2.

21.6K 878 128
                                    

- Za dwa dni! - tak szybko... - Anita jest bliska płaczu.

- Spokojnie, przecież to wcale nie tak daleko. - próbuje ją pocieszać.

- Tak, jakieś sześć godzin drogi stąd, szybkim samochodem, którego nie mam. Autobusem podróż zajmuje osiem do dziesięciu godzin, uwzględniając korki - podsumowuje.

- Sprawdziłaś to? - śmieje się głośno.

Anita dołącza do mnie. Pokładamy się ze śmiechu. Zawsze była bardzo zorganizowana, co do minuty wyliczała swój czas. Jest moją najlepszą przyjaciółką od dnia kiedy tu trafiłam. Razem płakałyśmy gdy przyjeżdżały rodziny chcące nas adoptować. Uciekałyśmy wtedy do szafy i trzymałyśmy się za ręce tak długo, aż przestano nas szukać. Chciałyśmy być razem. Zobaczyłyśmy w sobie bratnie dusze. Stworzyłyśmy swego rodzaju sojusz, rodzinę której nam brakowało. Albo razem albo w ogóle. Z biegiem czasu byłyśmy coraz starsze i co za tym idzie mniej rodzin było zainteresowanych nami obiema. Zostałyśmy. Anita wyrywa mnie z zamyślenia.

- Spójrz!

Nigdy nie widziałam Anity tak podekscytowanej. Na kolanach trzyma swojego wysłużonego laptopa, poklepuje miejsce obok siebie. Przysiadam się. Anita wyszukała informacje o moim nowym pracodawcy. Eryk Devlin nie jest taki jakim sobie go wyobraziłam. Nie ma siwej brody, ani znacznego brzuszka. Jest niesamowicie przystojny. Pochylam się bardziej nad laptopem. Mrużę oczy. Przyglądam się dokładnie. Ma ciemne czarne włosy, niesamowity uśmiech, trochę taki od nie chcenia - łobuzerski. Jest wysoki i dobrze zbudowany co podkreśla jego ubiór - świetnie skrojony, czarny garnitur. Obok niego stoi blond włosa piękność z dużym, sztucznym biustem, który wylewa się zza ciasnej i zbyt krótkiej czerwonej sukienki. Zdjęcie zrobione jest na jakiejś imprezie charytatywnej, czytam notatkę umieszczoną obok zdjęcia.

,, Przyjęcie charytatywne u Lorda Dukana przyciągnęło wiele bogatych i wpływowych osób, na zdjęciu jeden z najbogatszych, kawalerów Eryk Devlin w towarzystwie jego nowej miłości Nikoli Reevs".

- Ma czym oddychać - komentuje złośliwie. Spoglądam na Anitę jej policzki zaróżowiły się uroczo i nie odrywa wzroku od ,,Fana plastiku". Macham ręką tuż przed jej oczami. Wreszcie przywróciłam ją do rzeczywistości.

- Zazdroszczę ci Saro. - Patrzy na mnie uważnie. To najprzystojniejszy facet jakiego widziałam w moim krótkim życiu - wzdycha teatralnie i opada na łóżko. Nie rozumie jej zauroczenia. Co prawda jest przystojny, ale uroda to nie wszystko.

- Na pewno jest strasznie arogancki i zarozumiały. - kwituję.

- Nie - stanowczo zaprzecza przyjaciółka. - Jest miły i wygląda lepiej niż na zdjęciu.

- Znasz go?! - pytam zaskoczona.

- Tak, ty pewnie poznałabyś go także, gdyby chciało ci się przychodzić na dni dobroczyńców.

Zawsze unikałam tego typu imprez, mimo, że były obowiązkowe. Wolałam zaszyć się na poddaszu i rysować niż uśmiechać się fałszywie sprzedając moje przypalone babeczki.

- Zapewne wzbudził nie małą sensację.

Już widzę jak wszystkie uczestniczki kiermaszu ślinią się na jego widok.

- Owszem, ale raczej nie był zbyt rozmowny. Nikt nie odważył się do niego podejść i zagadać. Wyglądał jakby czegoś szukał.

- Zastanawiam się czy znalazł to na czym mu zależało. - dodaję cicho.

Dwa dni mijają w ekspresowym tempie. Spędzam je na pakowaniu i pocieszaniu Anitki która wylewa morze łez, za każdym razem gdy przypomni sobie, że wyjeżdżam. Obiecuje jej, że gdy się już zadomowię i dostanę pierwszą wypłatę zaproszę ją do siebie. Będzie mogła dłużej zawiesić oko na ,,fanie plastiku", a któż wie może nawet i zamienić z nim parę słów. Wczoraj dowiedziałam się, że mój szanowny pracodawca wyjeżdża na tydzień w interesach. Więc pewnie go nie poznam. Przecież to światowy człowiek, który ma zapewne wiele na głowie: finanse, podróże, to jego życie codzienne. Pewnie w ogóle nie bywa w swoim domu! Nie jestem tym jakoś szczególnie zawiedziona. Na zdjęciu nie szczególnie przypadł mi do gustu. Wydzierała z niego jakaś dziwna mieszanka arogancji i zobojętnienia. Moim przełożonym będzie profesor Dimitri Ponczenko. Szczerze mówiąc nie mogę się już doczekać przyszłej pracy. Początkowy strach zastąpiły inne uczucia. Podekscytowanie, ciekawość i zapał. Wyjeżdżam wieczorem, żegnam się z całym tabunem dzieci. Niektóre płaczą, czy wzruszają mnie bardzo. Na pociąg odprowadza mnie tylko Anita i siostra Leokadia. Idziemy starym dworcem na którym mimo później godziny nadal panuje spory ruch. Jak jedna z wielu anonimowych ludzi wsiądę do pociągu i pożegnam beztroskie życie. Czekamy w milczeniu na mój pociąg. Anita ociera łzy. Siostra Leokadia obejmuje nas obie. Jest mi smutno. Nie płaczę, nie robiłam tego już od dawna. Moje oczy wyschły już na zawsze. W oddali widzę pociąg, zwalnia na stacji. Po chwili wysiada z niego chmara ludzi. Inni już wsiadają licząc na zajęcie lepszego miejsca przy oknie. Mi na tym nie zależy. Siostra Leokadia obejmuje mnie mocno. Anita zawiesza się na szyi. Szepcząc:

- Do zobaczenia...

Wchodzę na schody. Nagle coś uderza we mnie z wielką siłą, upadam na twardy beton peronu. Anita i siostra podbiegają do mnie natychmiast.

- Saro, nic ci nie jest?! - pytają przerażone.

Jestem jeszcze lekko oszołomiona, po chwili czuję jak coś spływa z moich łokci. Krew. Małym strumieniem sączy się na moje dłonie. Siostra Leokadia wyciąga chusteczkę, nie mam czasu przyłożyć jej do rany, ponieważ konduktor woła żebym się pospieszyła. Pomaga mi stanąć na schodach:

- Powinnaś bardziej uważać - mówi rozdrażniony. Mam ochotę zachować się jak dziecko i pokazać mu język. Pociąg natychmiast rusza. Zajmuje miejsce. O dziwo przedział mam tylko dla siebie. Zastanawiam się co się stało w drzwiach pociągu. Nigdy nie byłam gapą. Przypominam sobie całą sytuację, stałam pewnie na schodach, po chwili poczułam jak coś, niesamowicie silnego napiera na mnie i wyrzuca mnie z pociągu. Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Być może zakręciło mi się w głowie od nadmiaru emocji poprzednich dni.

- No ładnie - pozwalam sobie na luksus powiedzenia tego na głos i wybucham nerwowym śmiechem. Krew na rękach już zaschła. Na szczęście to tylko powierzchowna rana i drobne otarcie. Idę do łazienki przemyć skaleczenie. Przechodzę przez wąski korytarz niestety łazienka zajęta, przede mną stoi tylko starsza pani z barwną chustą na głowie. Wygląda niczym wielobarwny ptak. Gdy obraca głowę zawieszone na jej szyi licznie medaliony i koraliki wydają głośny brzdęk. Przypomina mi trochę cygankę. Ma na sobie długą czerwoną spódnicę i turkusową bluzkę z długimi rękawami, kolory aż rażą w oczy. Ma bystre spojrzenie i gdy się uśmiecha wokół jej oczu i ust pojawia się drobna linia zmarszczek. Mierzymy się wzrokiem, zauważam wystający skrawek tatuażu na szyi. Niestety nie mogę dojrzeć co to, ponieważ kołnierz bluzki maskuje go prawie całkowicie. Nieznajoma uśmiecha się do mnie, odwzajemniam uśmiech.

- Mam nadzieje, że nie będziemy długo czekać - zagaduje.

Uśmiecham się tylko. Nigdy nie byłam mistrzynią konwersacji. Odwracam wzrok, lecz czuje, że staruszka nadal mi się przygląda. Ruchem głowy wskazuje na moje ręce.

- Co się stało? - pyta.

- Nieszczęśliwy wypadek - odpowiadam szybko by nie zagłębiać się w tą zwariowaną historię. Nieznajoma bierze moje dłonie w swoje, zaskakuje mnie. Czuję jej miękką skórę. Kreśli teraz palcami po strużkach zaschniętej krwi.

- Nie wygląda to źle. Trzeba tylko zdezynfekować, żeby nie wdało się żadne zakażenie.

Chcę już uwolnić dłoń, lecz starucha przytrzymuje ją mocno, co sprawia mi ból. Czuję ciepło które rozlewa się po moich żyłach, po chwili to ciepło zaczyna boleśnie parzyć. Jakimś cudem udaje mi się wyrwać dłoń i uciekam nie oglądając się za siebie. Wbiegam do przedziału, zatrzaskuje drzwi i starannie oglądam dłonie. Nadal są ubrudzone zaschniętą krwią. Dotykam łokci. Rany na nich są większe, otworzyły się na nowo. Z chusty robię prowizoryczny bandaż. Moje ręce drżą jak szalone przy tej czynności. Oddycham szybko, przerażona. Siadam przy oknie i patrzę w czarną noc. Myśli wirują w zawrotnym tempie. Próbuje je poskładać. Jednak nic nie wytłumaczy tego czego byłam świadkiem. Coś dziwnego dzieje się wokół mnie odkąd opuściłam bezpieczne mury domu dziecka. Jestem strasznie zmęczona... Zastanawiam się czy to nie efekt działań cyganki. Próbuje walczyć ze znużeniem jednak sen przychodzi zaskakująco szybko, klei moje powieki i zwalnia wzburzony oddech... Śnię...

Serce Demona (Zakończone)/ Serce AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz