Chapter Twenty Four

362 47 1
                                    

[Justin]

Poczułem się okropnie, budząc się z widokiem twarzy Lyiah. Wyglądała jakby płakała, co jest prawdopodobnie przez naszą wcześniejszą rozmowę. Westchnąłem i pogłaskałem jej mokry już od łez policzek.

- L-Lyiah... - mruknąłem, składając na nim pocałunek. Ruszyła się lekko przez sen, pojękując cicho.

- Kochanie wstawaj.

- N-nie chce. - wykrzywiła lekko twarz.

- Czemu? - zapytałem.

- Bo nie chce jeszcze wracać do rzeczywistości.

Poczułem ucisk w sercu. - Co masz na myśli?

Westchnęła, pociągając lekko nosem. - P-po prostu chcę... Poleżeć jeszcze chwilkę przy tobie. - przytuliła się mocniej.

- Lyiah... Co się dzieje? - zapytałem. 

- J-Justin... Ch-chcę mieć twoje dziecko.

Moje serce zabiło mocniej. - Lyiah...

- K-kocham cię Justin. I to cholernie bardzo. Chcę ci dać dziecko. Chcę sprawić, że będziesz tatą. Ale... N-nie mogę. Nawet nie jesteś pewien czy je chcesz i-

- Hej hej.. - powiedziałem, by ją uspokoić. Z każdym słowem jej płacz się nasilał a ja zaczynałem wariować.

- Ch-chcę urodzić twoje dziecko, Justin. - zapłakała.

- Skarbie, spójrz na mnie. - powiedziałem, podnosząc jej głowę. Jej oczy były przekrwione od łez, co łamało moje serce.

- Wszystko będzie okej. Kocham cię. I co ma się stać, to się stanie. - pokreśliłem.

- Ale-

- Bez żadnych "ale". Po prostu się uspokój. Okej?

Pokiwała głową ze zrozumieniem. - O-okej...

- A teraz... Wstajemy. - uśmiechnąłem się, wstając i ciągnąc ją w swoją stronę.

[Lyiah]

Nie rozumiał.

Nie rozumiał jak bardzo to boli.

Nie powinnam mu mówić.

Ale zasługiwał by wiedzieć.

Ostatecznie, chłopak ściągnął mnie z łóżka a następnie wzięliśmy wzajemnie prysznic i ubraliśmy się. Justin zajmował się Toby i Ruby a ja zajęta byłam przygotowywaniem śniadania, kiedy nagle usłyszałam dzwonek telefonu.

- Halo? - odpowiedziałam.

- Hej skarbie. Co u ciebie? - powiedziała moja mama.

- Hej mamo. Wszystko w porządku.

- Nie brzmisz wesoło. Coś się stało?

- P-powiedziałam Justinowi. - wyjąkałam.

- Awe... Skarbie... - powiedziała.

- Mamo.. Nie. - uprzedziłam ją. Zawsze to robiła gdy poruszałam ten temat.

- Jak to przyjął?

- On... Po prostu... Nawet nie wie czy chce mieć dziecko. Co jest zrozumiałe.

- Więc... Wiesz czemu tak jest?

- Nie chce przekazać swoim dzieciom Autyzmu. Ale... Tylko że-

- Lyiah... Nie rób sobie tego znowu. Jeśli nie chce mieć dzieci- 

- Nie. To nie tak, że po prostu ich nie chce. Boi się po prostu, że... Jego dzieci odziedziczą jego chorobę.

- Oh. Cóż skarbie... Nie trać nadziei. W końcu lekarz powiedział, że mogłabyś mieć dzieci. Tylko wiesz... Poczekaj. Okej?

Westchnęłam głęboko. - O-okej.

- Kocham cię puchatku. - powiedziała, używając mojego okropnego przezwiska.

- Ew... Pa mamo. Ja ciebie też. - odpowiedziałam przed rozłączeniem się.

Para silnych ramion objęła mnie w pasie a uśmiech wkroczył na moje usta.

- Wszystko okej? - Justin zapytał cicho do mojego ucha.

- Tak. Nic mi nie jest. - uspokoiłam go, głaszcząc jego ręce. Pocałował mój policzek a po chwili zaczął lekko nami kołysać. 

- Kocham cię. - wymamrotał w mój policzek.

Zachichotałam lekko. - Ja ciebie bardziej.


AUTISM //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz