#1 Nadzieja jest dla głupców

12K 460 62
                                    

Wszedłem do tego przeklętego szpitala. Zacisnąłem szczękę z całych sił, a moje ręce mimowolnie zwinęły się w pięści. 

-W czym mogę pomóc? - zapytała jedna z pielęgniarek, gdy podszedł do punktu rejestracji.

Zmierzyłem ją wzrokiem. Dość ładna, około dwudziestu dwóch lat, szatynka o niezłych kształtach.

-Szukam doktora Browna, miałem się u niego zgłosić na wolontariat - burknąłem znudzonym głosem nonszalancko opierając się o ladę. 

-Zaraz go zawołam - posłała mi uśmiech i odwróciła się by po chwili zajrzeć do pomieszczenia, które znajdowało się za nią. 

Nie musiałem długo czekać, gdy mężczyzna około czterdziestki wyszedł z pokoju i zaczął się kierować w moją stronę. 

-Doktor Edward Brown - przedstawił się, gdy znalazł się tuż naprzeciwko mnie.

Wysunął w moją stronę dłoń, ale ja jedynie spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami i prychnąłem.

-Ty zapewne to Carter Rogers? 

Skinąłem nieznacznie głową wciąż  nonszalancko opierając się o lade.

-Twoja matka mówiła, że jesteś trudny - skomentował kiwając głową na boki.

Prychnąłem rozbawiony jego uwagą. Jedynym słowem jakim moja matka potrafi mnie opisać to "trudny". 

-Najwidoczniej ma rację - uśmiechnąłem się cwaniacko.

-Chodź, pokaże ci czym masz się na początku zająć - zaczął iść w nieznanym mi kierunku.

Przewróciłem oczami i udałem się za nim. Rozejrzałem się dokoła. Ściany były w delikatnym zielony kolorze, a poza tym nic więcej nie przyciągnęło mojej uwagi, szpital jak szpital, nic nadzwyczajnego.

-Raczej z mamą nie będziesz się widywać, chyba że miniecie się gdzieś na korytarzu, albo Amanda postanowi cię sprawdzić - odezwał się nagle doktorek.

Niestety w tym szpitalu moja matka jest chirurgiem i mogę się założyć, że nie raz jak to Brown ujął postanowi mnie sprawdzić.

-Na razie będziesz pomagał Pani Brooke w robieniu prania oraz będziesz robić za złotą rączkę.

-Serio? - prychnąłem kpiąco.

-Tak - westchnął głośno.

Już irytuję doktorka - zaśmiałem się w myślach.

****

Ta cała Brooke okazała się nie aż taka zła. Babka po pięćdziesiątce z mega poczuciem humoru, ale ta robota i tak jest beznadziejna. Ja cały czas się ociągam, lenie, olewam jakieś polecenia, bądź marudzę na okrągło przeklinając. 

-Carter, chłopaku, pospiesz się, bo ja tu zaraz korzenię zapuszczę - zaśmiała się czekając na mnie.

-Kurwa, przecież już idę - przewróciłem oczami.

-Nie narzekaj tak młody, ty będziesz tu tylko przez około tydzień, a ja tu jestem prawie przez całe moje życie - zaśmiała się, a ja w myślach zacząłem jej współczuć -Musimy zrobić obchód i pozmieniać pościele.

Po obejściu kilku pokoi miałem już dość. Usiadłem na jednym z krzesełek, a Brooke stanęła tuż obok. 

-Ruszamy dupska, raz, dwa! - zaklaskała dwa razy w dłonie.

-Nie - odpowiedziałem stanowczo przewracając oczami.

-Młody, ja jestem spoko, ale do czasu - powiedziała zakładając ręce na piersi -Podnoś swój zadek i do roboty.

(Not) Forever ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz