Rozdział 12

3K 151 4
                                    

Podążam za Aaronem cały czas rozglądając się na boki. Wiem, że dusze krążą wokół nas, jednak nie zbliżają się do mnie na bliską odległość. Czasami wyczuwam ich mrożące zimno, ale od chwili gdy Sebastian je przegonił, nie czuję ich dotyku. W drzewach o czarnej korze i powykręcanych gałęziach słyszę ich ciche westchnienia, które sprawiają, że robi mi się ich żal. Pewnie tak jak ja tęsknią za dawnym życiem, które podstępem zostało im zabrane. Po chwili orientuję się, że zupełnie straciłam orientację, zbyt często spoglądając za siebie. Zgubiłam go. Przywołuję moc i oświetlam sobie drogę błękitną poświatą, która barwi moją wyciągniętą dłoń. Robię kilka kroków przed siebie zupełnie zagubiona w tym dziwnym lesie, z upiornymi drzewami, które swoim kształtem przypominają zastygłe sylwetki ludzi. Przenika mnie nagły nieprzyjemny dreszcz i mam ochotę wracać do obozowiska, ale nagle go widzę, stoi przy jednym z drzew i uderza swoją mocą raz po raz. Gdyby nie jasne rozbłyski, prawdopodobnie nigdy bym go nie odnalazła w tej nieprzeniknionej ciemności. Z ulgą przystaję obok i czekam kiedy mnie zauważy. Każdy jego gest emanuje wściekłością, natomiast twarz zdradza smutek. W końcu zerka na mnie z zaciśniętymi ustami, oddychając szybko.

- Odejdź, nie jestem w nastroju na rozmowy.

Nie poruszam się, stoję i obserwuję go uważnie, bez przerwy wyrzuca z siebie ogrom nagromadzonej złości.

W końcu zmęczony przestaje i opiera się plecami o pień.

- Słyszałem o czym rozmawialiście.

Opieram się o drugą stronę drzewa i palcami przejeżdżam po dziwnej korze drzewa, w dotyku jest inna niż te na ziemi. Jest miększa i cieplejsza, w dotyku przypomina ludzką skórę. Wzdrygam się i ponownie mam ochotę stąd odejść, ale Aaron zaczyna mówić.

- Dwa razy go straciłem. Wtedy, gdy postanowił, że będzie szpiegiem w rezydencji Eryka i gdy zobaczyłem w twoich wspomnieniach jego koniec... – urywa.
Wiem, że ta rozmowa jest dla niego ważna, mimo tego czuję się nieswojo, przystępuję z nogi na nogę i postanawiam dać mu się po prostu wygadać.
– Myślałem, że straciłem go na zawsze, opłakiwałem go i żegnałem się z nim dwa razy! A on tu był i to dla kogo?! Został bo był wdzięczny demonowi! – Aaron oddycha szybko, wzburzony. – Wybrał ją, a nie własnego brata.

Czuję jego wściekłość. Pod moimi palcami drzewo zaczyna lekko drżeć.

- Powinniśmy stąd odejść. – Odrywam się od kory i spoglądam na nie z niepokojem. Czuję, że coś jest nie tak.

- Serio, Saro? – Po jego twarzy przemyka gniew. – Ja zawsze mam czas, żeby cię wysłuchać, gdybyś tylko zechciała jestem tutaj. – Rozkłada dłonie. – Twój wierny uniżony sługa. Nie mam ci za złe, że nie potrafisz mi zaufać, jestem cierpliwy, wiem, że potrzebujesz czasu! Cholera! Ale pragnę, żebyś chociaż raz mnie wysłuchała, a ty nawet tego nie potrafisz zrobić!

Jego twarz się zmienia, rysy twarzy wyostrzają się, drzewo za nim przybiera jego posturę, tylko większą i bardziej złowieszczą.

- Jesteś egoistką! Żyjesz swoimi problemami, nie zauważając, że inni też cierpią! Chcesz śmierci Eryka?! – zaczyna śmiać się szaleńczo. – Przyznaj, nadal o nim marzysz. Jestem pewien, że go nie zabijesz, gdy w końcu będziesz miała okazję! Nigdy nie widziałem takiej cholernie słabej istoty! To ja powinienem mieć twoją moc, już dawno zrobiłbym tu porządek, natomiast ty tylko wzdychasz!

- Przestań! To nie jesteś ty!

Gdy się porusza, zauważam, że drzewo oplata go systemem korzeni.

- Odejdź od drzewa Aaronie! – Wyciągam do niego dłoń.

- Był twoim pierwszym, zgadłem? Oddałaś mu wszystko! Jesteś naiwna i głupia! Sierotka pragnąca miłości! – kpi.

Serce Demona (Zakończone)/ Serce AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz