Chapter Six

597 64 25
                                    

[Justin]

Obudziłem się o tej samej porze, jak każdego dnia.

Oczywiście, jeśli nie traciłem kontroli w nocy a moja mama nie zaczynała się denerwować.

Wykonałem te same czynności jak każdego ranka.

Prysznic, mycie zębów, ubranie się, zjedzenie śniadania, oglądanie telewizji.

Wiem, nudne. Ale to moja rutyna.

Dzisiaj nie było inaczej. Cóż, może odrobinę inaczej, ponieważ Lyiah i jej mama nocowały u nas.

Lyiah. Zwykłe mówienie jej imienia powodowało uśmiech na mojej twarzy.

Naprawdę pomogła mi ostatniej nocy. Gdy dotknęła mnie tam czułem się niezręcznie, ale pod koniec czułem się naprawdę dobrze. A ból zniknął.

Jest taka ładna. I Mądra. I Ładna. I Miła. I Ładna. I śmieszna.

Jest dla mnie jak dziewczyna marzeń. Naprawdę chciałbym by była moją dziewczyną, ale boję się, że mnie odrzuci.

Może to by mi pomogło. Posiadanie dziewczyny. Tak ładnej jak Lyiah. Ale dziewczyny mnie nie lubią. Lubią tylko moje ciało i wygląd i nie jestem pewien dlaczego.

- Justin, śniadanie! - usłyszałem krzyk mojej mamy.

- Idę! - odkrzyknąłem, kończąc układanie moich włosów.

Wyszedłem z pokoju, kierując się do Lyiah. Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem do środka. Była lekko przykryta kocem a jej twarz pokryły kosmyki pięknych kręconych włosów. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na ustach. Wyglądała jak anioł.

Kucnąłem lekko przed nią, zbierając jej loki z twarzy,

- Ly... - zawołałem cicho, gładząc jej policzek. Przebudziła się z cichym mruczeniem.

- Mmm... - jąknęła i mogłem poczuć lekki ucisk pomiędzy moimi nogami.

- Ly... Wstawaj.  - powiedziałem delikatnie.

Powoli zaczęła otwierać oczy, uśmiechając się. - Cześć słońce.

- H-hej. - zająknąłem się.

- Wszystko okej? - zapytała przecierając oczy.

- Um... Tak, jest okej. - powiedziałem przegryzając wargę.

Musiała zapomnieć, że nie miała na sobie nic oprócz koszulki na ramiączkach i pary krótkich spodenek.

- Uh.. L-Lyiah.. - zająknąłem sie znów, patrząc na nią.

- Tak? - zapytała. Wyłapała mój wzrok i od razu zrozumiała na co się patrzę.

-  Co... To jest? - zapytałem, skupiając wzrok na jej klatce piersiowej.

- To są... Tak zwane piersi. - odpowiedziała.

- Wow... - westchnąłem, wciąż się w nie wpatrując. Dlaczego to tak na mnie działa?

- O co chodzi? - zapytała.

- Jesteś p-piękna.. - odpowiedziałem.

- Aw... dzięki. - mruknęła.

- U-um... Ta rzecz, którą zrobiłaś wczoraj... Wiesz, bym zapomniał o burzy? - powiedziałem, patrząc na moje dłonie.

- Masz na myśli... Pocałunek? - zapytała.

Pokiwałem głową a moje dłonie zaczęły się pocić.

- M-mogłabyś... Znów to zrobić? - zapytałem.

Lyiah uśmiechnęła się i chwytając moją brodę przyciągnęła mnie bliżej, kładąc swoje usta na moje.

Jej wargi były tak delikatne. Nie mogłem powstrzymać jęku, który wydostał się z mojego gardła. Po kilku sekundach oderwała się ode mnie, sprawiając że dyszałem w jej usta.

- I jak? - zapytała.

- N-niesamowicie. - zająknąłem się, wzdychając.

- Um... Może pójdziesz na dół i spotkamy się tam, okej? - zapytała słodko.

- Okej... - wymamrotałem, wstając z podłogi a następnie schodząc w dół.

- Hej mamo. - powiedziałem będąc na schodach.

- Hej Justin. Jak spałeś? - zapytała całując mój policzek.

- D-dobrze. Gdzie pani Banks? - postanowiłem zapytać gdy nie zauważyłem jej nigdzie wokół.

- Oh, wyszła wcześniej, ale wróci. Chodź coś zjeść. - odpowiedziała, podając mi mój talerz.

- Dzień dobry. - usłyszałem anielski głos Lyiah gdy schodziła po stopniach.

- Dobry skarbie. Głodna? - zapytała moja mama

- Um.. Tak. Powinnam coś zjeść. - odparła, sprawdzając coś w swoim telefonie.

- Usiądź obok mnie, Ly. - powiedziałem, klepiąc lekko krzesło obok mnie. Dziewczyna uśmiechnęła się, po chwili siadając i całując mój policzek.

Odkładając telefon, chwyciła za widelec by wziąć kęs swojego jedzenia.

- Twoja mama powiedziała, że wróci gdy tylko skończy coś w biurze. - powiedziała moja mama.

- Okej. Zostawiła moje auto? - zapytała Ly.

- Tak, jest na zewnątrz. Tu masz kluczyki. - odparła moja mama.

Lyiah uśmiechnęła się i w końcu odwróciła twarz do mnie.

- Coś nie tak Justin? - zapytała.

- N-nie. Jest w porządku. - powiedziałem, wracając do jedzenia moich naleśników.

Po zjedzeniu śniadania, odprowadziłem Lyiah do wyjścia.

- Z-zobaczymy się jeszcze? - zapytałem, patrząc w dół na moje białe trampki.

- Jasne. Jeśli tylko chcesz. - odpowiedziała.

- K-kiedy?

- Co ty na to... Bym odebrała cię juto ze szkoły? - zapytała. Podniosłem głowę uśmiechając się.

- P-pewnie. - zająknąłem się.

- Okej... To do jutra?

- D-do jutra. - odparłem.

Lyiah zbliżyła się do mnie, całując mój policzek, ale było to lekkie i szybkie muśnięcie. Gdy trzymała tam usta, jej ciało było bardzo blisko mojego. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale moje ciało mi na to nie pozwalało.

- Jest okej. Dasz rade innym razem. - usłyszałem jej szept przy moim uchu. Przegryzłem wargę, kiwając głową.

- Do zobaczenia jutro. - powiedziała przed tym jak wsiadła do samochodu i odjechała.

Usiadłem na zewnątrz po tym jak odeszła. Naprawdę chciałem także okazać jej choć trochę czułości. Chciałem ją przytulić i nawet kochać. Nawet jeśli to by znaczyło walkę z tą chorobą.

Byłem skłonny to zrobić. Dla niej.

AUTISM //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz