22.

8.2K 486 36
                                    

Oddycham ciężko, wszystko we mnie drży. Czuję gęstą krew, która oblepia moje włosy twarz i ubranie. Po raz ostatni zerkam na zmasakrowane ciało Lucjusza. Nie czuję żalu. W zasadzie nie czuję nic, tylko dziwną pustkę która wypełnia moje wnętrze. Eryk próbuje pomóc mi wstać, odrzucam jego dłoń. Widzę jak unosi zdziwiony brew i zaciska zęby, ale nie mówi nic. Zerkam na zwęglone ciało Aleksa, mój wzrok wędruje dalej, Sebastian oddycha z trudem. Klękam przy nim. Kładę dłoń na jego klatce piersiowej i pod palcami wyczuwam ledwo bijące serce. Wycieram swój sztylet o koszulkę. Nie chcę by krew demona zmieszała się z krwią mojego przyjaciela.

- Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić. - Pochylam się, bo chcę mieć pewność, że mnie usłyszy. - Wybacz.

Wbijam sztylet, aż po rękojeść. Spoglądam na jego twarz, unikam tylko oczu, nie chcę zobaczyć w nich swojego odbicia, brak mi odwagi.

Przez chwilę siedzę w milczeniu, przy Sebastianie. Im wszystkim należy się ta chwila. Chwila ciszy, chwila ku pamięci. Doktor Ponczenko siada przy mnie. Kładę głowę na jego ramieniu.

- Wypłacz się dziecinko. - Z czułością zaczyna głaskać mnie po głowie.

Nie ronię, ani jednej łzy.

Nie pozostaje nic innego, jak iść dalej. Eryk idąc obok mnie, cały czas przygląda się mojej twarzy. Nie przejmuję się tym. W końcu natrafiamy na masywne drzwi z wieloma lśniącymi runami. Nadzy ludzie przy nich unikają naszego wzroku, mają cały czas pochylone głowy. Zauważam przytwierdzone do ich kostek i nadgarstków obręcze z łańcuchami przymocowanymi do wrót. Mężczyźni i kobiety o wzrokach pustych i ciałach tak chudych, że zastanawiam się jak dają radę jeszcze stać, resztki sił i woli poświęcają na otwarcie ciężkich drzwi. Wchodzę jako pierwsza do ogromnej sali, pełnej ciekawskich spojrzeń. Tysiące demonów z zapartym tchem przygląda się naszemu pochodowi. Ignoruje ich wzrok. Rozwijam swoją moc, chcę by poczuli ją na własnej skórze. Tłum rozstępuje się z sykiem. Uśmiecham się z satysfakcją. Eryk niespodziewanie bierze mnie za rękę. Ale to nie ja dziś potrzebuję wsparcia, to on po raz pierwszy potrzebuje go ode mnie. Na końcu sali dostrzegam Desdemondę i kanclerza. Jego także widziałam wcześniej na przyjęciu. Jest spokojny i opanowany, natomiast twarz kobiety wyraża mnóstwo uczuć. Nienawiść, zdziwienie, ale najbardziej z tego wszystkiego podoba mi się jej strach. Zatrzymuję się w niewielkiej odległości od nich, chcę widzieć wszystko dokładnie.

- Więc nareszcie się spotykamy Saro.

Gdy się uśmiecha, zauważam zmarszczki wokół jego oczu. Jest przystojnym mężczyzną, tak różnym od wszystkich zebranych. Nie tylko jego wiek mnie dziwi, ale to jaką roztacza wokół siebie aurę. Czuję, że tego człowieka należy słuchać i szanować. Groźny błysk w jego oczach utwierdza mnie tylko w tym przekonaniu.

Mężczyzna zaplata za sobą dłonie.

- Eryku, wiesz dlaczego zebraliśmy się tu wszyscy?

- Wiem, ale nie zgadzam się z tym.

Kanclerz obrzuca go długim spojrzeniem.

- Twoje winy są chyba jasne. Zabronione jest nam ratować i władać duszą dziecka. Nie możemy. - Jego wzrok z Eryka przenosi się na mnie. - Tworzyć takich strażników.

- Dobrze o tym wiem, ale co się stało to się nie odstanie. Nie żałuję swojej decyzji. - Ściska mocniej moją dłoń.

Zerkam na jego dumny profil.

- Wiesz czemu tego nie robimy? - pyta kanclerz. Nie czekając na odpowiedź kontynuuje dalej. - Ponieważ ich moc przerasta naszą. Jak panować nad czymś co jest silniejsze od ciebie? - Kpiąco spogląda na Eryka.

Serce Demona (Zakończone)/ Serce AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz