XV: Rubinowa róża

2.7K 332 92
                                    

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zamka. Zaraz potem zobaczyłem drobną sylwetkę mojego kontrahenta, stojącą tuż za progiem, w otwartych drzwiach. Chłopiec ściskał w swoich rękach książkę, na której okładce był złoty napis ''Królowa Śniegu''. Nieco skrępowany, podszedł do mojego łóżka. Najprawdopodobniej chciał się upewnić, czy aby na pewno spełniłem jego rozkaz, bo zbliżała się już jedenasta. Sądziłem, iż zaraz po umówionym odpoczynku dla mnie, zagoniłby moją osobę do kuchni i to z wrednym uśmiechem na ustach.
- Pomyślałem, że sprawdzę, czy nie śpisz... - powiedział cicho, siadając na skraju łóżka. - Chcę, abyś mi poczytał. To dobra rozrywka dla mnie, a i niezobowiązujące zadanie dla ciebie, które mógłbyś wykonać w ramach wypoczynku - dodał, kładąc książkę na moim brzuchu.  

Przez jego dość nagłe najście, niepoprzedzone nawet pukaniem, nie zdążyłem schować swojego szkicownika. Jedynie w panice zakryłem najnowszy projekt, przewracając kartki. Na moje nieszczęście, Ciel zainteresował się niepozornym zeszycikiem, wyrywając mi go z rąk.
- Poczytam ci, paniczu - szepnąłem speszony, pragnąc oderwać jego wzrok od mojej własności. Z marnym skutkiem.
- Przeszkodziłem ci, Sebastianie - stwierdził niewzruszony, parodiując moją wypowiedź. Przewracając białe, niezapełnione kartki, po drodze do nieszczęsnej sukni, natrafił na nieco bardziej normalne kreacje. Przyglądał im się badawczo. Przekrzywiał przy tym głowę jak zaciekawione, małe kociątko, co nie uszło mojej uwadze. - Wszystkie stroje w tym zeszycie są dla mnie? - zdziwił się nieco, zapewne zauważając w każdym komplecie pasującą opaskę. Niepotrzebnie wszędzie musiałem ją dorysowywać, jednak o ile sytuacja była wtedy w miarę opanowana, o tyle pogrążającym dla mnie był fakt, że panicz dalej przewracał zapełnione kartki. W końcu dorwał się do ostatniej.
- Proszę, oddaj to, paniczu - błagałem wręcz w wewnętrznym skołowaniu, nieśmiało łapiąc szkicownik za ciemną, brązową okładkę.
- To... suknia ślubna? - zapytał, ogarniając wzrokiem moje najnowsze dzieło. - Zdecydowanie ładniejsza od tych, na których Elizabeth zawieszała oko - stwierdził po chwili.
- Naprawdę trafia w twój gust, paniczu? - odezwałem się zszokowany, odsuwając rękę od notatnika. - Prawdę mówiąc, ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej... - dodałem z cichym westchnieniem, próbując zagaić temat. Jedynie od mojej laleczki zależało, czy nie zginie on w potoku słów. Byłem ciekawy, czy Ciel go faktycznie podejmie.

- Suknie bardziej przystają kobietom, ale twoja obsesja jest nieszkodliwa, póki nie robisz mi krzywdy. Zresztą... jestem świadomy tego, że nigdy nie zraniłbyś mnie umyślnie - odezwał się nieco zamyślony, oddając mi moją własność. Nie musiałem o nią walczyć, puścił ją bez żadnego oporu i pozwolił na odłożenie jej na bok. - Co do choroby, nie wiń się niepotrzebnie. Nic dobrego nie przychodzi z użalania się nad sobą. Myślałem, że to wiesz - dodał, poprawiając się na moim łóżku. - Nikt nie lubi chorować i niczemu to nie służy, ale tak po prostu jest.  

Przez nieoczekiwaną pogawędkę chyba stracił zainteresowanie książką, gdyż zamiast nalegać i wciskać mi ją w ręce, jak to ludzkie dzieci miały w zwyczaju, przeniósł ją na szafkę nocną. Zresztą... powinienem był się zganić za porównywanie go do innych, młodych ludzi, gdyż Ciel różnił się od nich diametralnie. Nie wiedziałem, dlaczego tak uparcie chciałem go niańczyć, równocześnie wymagając od niego dorosłego przemyślenia sprawy mojego ewentualnego wyznania. Przysłuchując się uważnie jego wypowiedzi, musiałem przyznać mu rację. Odkąd zabrałem jego duszę, potrafiłem się jedynie karcić za to, co uczyniłem, bądź nie. Moim krokiem w przód było spotkanie z Undertakerem, ale i to wyszło jakoś spontanicznie. Westchnąłem cicho, dając sobie czas na mentalne przygotowanie się do następnego upodlenia, jednak jak się okazało, panicz miał zupełnie inne plany. W pewnym momencie przysunął się, dziękując mi nieśmiałym pocałunkiem w szary, blady polik. Potrafił okazać wdzięczność, gdy tylko mu się chciało, jednak mimo tego, iż właściwie chciałem jego miłości, kiedy okazał mi ją, zdziwiłem się straszliwie.
- Za co to...? - wyszeptałem, przykładając rękę do polika. Nadal to do mnie nie dochodziło.
- Już ja wiem, jak chciałeś spędzić dzień - uśmiechnął się zadziornie, wstając z łóżka, a co się z tym wiązało - odsunął się ode mnie. - Jesteś tchórzem, Sebastianie, ale dbasz o mnie, jak nikt inny, rezygnując z własnych uciech. Oboje jesteśmy wolni, jednak ja nieco nielegalnie, biorąc pod uwagę warunki naszej umowy. Nigdy nie wyznałbyś mi tego, co zasugerował mi dobitnie Undertaker, kiedy jeszcze spałem. Kolejne dni tylko utwierdzają mnie w tym, że nie zdobyłbyś się na to, aby przyznać się do wszystkiego, co skrywasz.

Pozwalałem mu mówić jedynie przez to, że byłem w głębokim szoku, wspominając jeszcze moment, w którym jego usta dotknęły mojej skóry. Dobrze odczułem, że za coś mi dziękował. Wpatrywałem się w niego jeszcze dobre kilka minut, próbując uspokoić swoje wnętrze, w którym właściwie trwało istne pobojowisko. Nie byłem pewny, jakiego ruchu się po mnie spodziewał. Czułem delikatne podniecenie, spowodowane jego słowami, jednak z drugiej strony bałem się jakkolwiek zareagować, trwożąc się, że w następnym zdaniu mnie wyśmieje i odrzuci. Faktycznie Ciel zachowywał się inaczej, odkąd się obudził, jednak nie sądziłem, że mógłby cokolwiek odczuwać, czy też słyszeć podczas jego snu. Nie połączyłem tego w jedną, spójną całość. Undertaker mnie wydał, wykorzystując chwilę samotności i doskonale rozszyfrował moje plany względem panicza. Zadziwiał jedynie fakt, że dał mi na to nieme przyzwolenie, pomagając w ożywieniu hrabiego.
- Ty... chyba nie chcesz się spłacać, prawda? - zapytałem nieco niegrzecznie, po raz kolejny zapominając o zwrocie grzecznościowym. Podniosłem się z łóżka niemal natychmiast i zjawiłem się przy nim. - Nie jesteś mi nic winny. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy - dodałem, klękając przed nim. Jednocześnie ująłem jego dłoń, odzianą w czarną, skórzaną rękawiczkę.
- Naturalnie, że nie. Z mojej strony nie widzę żadnych niedociągnięć. Pozwoliłem ci się zabić - zadarł nosa, uciekając wzrokiem. - Po prostu... nadal jestem nieco skonfundowany tym, że darowałeś mi życie. Fakty jednak łączą się w równie zaskakującą całość. Okazuję ci tylko to, czego ode mnie niemo oczekujesz. Przyznaj, iż to wszystko jest osobliwe.
- Pragnę, abyś został ze mną. Gra już dawno dobiegła końca, jednak nadal chcę być przy tobie. Oczekuję jedynie tego samego - wyszeptałem szczerze, obdarowując trzymaną dłoń kilkoma nieśmiałymi pocałunkami. - Zawłaszczyłem twoją osobę przez mój egoizm, ale to wszystko dlatego, że cię pragnę w sposób, który nie powinienem i nie dałem ci wiecznego spokoju równie samolubnie. Po prostu chcę cię mieć cię przy sobie, aby sumiennie wypełniać to, do czego się zobowiązałem znacznie dłużej, niż nakreślił to paragraf.  

Kątem oka zauważyłem, że Ciel zarumienił się i, mimo że wiele razy widziałem go zawstydzonego, ten rodzaj spojrzenia oraz zaczerwienienia na twarzy, był mi właściwie obcy. Nowe doświadczenia popychały naszą rozmowę w coraz śmielsze głębiny. To w niczym nie przypominało reakcji, które wywoływała w nim panienka Elizabeth. Od tego ciągłego, bezczelnego patrzenia się na niego, również i mi zaczęło się robić gorąco.
- Niepoprawny demonie... - mruknął w moją stronę, nachylając się. - Jeszcze przeze mnie zginiesz. Przez twojego pana i własną głupotę - dokończył, kładąc mi swoje drobne dłonie na poliki.
W pewnym momencie oparł swoje czoło o moje, przybierając na twarzy żałosny uśmiech przepełniony bólem, ale i czymś w rodzaju radości. Starałem się jednak nie utrzymywać kontaktu wzrokowego, aby nie wprawić Ciela w zakłopotanie. Cieszyłem się jedynie naszą bliskością, którą zresztą sam zainicjował. Zwróciłem na niego większą uwagę dopiero wtedy, kiedy poczułem coś mokrego na mojej twarzy. Z przymkniętych oczu granatowłosego lały się łzy, a z jego ust co jakiś czas padała drobna, cicha obelga, skierowana w moją stronę. Płakał, uśmiechał się i wyrażał swoją irytację jednocześnie, dając mi znak, że w końcu pękł. Złamałem go swoimi czynami lub też sam pozwolił do rozpadnięcia się jego zimnego oblicza. Musiał niezwykle mi ufać, bo w takim stanie, okazując swoje emocje, był łatwym celem. Niewiele myśląc, w ramach pocieszenia, przyciągnąłem go do siebie bliżej i sprezentowałem mu delikatny, nieśmiały pocałunek, będący równocześnie prośbą o to, aby nie ronił więcej łez. Oświetlani płomieniami świec, bijących ze złotego świecznika, wsłuchiwaliśmy się w rytmiczne bicie zegara, oznajmiające, że mój wypoczynek dobiegł końca. Głośne powiadomienie o południu ginęło jednak w pokoju wypełnionym rozpaczliwym zawodzeniem chłopca i moim milczeniem. Uczucia tłumiły wszystko, będąc wyciszane przez inne elementy otoczenia zdecydowanie zbyt długo. Drugi pocałunek był już nieco śmielszy, również z mojej inicjatywy, bo Ciel nie odepchnął mnie ani na moment od siebie. Zaakceptował to, co sam po części stworzył. Przez głowę przebiegła mi błoga myśl, że właśnie w tamtej chwili mogłem umrzeć. Po ponad dwóch, samotnych tysiącleciach życia odczuwałem przyjemne mrowienie w środku, mówiące mi, że tego właśnie chciałem w swojej monotonnej i zwyczajnie nudnej egzystencji.

Młody chłopak był niedoświadczony i czułem to wyraźnie, niemniej jednak nie przeszkadzało mi to zupełnie. Po części nawet schlebiało, bo wszystko wskazywało na to, że takich przeżyć zakosztował pierwszy raz. Na dodatek z moją osobą.

Gdy w końcu odsunęliśmy się od siebie, Ciel wymusił na mnie powstanie z kolan. Pociągnął za czarny krawat z kwitnącą satysfakcją wymalowaną na rumianej buzi. Nadal był władczy, mimo tej chorej sytuacji, w jakiej go umiejscowiłem.
- A teraz wracaj do pracy - powiedział cicho, uśmiechając się nieco zadziornie.
- Naturalnie - odparłem z równie zadowolonym wyrazem twarzy.

Broken Glass || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz