Chapter Twelve

525 59 17
                                    

[Lyiah]

Twarz Justina była pełna szoku.

- J-jesteś w c-ciaży? - zająknął się.

- Tak... Jesteśmy. - powiedział pan Bieber.

- T-tato... Dałeś mamie ciąże?
Obydwioje zarumienili się.

- Tak, synu. Widzisz, kiedy dwoje ludzi się kochają, okazują sobie tą miłość także... Fizycznie. - powiedział Jeremy.

- Czekaj... Ja-

- Justin, będziesz bratem. - odpowiedziała Pattie, starając się uniknąć rozmowy o seksie, za co byłam jej wdzięczna.

- S-serio? - powiedział uśmiechając się.

- Tak... Serio. - odpowiedział Jeremy.

Justin wziął głęboki oddech. - Wow... To... Świetnie!

Twarz Pattie diametralnie się zmieniła. - Cieszysz się z tego?

- Tak. Będę starszym bratem. - powiedział dumnie.

- Dzięki Boże. - odpowiedziała Pattie, przytulając go.

- Kocham cię mamo. - powiedział w jej włosy.

- Ja ciebie też skarbie.

Stałam tam z uśmiechem na ustach patrząc na nich.

Po krótkiej rozmowie, postanowiłam wrócić do domu. Justin zadzwonił do mnie upewniając się czy wszystko okej, na co odpowiedziałam mu, że wszystko w porządku.

Po wzięciu prysznicu, wpatrywałam się w swoje ciało przed lustrem. Moje piersi były w pełni rozwinięte, ale blizna pod lewą nie wydawała się szybko zniknąć.

Nagle usłyszałam pukanie w drzwi, wariackie pukanie, które nie ustawało.

- Już idę! - odkrzyknęłam, ubierając szlafrok i upewniając się, że jestem okryta.

W momencie gdy otworzyłam drzwi, moje serce się rozpadło. Trzęsący się Justin, z czerwoną twarzą i oczami pełnymi łez.

- J-Justin... Co-

- Nie pozwól im mnie zabrać. Ly, Proszę!? - płakał, przytulająć mnie i kładąc swoją twarz w moją szyję.

- Komu słońce? O kim mówisz? - zapytałam, pocierajac jego głowę. 

- Oni... Chcą... Mnie zabrać... Zdaleka od ciebie. - wymamrotał, przerywając przez czkawkę.

- Kto? - zapytałam ponownie odchylając się by spojrzeć w jego twarz.

- Mama i tata... - wymamrotał, pociągając nosem.

- Justin... O czym ty mówisz? - zapytałam trochę spokojniej.

- C-chcą bym zmienił szkołę... Bym mógł być z nimi... N-na Florydzie.

Westchnęłam głębko. - Justin...

- Proszę... Nie mogę wyjechać... Nie pozwól by mnie zabrali. Ly, błagam! - zapłakał mocniej.

Przyciągnęłam go znów do ciebie, pocierając jego kark i powoli uspokajając.

- Nie mogę wyjechać Ly. - pociągnął nosem ponownie.

- Wejdź do środka skarbie. - powiedziałam przepuszczając go.

Wszedł do salonu, siadając po chwili na kanapie.

- Justin... Jak się tu dostałeś? - zapytałam.

- P-przyszedłem... - wymamrotał.

- Twoja mama wie gdzie jesteś? - zapytałam ponownie, siadajac zaraz obok niego.

- N-nie.. I proszę... Nie mów im.

- Okej. Nie powiem. Ale bedą cię szukać.

Przegryzł wargę. - Wiem.

- Skarbie, dlaczego poprostu uciekłeś? Mogłeś zostać i z nimi porozmawiać.

- Z-zaczynałem wpadać w p-panikę, więc... Przyszedłem tutaj.

- Dlaczego?

- Bo... Ty zawsze wiesz jak mnie uspokoić... - przyznał.

- Justin, to słodkie ale-

- Nie chcesz mnie tu? - zapytał.

- Oczywiście, że chcę. Ale-

- Więc dlaczego jest ale? - oburzył się.

- Justin, proszę-

- Czy ty w ogóle się mną przejmujesz? - jego głos był stanowczy i zły, co mnie przeraziło.

- Tak. Przejmuję się tobą. - powiedziałam, starając się wybronić.

- T-to... Dlaczego nie mówisz... Słowa na "K"?

Poczułam jak moje serce się ścisnęło. Słowo na "K"?

- Masz na myśli... Kochać? - zpaytałam.

- T-tak.. K-kochasz mnie Lyiah? - zająknął się.

- J-justin... Ja-

- O mój boże... Nie, prawda? - powiedział wstając z kanapy, unosząc się nade mną.

- Tego nie powiedziałam.

- Tego też nie powiedziałaś. - syknął, odchodząc z daleka od kanapy.

- Justin, proszę. Możemy porozmawiać?

- Jestem kolejnym pacjentem? Kręcisz się wokół mnie tylko dlatego, by dowiedzieć się co kurwa jest ze mną nie tak?!

Otworzyłam usta patrząc na jego wściekłe oczy.

- Justin...

- Wiedziałem! Wykorzystujesz mnie! - zapłakał.

- Skarbie, uspokój się i wysłuchaj mnie. - powiedziałam podchodząc do niego.

- Nie! Nie jestem twoim skarbem! Jestem niczym dla ciebie! Jestem pieprzonym królikiem doświadczalnym.

- Justin, skąd do pochodzi? - zapytałam, starając się nie płakać.

- Pochodzi z mojego serca Lyiah! Coś czego nie czułem ani razu przez dwadzieścia lat do żadnej kobiety, z wyjątkiem mojej mamy, a teraz ciebie... Jestem chory! Ogarniam to, ale też mam uczucia i świadomość, że jestem dla ciebie tylko dowodem lub materiałem boli.

Jego klatka piersiowa unosiła się z każdym głębszym oddechem, a łzy spływały po policzkach.

- Justin... Nigdy nie powiedziałam, że cię nie kocham. Właściwie... To jestem w tobie zakochana. Nigdy nie użyłabym cię do żadnych badań. Nie jesteś chory. Jesteś inny. I kocham to w tobie.

- K-kochasz m-mnie? - łapał powietrze z trudem, wpatrując się w swoje buty.

- Tak... Kocham cię bardziej, niż słowa to okazują. - mówiłam starając się nie wypuszczać łez.

Wypuścił wstrzymywane powietrze, przed tym jak znów się rozpłakał.

- Chodź tu skarbie. - zagruchałam, pokazując mu by położył się obok mnie. Powoli podszedł do kanapy, kładąc głowę na moich nogach.

- Wszystko się ułoży. - powiedziałam delikatnie do jego ucha, przebiegając dłonią przez jego włosy. Pokiwał wolno głową, wczuwając się w mój dotyk.

Leżeliśmy tak przez resztę nocy, a Justin spał na moich nogach. Ale dotarło do mnie co nadchodzi...

I nie będzie to wspaniałe.

AUTISM //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz