TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
CARTER POV.
-Koniec tego dobrego! - wykrzyknął wkurzony doktorek.
-Ed, nie denerwuj się tak - powiedziałem z kpiną.
-Kto ci pozwolił gówniarzu odzywać się do mnie po imieniu?!
-Ja - uśmiechnąłem się cwaniacko.
-Jesteś niedorzeczny! - wykrzyknął chaotycznie wymachując dłońmi, a ja wygodniej ułożyłem się w fotelu, na którym siedziałem w jego gabinecie -Miałeś się tu nauczyć odpowiedzialności, współczucia, pracy i jakichkolwiek ludzkich odruchów, a jedynie przez cały czas są na ciebie skargi! Lenisz się, jesteś wredny dla pracowników oraz pacjentów... - wymieniał dalej, ale ja przestałem go słuchać -Czy ty w ogóle mnie słuchasz?! - po kilku minutach usłyszałem jego zdenerwowany głos.
-Nie - nonszalancko wzruszyłem ramionami.
-Ty masz siedemnaście lat czy siedem?!
-Prawie osiemnaście, doktorku - uśmiechnąłem się szeroko.
-A zachowujesz się jak dzieciak - fuknął.
Nagle drzwi od gabinetu się otworzyły i weszła przez nie moja matka.
-Co tu się dzieje? - zapytała poddenerwowana.
-Amando, twój syn jest nieodpowiedzialny, nie potrafi wykonać podstawowych poleceń, przez cały czas się leni i do tego jest nieuprzejmy - powiedział doktorek siadając na swój fotel.
Moja matka spojrzała się na mnie groźnie, a ja jedynie posłałem jej szeroki uśmiech.
-Z tobą są same kłopoty - fuknęła wściekle.
-Tak mnie wychowaliście - wzruszyłem ramionami -A nie! Przepraszam, przecież wy mnie nie wychowaliście, bo was nigdy nie było - zaśmiałem się sztucznie.
-Carter - warknęła piorunując mnie wzrokiem.
-Carter, Carter, Carter, na okrągło tylko Carter! - wykrzyknąłem podnosząc się z fotela.
Chciałem mówić dalej, ale nagle drzwi ponownie się otworzyły. Wbiegła przez nie cała zdyszana Brooke.
-Panie doktorze, dziewczyna z pokoju numer dwadzieścia dwa...
Kobieta nie zdążyła dokończyć, a lekarz się zerwał z fotela i biegiem ruszył do wyjścia. Obydwie kobiety pobiegły za nim. Zaciekawiony powolnym krokiem udałem się za nimi. Gdy dotarłem przed drzwi cała trójka była już w pomieszczeniu, a wraz z nimi dwie pielęgniarki. Obserwowałem co się dzieję przez szklane okienko w drzwiach. Był to pokój dziewczyny, którą poznałem kilka dni temu, o ile się nie mylę Sam. Dziewczyna głośno kasłała i chaotycznie starała się nabrać powietrze, co jej się nie udawało, przez co się dusiła. Po jej policzkach spływały łzy, a jej wiecznego uśmiechu nie było. W pewnym momencie jedna z pielęgniarek dała jej jakiś zastrzyk. Już po chwili dziewczyna wzięła głęboki oddech zakaszlała kilka razy i opadła na materac głęboko oddychając. Doktor porozmawiał z nią przez chwilę, a następnie wszyscy zaczęli kierować się do wyjścia. Odsunąłem się od drzwi. Wychodząc nawet nikt mnie nie zauważył, wszyscy byli pochłonięci w rozmowie, na którą nawet nie zwróciłem uwagi. Gdy odeszli wróciłem przed drzwi. Wpatrywałem się w dziewczynę leżącą na łóżku. Oczy miała przymknięte i przez cały czas głęboko oddychała. W tym momencie coś poczułem, uczucie którego nie znałem. Może współczucie... Ale nie to nie było to, nawet nie potrafię tego nazywać. Chciałem wejść do środka i zamienić z nią chociaż kilka słów, ale zamiast tego odwróciłem się na pięcie i odszedłem. Wyszedłem ze szpitala cały czas myśląc o niej. Nie chciałem zamęczać się rozmyślaniem o jakiejś tam dziewczynie, więc zadzwoniłem do mojego przyjaciela, który od razu podjechał po mnie swoim nowym samochodem. Wsiadłem do niego i pojechaliśmy w stronę najbliższego baru.
****
-Ej stary, chyba już starczy - Ian szturchnął mnie w ramię.
-Jeszcze po jednym - wybełkotałem.
-Nie, nie, nie, jedziemy do domu - chwycił mnie i chciał podnieść, ale ja mu się wyrwałem i wciąż siedziałem na krześle.
-Pierdol się, ja zostaję - warknąłem.
-Carter, jesteś całkowicie zlany.
-A ty to niby trzeźwy? - zapytałem przypominając sobie o wypitym przez niego alkoholu.
-Nie, ale nie wypiłem tyle co ty - przewrócił oczami -Dalej, jedziemy do domu, innym razem się jeszcze napijemy.
-Jesteś zjebany - warknąłem podnosząc się z krzesła.
Zachwiałem się i prawie upadłem, gdy stanąłem na nogach. Na szczęście mój przyjaciel mnie przytrzymał. Zarzucił moją rękę na swoje ramię i w ten sposób wyszliśmy z baru.
-Za chwilę ma podjechać taxi - oznajmił stając przed barem.
-5, 4, 3, 2, 1! We're going on a trip in our favorite rocket ship! Zooming through the sky, Little Einsteins! Climb aboard, get ready to explore! There's so much to find, Little Einsteins! - zacząłem śpiewać moim pijackim głosem, a Ian zaczął się ze mnie śmiać.
-Zamknij się idioto - zaśmiał się.
-Zazdrościsz mi mojego zajebistego głosu?
-Nie, uszy mi pękają od twoje fałszu, deklu - zaśmiał się.
-Spierdalaj cwelu - burknąłem.
-Lepiej powiedz mi dlaczego się tak upiłeś, bo przez cały wieczór nic mi nie chlałeś powiedzieć.
-Bo miałem ochotę się napić z moim kumplem - wzruszyłem ramionami.
-Jasne, jasne... - odpowiedział sarkastycznie nie wierząc w moje słowa.
Po chwili podjechała taksówka, do której od razu wsiedliśmy i pojechaliśmy pod mój dom. Ian pomógł mi wyjść z auta, a ja kontynuowałem śpiewanie piosenki, którą zacząłem śpiewać w taksówce.
-94 bottles of beer on the wall, 94 bottles of beer. Take one down and pass it around, 93 bottles of beer on the wall. 93 bottles of beer on the wall, 93 bottles of beer. Take one down and pass it around, 92 bottles of beer on the wall...
-Zamknij się, bo wszystkich pobudzisz - uciszył mnie Ian, ale ja i tak śpiewałem dalej odliczając kolejne butelki piwa.
Gdy byliśmy już prawie przy drzwiach wejściowych otworzyły się one, a w progu stanęła moja młodsza siostra.
-Co tu się dzieje? - warknęła wkurzona.
-Twój braciszek się upił - odpowiedział mój przyjaciel.
-86 bottles of beer on the wall, 86 bottles of beer. Take one down and pass it around, 85 bottles of beer on the wall - śpiewałem dalej
-Zamknij się, bo rodziców obudzisz - upomniała mnie Ronnie.
-Spokojnie sis - zaśmiałem się.
-Do domu i spać, pijaku - powiedziana z lekkim rozbawieniem.
Ian zaciągnął mnie do środka, a tam Veronica złapała mnie z drugiej strony i pomogła mojemu przyjacielowi doprowadzić mnie do mojej sypialni. Rzucili mnie na łóżko, a ja momentalnie usnąłem.
CZYTASZ
(Not) Forever ✔
Teen Fiction"Nikt nie jest tu na zawsze. Trzeba żyć chwilą, każdym dniem... być tu i teraz." Czasami myślimy, że mamy jeszcze wiele czasu, nie szanujemy naszego życia, nie cieszymy się każdym dniem. Właśnie on, Carter Rogers, taki jest, typowy bad boy, którego...