Wbiegłem do szpitala z Sam na rękach.
-Błagam, niech ktoś jej pomoże - wydarłem się rozpaczliwie.
Od razu podbiegło do mnie kilka pielęgniarek. Nawet nie wiem, w którym momencie zabrali moją ukochaną Sam z moich rąk. Po chwili zostałem sam na korytarzu, znaczy się nie byłem do końca sam. Siedziało tam kilka osób w poczekalni, ale byli daleko ode mnie. Usiadłem na krzesło i schowałem twarz w dłonie. Poczułem jak łzy zaczynają wypływać mi spod powiek.. Nie potrafiłem tego powstrzymać. Bałem się, że to moja wina w jakim jest stanie jest teraz Sam. Przejechałem dłońmi po włosach jednocześnie mocno za nie ciągnąc. Przetarłem mokre policzki i wziąłem kilka głębokich oddechów.
****
Z samego rana byliśmy już w drodze do Portland. Nie jechaliśmy samochodem, bo zajęłoby to za dużo czasu, musieliśmy polecieć. Sam była nieprzytomna, ale jej stan był stabilny. Przez cały lot byłem przy niej i trzymałem ją za rękę.
-Błagam nie umieraj. Nie zostawiaj mnie. Ty nie możesz umrzeć. Sami bądź silna. Wierzę, że dasz radę. Walcz dla mnie, swojej mamy, Nicka i samej siebie. Kocham cię - powtarzałem non stop.
Sam wyglądała okropnie, była cała blada, wokół jej oczu widoczne były zasinienia, miała worki pod oczami. Dodatkowo do jej ciała były podłączone jakieś rurki i aparatura. Wyglądała po prostu niczym trup.
Gdy wylądowaliśmy w Portland Sam od razu zabrano do szpitala. Od razu zajął się nią jej lekarz. Usiadłem przed salą, w której się znajdowała. w pewnym momencie usłyszałem pospieszny tupot obcasów. Spojrzałem w stronę, z której dobiegał dźwięk i zauważyłem podążającą w moją stronę mamę Sam. Wstałem z krzesła, gdy była już dość blisko.
-Dzień do... - nie zdążyłem dokończyć, gdyż dostałem od tej drobne kobiety w twarz.
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale nie zdążyłem wydobyć z siebie ani słowa, bo ona zaczęła na mnie krzyczeć.
-Co ty sobie wyobrażałeś?! Zabierać chorą dziewczynę na jakąś wycieczce, czy ty jesteś normalny?! Pomyślałeś chociaż przez chwilę co jej może grozić?! Do tego bez zgody mojej i lekarza! Mogliśmy wezwać policję! Teraz przez twoją głupotę ona leży nieprzytomna!
-Proszę, niech się pani uspokoi - poprosiłem łagodnie -Wiem, że to było głupie, ale przecież dostaliśmy pozwolenie od pani i od lekarza, a do tego Sam przecież miała jakieś leki czy coś co jej pomagało - zacząłem tłumaczyć.
-Nie wiem kiedy my się na to zgodziliśmy - fuknęła wściekle -Sam może brała tabletki, ale nie chciała ich brać, bo sprawiały, że przez całe dnie i noce spała.
-Jak to? - zapytałem zdezorientowany.
-No normalnie! - wykrzyknęła wykonując chaotyczny ruch rękami.
Poczułem jak robi mi się słabo. Usiadłem na krzesełku i przez kilka minut patrzyłem tępo przed siebie w ogóle nie kontaktując z otaczającym mnie światem
-Ona mnie okłamała... - powiedziałem po chwili sam do siebie.
-Kto cię okłamał? Co ty teraz wygadujesz, chłopcze? - zapytała nerwowo kobieta.
-Samantha - odpowiedziałem spoglądając na nią -Powiedziała mi, że się zgodziliście, że nie ma żadnych przeciwwskazań, że bierze tabletki...
Kobieta patrzyła na mnie podejrzliwie analizując zapewne moje słowa. Po chwili usiadał obok mnie i oparła się o oparcie krzesła.
-Przepraszam, że naskoczyłam tak na ciebie. Myślałam, że to był twój pomysł, a to jednak jej - powiedziała cichym głosem -Poświęciła wszystko dla kilku wspomnień, dla czasu spędzonego z tobą...
-Spełnialiśmy jej marzenia z listy rzeczy do zrobienia... przed śmiercią.
Po tych słowach oboje zamilkliśmy.
****
Obudziłem się słysząc głośne szmery i rozmowy. Otworzyłem gwałtownie oczy i zobaczyłem wyjeżdżającą Sam na łóżku szpitalnym z pokoju. Od razu podniosłem się z krzesła i podbiegłem do niej. Gdy zobaczyłem,że jest przytomna, a jej oczy są lekko otwarte na mojej twarzy pojawił się od razu uśmiech. Złapałem za jej dłoń. Posłała mi delikatny uśmiech. Kątem oka zauważyłem, że mama Sam rozmawia z lekarzem.
-Konieczna jest operacja - usłyszałem fragment rozmowy.
-Bądź silna Sami. Przed nami jeszcze wiele wspólnych chwil. Będziemy razem już na zawsze, tylko musisz być silna, skarbie. Wierzę, że dasz radę.
-Już tyle razy walczyłam, nie wiem czy mam siły na kolejną potyczkę. Chyba jestem już za słaba... - powiedział ledwo, a na końcu kilkukrotnie zakasłała.
-Nawet tak nie mów - wtrąciłem od razu.
-Posłuchaj mnie, Carter... Jeżeli jednak nie dałabym rady żyj dalej, wyjedź z tego potwornego miejsca, bądź szczęśliwy, ale nigdy nie zapominaj o mnie - zaszlochała -Chcę żyć chociaż w twoich wspominaniach. Nawet jeżeli ja się poddam ty tego nie rób. Walcz do utraty sił. Nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Proszę obiecaj mi to - ścisnęła mi dłoń.
Widziałem z jakim trudem ściskała moją dłoń. Wiem, że chciała zrobić to mocniej, ale nie była w stanie zrobić tego mocniej.
-Wierzę, że nie będę usiał tego spełniać, bo wierzę, nie, ja wiem, że dasz radę, ale dla twojego spokoju obiecuję ci to - po tych słowach musnąłem delikatnie swoimi ustami jej spierzchnięte wargi -Kocham cię już na zawsze.
-Też cię kocham i nigdy nie przestane.
-Przepraszam, ale musi pan już zostawić pacjentkę - zwróciła się do mnie jedna z pielęgniarek.
Pokiwałem głową na znak zrozumienia. Puściłem dłoń Sam.
-Walcz, Sami, nie poddawaj się! - krzyknąłem za nią.
Patrzyłem jak moja ukochana znika za jednymi ze szpitalnych drzwi.
CZYTASZ
(Not) Forever ✔
Teen Fiction"Nikt nie jest tu na zawsze. Trzeba żyć chwilą, każdym dniem... być tu i teraz." Czasami myślimy, że mamy jeszcze wiele czasu, nie szanujemy naszego życia, nie cieszymy się każdym dniem. Właśnie on, Carter Rogers, taki jest, typowy bad boy, którego...