#13 Miłość, bezpieczeństwo i ciepło

6.1K 308 44
                                    

*Dwa tygodnie później*

Z wielkim uśmiechem na ustach wparowałem do pokoju Sam.

-Zdałem! Zdałem! - krzyczałem niczym opętany machając swoim świadectwem.

-Gratuluję! - uśmiechnęła się szeroko. 

Podszedłem do niej i obiąłem w pasie, a ona od razu zarzuciła swoje dłonie na moją szyję. Podniosłem ją do góry i kilkukrotnie okręciłem się z nią wokół własnej osi. Sam zapiszczała radośnie, a ja po prostu zacząłem się szczerze śmiać. Ona po chwili się do mnie dołączyła. Odstawiłem ją na ziemię i z wielkim uśmiechem wpatrywałem się w nią. Stała kawałek ode mnie, nasze ciała dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Sam przestała się śmiać i cały czas się uśmiechając przyglądała mi się uważnie przygryzając lekko wargę.

-Dziękuję, że mi pomagałaś -złapałem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem nie mogąc opanować swojej radości, po czym przyciągnąłem ją do swojej klatki piersiowej i mocno przytuliłem. Czułem ogromną wdzięczność za to, że poświęcała mi swój czas i siedziała ze mną nad książkami tylko po to, żebym zdał. Ta dziewczyna jest niesamowita.

-A tam, to nic takiego, dla mnie mata to pestka - wzruszyła ramionami wciąż będąc przeze mnie przytulana.

-Ale dla mnie nie i bez ciebie bym sobie nie poradził, więc dziękuję - powiedziałem radosnym głosem.

-Przecież przyjaciele sobie pomagają - wzruszyła ramionami.

-Dobra, ja powinienem spadać, bo od razu przyszedłem do ciebie po zakończeniu - oznajmiłem odsuwając się od niej.

Sam zmierzyła mnie wzrokiem zapewne dopiero teraz dostrzegając, że jestem elegancko ubrany. Dziewczyna przez chwilę lustrowała mnie wzrokiem z czego się nie dziwie, bo to naprawdę wyjątkowa okazja zobaczyć mnie w garniturowych spodniach, białej koszuli i marynarce w dłoni. Zaśmiałem się delikatnie, gdy wciąż nie odrywała ode mnie wzroku, a ona dopiero wtedy się ocknęła.

-Wpadnę później, trzymaj się - powiedziałem z uśmiechem na ustach.

Pomachałem do niej dłonią, a ona odmachała uśmiechając się delikatnie. Wyszedłem z pokoju i akurat wpadłem na Brooke.

-Hej, Brooke - uśmiechnąłem się szeroko.

-Cześć, Carter - uniosła delikatnie kącik ust do góry -Jak ona się trzyma? - zapytała wskazując na pokój Sam ze smutną miną.

-Dobrze, a jak ma się trzymać? - opowiedziałem marszcząc brwi.

-Nie powiedziała ci? -zapytała zaskoczona.

-Ale o czym? - wykonałem chaotyczny ruch dłońmi, a ona wtedy dostrzegła świadectwo w mojej dłoni.

-Nie chciała cię smucić - mruknęła cicho jakby do siebie.

-Brooke, co się stało? Pogorszyło jej się? - zapytałem z przerażeniem.

-Nie, nie, nie - kobieta zaprzeczyła od razu -Po prostu... Lekarz nie zgodził się, żeby wyszła chociaż na jeden dzień, na swoje urodziny. Sam bardzo to załamało.

-Nie zgodził się? - zapytałem zaskoczony.

-Niestety - przyznała niechętnie.

-Ja z nim porozmawiam - powiedziałem z determinacją i zanim kobieta zdążyła się odezwać ruszyłem w stronę gabinetu Eda.

****

Moje próby namówienia go niestety zdały się na nic. Wściekły wyszedłem z jego gabinetu i udałem się pod pokój Sam. Już chciałem wchodzić do środka, ale powstrzymał mnie bardzo znajomy mi głos.

-Sam jest na badaniach.

Odwróciłem się za siebie. Na krzesełkach siedział  Nick. Bez słowa usiadłem na krzesełku obok drzwi do pokoju Sam centralnie naprzeciwko Nicka. Nie odzywałem się od niego. Siedziałem wpatrując się ścianę i cały czas tupiąc nogą.

-Słyszałeś? - odezwał się w pewnym momencie blondyn.

-O tym, że nie wypuszczą Sam? - zapytałem, a on w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową.

-Pomyślałem... - zaczął niepewnie -Może mógłbyś mi pomóc w...

-Nie - odpowiedziałem nawet nie dając mu dokończyć -Nie zamierzam w niczym ci pomagać - warknąłem.

-Ale to dotyczy Sam - dodał, a ja po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy spojrzałem na niego -Skoro nie może wyjść chciałem coś fajnego tu zorganizować dla niej.

-A co niby można w szpitalu zorganizować? - prychnąłem.

-No nie wiem, może jakąś mini imprezę urodzinową - wzruszył ramionami, a ja prychnąłem -Masz lepszy pomysł? - zapytał podirytowany.

-Chyba mam - uśmeichnąłem się cwaniacko.

-Co ty wymyśliłeś? - zapytał z lekkim przerażeniem.

-Jeżeli ci powiem nie możesz się już wycofać, ale wiedz, że sam nie dam rady tego zrobić.

-Dobra, wchodzę w to, mów o co chodzi - w jego głosie słychać było determinację.

Uśmiechnąłem się szeroko i wyjawiłem mu swój plan.

****

Wróciłem do domu później niż planowałem, gdyż musiałem obgadać z Nickiem wszystko dotyczące jutrzejszego planu. Udało nam się w to nawet wciągnąć mamę Sam oraz Brooke, więc to musi się udać. Gdy wszedłem do domu od razu powitała mnie sroga mina ojca.

-Nie zdałeś? - słowa wypowiedziane przez mojego ojca brzmiały bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

-Zdałem - odpowiedziałem pewnie unosząc głowę do góry.

-Brawo, to mi osiągnięcie - prychnął.

Już chciałem coś powiedzieć, ale na szczęście ugryzłem się w język.

-Dlaczego dopiero wróciłeś do domu? - zapytał ostro.

-To w ogóle można nazwać domem? - prychnąłem.

-Coś ci nie pasuję, niewdzięczny gówniarzu? - zapytał robiąc krok w moją stronę -Z mamą harujemy, żebyście mieli jak najlepiej, a ty nawet tego nie doceniasz?! Masz wszystko, dom jest warty miliony, a ty śmiesz mówić takie rzeczy?!

-Mam w dupie ile on kosztuje, mam w dupie całą tą kasę! Dom powinien być miejsce gdzie chcę się wracać, gdzie czuję się miłość, bezpieczeństwo i ciepło, a tu... - wskazałem dookoła -Tu na pewno tego nie ma - dokończyłem z goryczą.

-Jak śmiesz tak mówić, gówniarzu?! - wydarł się na całe gardło -Jesteś nieudacznikiem, sam niczego nie osiągniesz, a śmiesz mówić takie rzeczy do mnie?! - jeszcze bardziej się do mnie zbliżył.

-A ty niby kim jesteś? - prychnąłem -Jak nazwiesz siebie, osobę, która znęca się nad własnym synem od najmłodszych lat? - zapytałem patrząc prosto w jego oczy.

Wtedy poczułem pierwsze uderzenie, prosto w twarz z pięści. Odwróciłem twarz z powrotem w jego stronę i widziałem, że już zamachuję się do drugiego uderzenia, ale niestety nie zdążyłem go zatrzymać, dostałem w brzuch i aż się skuliłem z bólu. Poczułem ponownie uderzenie na twarzy. Gdy na niego spojrzałem robił kolejne zamachnięcie, ale tym razem udało mi się złapać jego dłonie i unieruchomić. Mimo tych wszystkich krzywd, które mi wyrządził nie potrafiłem go uderzyć, a nawet jak raz udało mi się to zrobić groził mi później sądem, że pozwie mnie, że własny syn go bije. On byłby do tego zdolny, a do tego ma własną kancelarię, która jest jedną z najlepszych, więc nie wygrałbym z nim. Odepchnąłem mężczyznę na ścianę i po prostu odwróciłem się na pięcie i wbiegłem po schodach na górę, a następnie zamknąłem się w swoim pokoju. Gdy wreszcie znalazłem się w moim azylu odetchnąłem głośno. Poszedłem do łazienki, która była połączona z moim pokojem i obejrzałem się w lustrze. Z nosa oraz wargi leciała mi krew, a oko już było lekko podpuchnięte. Biała koszula, którą miałem na sobie była lekko pobrudzona czerwoną mazią. Spojrzałem ponownie na swoją twarz i zacisnąłem mocno wargi. Znowu pozwoliłem mu na to... Znowu dałem się poniżyć, ośmieszyć... On ma rację... Jestem nieudacznikiem... Jestem po prostu beznadziejny. Spuściłem głowę i zacisnąłem mocno pięści na blacie.

(Not) Forever ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz