Nawet nie spojrzałem, o której godzinie poszedłem do jednego z równie komfortowych pokoi w zamczysku, służącego mi za drugą sypialnię. Nie chciałem zostawiać panicza samego. Głównie przez to, że gdy nie oddychał, spałem razem z nim. Mimo iż mijał kolejny tydzień bez wspólnych nocek, nie mogłem się przyzwyczaić na powrót do zdrowej relacji pomiędzy sługą a panem. Zmęczenie jednak wzięło górę i położyłem się bez mojej zimnej przytulanki.
Moje powieki nie były zamknięte na długo. Jakoś po szóstej, ludzkiego, londyńskiego czasu, musiałem udać się do łazienki. Obudziłem się chory. Z nosa ciekła ciepła krew, która ubrudziła moją poduszkę, zanim zdążyłem się w ogóle zorientować o istnieniu tej czerwonej strugi. Wziąłem jakieś wydobyte z dna szafki, haftowane chusteczki i przytknąłem sobie do twarzy, próbując to zatamować, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu za czymś, co mogłoby mi się jeszcze przydać. Musiałem przyznać, że moja skóra w lustrzanym odbiciu wyglądała na bardziej szarą niż zwykle. Czułem wycieńczenie, a moje ciało doskonale to wyrażało.
Idealny obraz zyskał podkrążone oczy i zasiniałe usta.
Musiałem coś z tym zrobić. Nie mogłem dopuścić do tego, aby panicz ujrzał mnie w takim stanie, a przecież zostało wtedy niewiele czasu do jego pobudki. Nie wyrabiając się z przygotowaniem dla niego ubrań, spędziłem chyba całą wieczność z różnego rodzaju okładami. Demoniczne moce odmawiały posłuszeństwa, a nie chodziło przecież o to, że przesadnie dbałem o siebie. Chciałem się jedynie podobać i sprawiać wrażenie kompetentnego. Byłem już tak zrezygnowany nieprzychylnym obrotem spraw, że zwyczajnie nie spieszyłem się ze śniadaniem dla panicza. Stwierdziłem, że ciemność za oknami i tak zmyli jego biologiczny zegar. Dopiero w pełnym przygotowaniu odważyłem się otworzyć drzwi i zbudzić go, ale niestety poranne ekscesy odbiły się właściwie na całym naszym dniu. Ze wszystkim byłem kompletnie spóźniony. Postawiłem jednak na taką taktykę, aby pozostać nieskazitelnym w jego kryształowych oczach. Nieuczciwie unieruchomiłem wszystkie zegary w domu i jedynie ten niewielki, z herbem rodu Phantomhive, znajdujący się w mojej kieszeni, działał prawidłowo.
Na moje nieszczęście, przegrałem ze swoimi nieczystymi zagrywkami, bo żołądek angielskiego arystokraty był nieomylny, jeżeli chodziło o porę, w której powinien otrzymać obiad. Ledwo wszedłem do kuchni, aby się nim zająć, a młody hrabia znalazł się w pomieszczeniu zaraz za mną. Obserwował i nadzorował sytuację niczym kot, który usadowił się wygodnie na wygrzanym słońcem, wygodnym parapecie. Odrobinę drażniło mnie to, że praktycznie bez przerwy podążał za moją osobą, chociaż z drugiej strony, schlebiało mi niemiłosiernie, że poświęcał swojemu demonowi tyle uwagi. Później dochodziło do mnie, że przecież był w obcym zamczysku i zwyczajnie nie miał nic, czym mógłby się zająć...
- Sebastian, w całym domu zegary stanęły - oznajmił nieco zmieszany, przyglądając się temu, jak wyciągałem z szafek potrzebne składniki do zrobienia satysfakcjonującej, popołudniowej potrawy. - To coś oznacza?
- Nie przejmuj się tym, paniczu. Zajmę się nimi, gdy tylko zjesz - odparłem nieco poddenerwowany, upuszczając przypadkowo jeden z czarnych garnków.
Nic się z nim co prawda nie stało, jednak takie zachowanie było szalenie dalekie od demonicznej perfekcji piekielnego kamerdynera. Dodatkowo narobiłem niepożądanego hałasu. Hrabia zbliżył się do leżącego na podłodze przedmiotu i podniósł go, wręczając mojej osobie bez słowa. Później dopiero powiedział coś o tym, że chciałby mi potowarzyszyć, w związku z brakiem zajęcia dla siebie. Niekoniecznie chciałem być nieustannie obserwowanym, jednak nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Zająłem się gotowaniem, wertując w pamięci wszystkie dania, jakie przypadały paniczowi do gustu. Czułem na sobie jego wzrok. Szczególnie wtedy, gdy sięgałem z półki aromatyczne przyprawy.Pomyślałem nawet o przyrządzeniu dodatkowej porcji dla siebie. Sądziłem, że skoro moje ciało było stworzone na podobieństwo tego ludzkiego, dodatkowe witaminy dobrze na nie wpłyną. Musiałem jednak dosyć dyskretnie dodawać podwójną ilość wybranych przez siebie składników.
- Chcę ciasto - mruknął chłopak, kręcąc się na jednym z krzeseł w starodawnej, dość przestronnej kuchni. - Czekoladowe. Koniecznie z bitą śmietaną na wierzchu.
- Wedle życzenia. Dostaniesz je jednak dopiero wtedy, gdy zjesz obiad, paniczu - odparłem nieco niepocieszony, pilnując, aby całkowicie nie spieprzyć dobrze zapowiadającej się bouillabaisse, mając na uwadze, że młodzieniec uwielbiał francuską kuchnię. Musiałem się także pilnować, aby nie rozkojarzyć się i nie wsypać za dużo przypraw, bo za ostrej potrawy hrabia by zwyczajnie nie ruszył, a cały mój wysiłek poszedłby na marne.W pewnym momencie, upewniając się, że zupa nie wykipi z garnka, spojrzałem za siebie, a nasze oczy się spotkały. Nie odwracał wzroku. Utkwił go we mnie, nie bojąc się konfrontacji. Przez to wszystko prawie wypadło mi z głowy, że cokolwiek gotowałem i że zapasy ludzkiego jedzenia w kuchni były już prawie na wykończeniu.
- Źle wyglądasz - stwierdził, a ja w zaskoczeniu otworzyłem szerzej oczy. Nie miał tego zauważyć. Bałem się, że moja przesadzona i paniczna reakcja również nie uszła jego uwadze. - Dobrze się czujesz?
Skinąłem jedynie głową, prosząc o to, aby przestał się niepotrzebnie zamartwiać. Język ugrzązł mi w gardle i nie umiałem nic więcej powiedzieć.Mimo usilnych starań miałem gdzieś z tyłu głowy to, że rozczarowuję go swoim każdym kolejnym posunięciem.
W pewnej chwili moja laleczka ruszyła się ze skórzanej półki i podeszła bliżej, biorąc do rąk nóż. Srebrne ostrze, odbijając wiązkę światła ze świecy, błysnęło mi po oczach. Natychmiast mu je zabrałem i z ciężkim sercem trzeba było przyznać, że mój gest nie należał do delikatnych, bo granatowowłosy wzdrygnął się przez to natychmiastowo.
- Zrobisz sobie krzywdę, paniczu - dodałem w trosce, odkładając nóż na jedną z wyższych półek, aby nie mógł go więcej dosięgnąć. - Jest ostry.
- Dobrze o tym wiem. Nie musisz traktować mnie jak pięciolatka - podsumował z gniewną miną. - Chciałem ci tylko pomóc, dobra?
Mimowolnie uśmiechnąłem się delikatnie. W sposób, który nie był dla mnie typowy. Zamiast złośliwego, szkaradnego wyszczerza. Nawet niezadowolony wyraz twarzy panicza nie wymazał mi z buzi tej reakcji. Czułem troskę i opiekę ze strony, z której nigdy bym się nie spodziewał. Możliwe, że w mojej głowie wszystko sobie wyolbrzymiałem, jednak było mi z tym dobrze. Widząc, że młody arystokrata żywił chęć pomocy pokornemu słudze, przeprosiłem go za brak rozrywek w moim zamczysku. Zaproponowałem potem, że jeżeli zje obiad w należytej ilości, będziemy mogli razem zająć się ciastem dla niego.
- Uwierz, paniczu, że odczujesz lepszy smak, jeżeli również przyłożysz rękę do stworzenia twojego deseru - podsumowałem, podając na stół pierwsze danie.Uznałem, że sobą powinienem zająć się później, zabezpieczając drugą porcję. Mimo wszystko, gdyby młodzieniec miał ochotę na dokładkę, odstąpiłbym mu ją, nie przyznając się do niczego. Okazja do wspólnych, kuchennych eskapad byłaby osobliwym oderwaniem od rutyny, a dodatkowo niosłaby także charakter edukacyjny. Co prawda, nigdy nie pozwoliłbym na to, aby Ciel zbliżył się do pieca, jednak gdyby mnie zabrakło... Musiałem odgonić te irracjonalne myśli.
Moim zadaniem było wieczne trwanie przy nim. Zawsze i wszędzie. Dzień w dzień. Miesiąc w miesiąc. Rok w rok. Aż do momentu, w którym opuściłby mnie z własnej woli.
Przynajmniej tak zakładałem, bo w praktyce pewnie nie umiałbym sobie z tym poradzić. Już po odebraniu duszy szalałem z tęsknoty jak opętany, a co dopiero dać mu odejść bez możliwości powrotu. Sam Undertaker powiedział przecież, że ciężej wyciągnąć kogoś z zaświatów.

CZYTASZ
Broken Glass || Kuroshitsuji
ספרות חובביםPo zakończeniu kontraktu Sebastian zrozumiał, co stracił. Przez dręczące uczucie braku czegoś, nie może się rozstać ze swoim paniczem pod względem emocjonalnym, ale i fizycznym. Za wszelką cenę chce wrócić do tego, co wydarł sobie własnymi rękami. N...