów ległbym na pastelowym, delikatnym materiale, okrywającym gęsi puch i nie wstał? Już nigdy?
- Cóż za cudowna wizja - szepnąłem pod nosem z marzycielskim uśmiechem, jednak w pewnej chwili wzdrygnąłem się ze zniesmaczeniem do siebie samego. Coś do mnie dotarło. Coś bardzo ważnego. - Ktokolwiek mi to zwrócił, chce tego, abym nie uszanował prezentu Sebastiana.Nie wiedzieć czemu, nawet po naszej rozłące czułem z nim silną więź. To było coś w rodzaju kolejnego kontraktu, w którym dla odmiany to ja miałem wykonywać jego zachcianki. Westchnąłem cicho, zarzekając się o kolejne wysiłki, które umożliwiłyby mi normalne życie. Trzymany przez drżące dłonie rewolwer, został wkrótce niedbale wepchnięty w wewnętrzną kieszeń marynarki. Kusił niezwykle, chyba gorzej od węża. Słyszałem, jakby syczał, a powodowane to było ocieraniem się ciemnego metalu o złote drobniaki, jakie zostały zapomniane, a również znajdowały się w ciemnozielonym okryciu.
Dni mijały, a ja odzyskałem swoją rezydencję, okupioną chyba tysiącem procesów, w których najbardziej ucierpiał majątek rodziców mojej niedoszłej żony. O letnią siedzibę, położoną w Londynie, nawet nie śmiałem się dopominać. Miałem wszystkiego serdecznie dość. Gdy wróciłem do domu, wszystko wydawało się obce. Inne meble, inne dekoracje i inne widoki za oknem, spowodowane zmianami w ogrodzie, odpychały mnie. Kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu przekroczyłem próg budynku, który śmiało nazywałem domem, pragnąłem uciec. To nie był już mój azyl. Chciałem powrócić do ceglanego raju, gdzie wszystko było dla mnie. Nawet to, co zakazane ludziom, a mianowicie demoniczna miłość. Z każdą myślą o nim, coś we mnie pękało. Pragnąłem kleić każdy połamany fragment, jednak nie wziąłem pod uwagę jednego.
- Po stłuczeniu szkła, nigdy nie będzie ono takie samo - wzdrygnąłem się, stojąc przed lustrem, gdy stary, poczciwy Tanaka pospieszał mnie, abym położył się do łóżka. Pierwsza noc w teoretycznie nowym miejscu nie zapowiadała się przyjemnie. - Już idę! - odkrzyknąłem, odrywając się od własnego odbicia.Ułożyłem się w miarę wygodnie na łóżku, a starszy lokaj okrył mnie kołdrą i niebawem zostawił samego. Miałem nieodpartą ochotę, aby poprosić go o to, aby popilnował mojego łóżka tak, jak co noc robił to Sebastian, ale się powstrzymałem. Gdy wyszedł, pokój zatopił się w mroku, a ja wciąż nie mogłem zmrużyć oka. Wystarczyło, że wiatr zawiał jakoś bardziej, a ja rozbudzałem się do reszty. Przechodziły mnie wysoce nieprzyjemne dreszcze, kiedy słyszałem, że ktoś chodził po korytarzach. Niekoniecznie byłem w stanie stwierdzić, czy był to starszy lokaj, czy może ktoś z nowej służby, którą mimowolnie przygarnąłem po swoim powrocie. Było jakoś po drugiej, kiedy postanowiłem ruszyć się z mojego łóżka, a przynajmniej taką godzinę dojrzałem w ciemnościach, na zegarze stojącym w głębi równie mrocznego pokoju. Moim pierwszym odruchem było wyciągnięcie rewolweru spod poduszki. Położyłem go na swoim miejscu zaraz po przekroczeniu rezydencyjnego progu, bo miałem pewne obawy, że mogłem kogoś przypadkowo zastrzelić. Mimo tego, za bardzo się bałem, aby pójść gdziekolwiek bez asysty broni palnej i zszedłem na dół, nie natrafiając na nikogo. Wszyscy musieli spać.
- Gdzie oni położyli te lekarstwa? - szepnąłem do siebie, a zaraz potem ziewnąłem.
Strasznie bolała mnie głowa od tego całego stresu i niewyspania się. W mojej opinii potrzebowałem czegoś, co sprawiłoby, że ból zelżeje. Niby mogłem kogoś obudzić i po prostu rozkazać, aby dał mi to, czego potrzebowałem, jednak postawiłem na niezależność lub po prostu tak sobie wmówiłem, kiedy z rezygnacją wracałem do sypialni, nie znajdując upragnionych leków. Moją jedyną nadzieją pozostały szafki w mojej prywatnej łazience.
- Znalazłem - stwierdziłem pod nosem, odsłaniając zasłony, aby spróbować przeczytać literki, znajdujące się na podniszczonych etykietach, za pomocą wyraźnego światła księżyca. Zaczynały boleć mnie oczy. - Ziołowe, na gardło - westchnąłem, odkładając na miejsce to, co trzymałem. W pewnym momencie wziąłem najbliższy stołek i zachwiałem się nieco, próbując dosięgnąć leków, do których normalnie nie miałbym dostępu, z uwagi na mój wzrost. - Nasenne - przeczytałem z opakowania i zamyśliłem się nieco. Kolejna pokusa. To nie było to, czego szukałem, a jednak wepchnąłem je sobie do kieszeni koszuli nocnej. Ku mojej uciesze, następne opakowanie zawierało już coś na uśmierzenie cholernej, męczącej migreny, która sprawiała, że coraz bardziej czułem nieznośne pulsowanie w głowie. Niestety zapomniałem o najważniejszym, a mianowicie coś, czym mógłbym popić jedną z pigułek. Zmusiło mnie to do kolejnej, wieczornej eskapady po rezydencji.Na szczęście tym razem miałem konkretny cel — kuchnia, do której dość szybko i bez utrudnień dotarłem, dzierżąc w zaciśniętej dłoni wspomnianą tabletkę. Usiadłem na jednym z krzeseł w jadalni, próbując doprowadzić się do stanu używalności. Czułem, że kwestią paru chwil było to, że zlecę z mebla i osunę się na podłogę. Dodatkowo w tle wciąż słyszałem jakieś upiorne pukanie czyiś obcasów. Założyłem, że jeżeli była to nowa pokojówka, zrobię z nią porządek, zachowując całkowitą bezwzględność, w zemście za straszenie mnie. Westchnąłem podirytowany, zostawiając filiżankę na środku wielkiego, jadalnianego stołu. Korytarz wydawał się w nocy jakąś ciemną jaskinią. Dopiero gdy byłem już blisko mojej sypialni, zauważyłem czyjąś sylwetkę.
- Hej! Kto tam?! - zapytałem w miarę cicho, nie chcąc nikogo zbudzić, ale i jednocześnie zwrócić uwagę rozmytej postaci na końcu korytarza.Bezkształtny zarys opierał się o okno i dopiero gdy usłyszałem charakterystyczny, grający na nerwach głos, zorientowałem się, z kim mam do czynienia. Jakby tylko jeden shinigami był na świecie. W mojej rezydencji znalazł się ten czerwony pajac. Grell przywitał się ze mną z wyraźnym przekąsem, a w jego słowach dało się wyczuć czystą złośliwość. Naturalnie nie interesowało mnie to, jak się miewał i od razu przeszedłem do rzeczy. Zapytałem, co tu robił, na co zbył mnie słowami, iż ktoś w tym domu miał już na sobie wyrok i umrze nad ranem.
- Ale nie powinieneś się martwić, mały. Nie o ciebie chodzi - dodał, widząc moje zmieszanie, dalej pozostając w mroku. Widziałem tylko, jak jego oczy połyskiwały w ciemności na zielono. - Połóż się, bo takie dzieciaki już dawno powinny spać. Wiecznie - zaakcentował ostatnie słowo, a dla mnie w jednej chwili wszystko stało się jasne.
- Chcesz, abym się zabił. Nie ma już Undertakera w pobliżu mojej osoby, więc wiesz, że następna próba się powiedzie, czyż nie mam racji?
- Może? - zachichotał. - Przyzwyczajaj się, że śmierć chodzi za tobą w odstępie jednego kroku, knypku. Jeszcze trochę tu pobędę i... dam ci więcej pomysłów.

CZYTASZ
Broken Glass || Kuroshitsuji
FanfictionPo zakończeniu kontraktu Sebastian zrozumiał, co stracił. Przez dręczące uczucie braku czegoś, nie może się rozstać ze swoim paniczem pod względem emocjonalnym, ale i fizycznym. Za wszelką cenę chce wrócić do tego, co wydarł sobie własnymi rękami. N...