-Ej stary - poczułem jak ktoś mną potrząsa.
Podniosłem zmęczone powieki.
-Hmm? - mruknąłem zaspany.
Przetarłem oczy i spojrzałem na Iana i Nicka, którzy stali nade mną.
-Zawiozę cię do domu i na spokojnie się wyśpisz - zaproponował Ian.
-Nie ma opcji, ja się stąd nie ruszę - powiedziałem stanowczo.
-Carter, wyglądasz jak trup - wtrącił się Nick.
-Trudno, ja jej nie zostawię tu samej.
-Przecież ona nie jest sama, jest tu jej mama, jesteśmy my - starał się mnie przekonać Ian.
-Nie przekonacie mnie, ja tu zostaję i koniec gadania.
-Wiedziałem, że nie da się przekonać tego idioty - burknął Ian.
****
Nie wiem ile już tam siedziałem, ale jestem pewien, że minęło sporo czasu. Chłopacy jeszcze wielokrotnie proponowali mi, że zawiozą mnie do domu, ale ja za każdym razem odmawiałem. Przez cały czas siedziałem przed salą operacyjną, czasami zdarzało mi się, że przysypiałem, ale tylko na kilka minut.
Czułem jak po raz kolejny odpływam, byłem już na granicy snu, gdy usłyszałem dźwięk otwierania drzwi. Od razu otworzyłem oczy, a jak zobaczyłem lekarza, a za nim pielęgniarki, które ciągnęły łóżko od razu stanąłem na równe nogi. Pierwsze co zrobiłem to podbiegłem do jej łóżka. Gdy tylko ją zobaczyłem po moich policzkach spłynęły łzy. Złapałaem za jej dłoń i zacząłem iść równo z pielęgniarkiami. Sam wyglądała strasznie. Miała założoną jakąś maseczkę, która zakrywałą jej usta oraz nos, była ona podłączona rurką do jakiegoś urządzenia. Miaął także podpiętą kroplówkę. Jej twarz była blada, pod oczami widoczne były zasinienia.
-Przepraszam, ale musi pan już zostawić pacjentkę - odezwałą się jedna z pielęgniarek -Poźniej będzie pan mógł odwiedzić pacjentkę.
-Dobrze - odpowiedziałem szeptem.
Z trudem puściłem dłoń Sam i odsunąłem się kilka kroków do tyłu. Pielęgniarki wjechały wraz z łóżkiem, na kórym leżaął Sam do sali pooperacyjnej.
Przez chwilę jeszcze tam stałem. Po kilku minutach ruszyłem się i poszedłem poszukać Iana, Nicka i mamy Sam. Gdy do nich dotarłem nie było już przy nich lekarza. Mama Sam szlochałą głośno wtulona w Nicka.
-Co się stało? - zapytałem ze strachem Iana, który stał niedaleko ich.
-Pani Moon rozkleiła sie po rozmowie z lekarzem.
-Ale co on powiedział?
-Emm... No... - podrapał się po karku.
-No mów - nakazałem ostro.
-Sa małe szanse, że Sam się wybudzi ze śpiączki. Jest podłączona do aparatury, bo nie jest w stanie na razie sama oddychać i nie wiadomo czy to się zmieni.
Przeklnąłem pod nosem. Przetarłem dłońmi twarz, a następie włosy dość mocno za nie poviągając przy tym. Oddychałem ciężko. Poczułem jak do moich oczu po razk kolejny napływają łzy. Pomrugałem kilkukrtonie, żeby je odgonić.
-Co jej było? Jak do tego wszytskiego doszło? - zapytałem rozaczliwie.
-W jej organizmie... Zalęgły się pasożyty, które doprowadiły do niedoczynności kilku narządów.
-Pasożyty?!
-No tak, nie pamiętam ich nazw, ale wiem, że nie był to tylko jeden rodzaj...
-Kur... I dopiero teraz je wykryli, gdy spowodowaly takie szkody w jej organizmie?! - wściekłem sie.
-Przez to, że nie był to tylko jeden pasożyt objawy nie były typowe, a leczenie ich będzie trudniejsze. Uspokój się okej?
Rozejrzałem się dokoło nic nie odpowiadając mu. Nie potrafiłem opanować swojej złości.
-Muszę odebrać, nie rób nic głupiego, okej? - zwrócił się do mnie Ian trzymając telefon w dłoni.
Pokiwałem jedynie głową na odczepne. Ian odszedł na kawałek.
Rozglądałem się dalej. W oddali zauważyłem gabinet tego doktorka. Nie myśląc wiele szybkim krokiem udałem się w tamtym kierunku. Wpadłem do gabinetu bez pukania i zastałem tego bęcwała siedzącego na swoim wielkim fotelu. Spojrzał z przerażeniem na mnie, ale po chwili jego wyraz twarzy drastycznie się zmienił na pogardliwy.
-Czego tutaj szukasz, gówniarzu? - warknął.
Dyszałem coraz głośnie. Moje pięści coraz mocniej się zaciskały. Czułem buzującą krew w moich żyłach. Nie wytrzymałem. Szybkim krokiem podszedłem do niego. Złapałem go za idealną, białą koszulę i uniosłem do góry, a następnie przyszpiliłem do ściany. Przez ułamek sekundy widziałem strach w jego oczach, ale już po chwili powróciło to jego typowe spojrzenie, jakby nade mną górował, chociaż w tej sytuacji raczej było na odwrót.
-Ona, kurwa mać, miała jebane pasożyty w organizmie, a ty ich nie wykryłeś i teraz przez ciebie jest w jebanej śpiączce i nie wiadomo czy z tego wyjdzie!- wydarłem się zabijając go spojrzeniem -Jako wielki lekarz chyba powinieneś je wykryć, co?! To przecież były tylko jakieś jebane pasożyty!
-Uspokój się chłopcze - oznajmił pogardliwie.
-Przestań, kurwa, mówić do mnie tym tonem - warknąłem przyciskając go bardziej do ściany.
-Czego ode mnie chcesz, czego oczekujesz? Mam cię przeprosić? Powiedzieć, że popełniłem błąd i powiedzieć, że jest mi przykro? - zapytał sarkastycznie.
-Masz mi wytłumaczyć, dlaczego ich nie wykryłeś mimo tylu badań? Dlaczego jej nie wyleczyłeś? Dlaczego to akurat ją spotkało? Dlaczego nie jesteś teraz tam i nie starasz się jej pomóc? Dlaczego... akurat ona? - mój głos był przesiąknięty rozpaczą i gniewem.
-Chłopcze... To jest życie, jednym jest dane osiemdziesiąt lat, innym szesnaście, dwadzieścia? Jedni mają dobrze drudzy, źle. Nie ma w tym wielkiej filozofii, a ona po prostu miała pecha - prychnął.
Wtedy po raz pierwszy moja pięść wylądowała na jego szczęce. Później już nawet nie liczyłem uderzeń...
-Miała pecha w tym na jakiego lekarza trafiła - powiedziałem między uderzeniami.
W pewnym momencie poczułem jak ktoś zaczyna mnie od tyłu szarpać. Zaledwie po kilku minutach byłem już odciągany od doktorka. Starałem się wyszarpnąć, ale osoby trzymające mnie były po prostu za silne. Spojrzałem jeszcze raz na tego palanta, który teraz siedział na podłodze z całą zakrwawioną twarzą i pomyślałem sobie, że zasłużył na to. Dopiero, gdy odwróciłem od niego wzrok zorientowałem się, że jestem wyprowadzany przez dwójkę ochroniarzy.
♦♦♦♦
Hejka, witam wszystkich.
Na wstępie chciałam was przeprosić, rozdział miał się pojawić jakiś miesiąc temu, a no cóż... Wyszło jak wyszło. Po prostu was przepraszam, mam nadzieję, że mi wybaczycie i że ktoś jeszcze czeka na kontynuację tego opowiadania, bo zdaje sobie sprawę, że was zawiodłam (wielokrotnie) i wiele z was straciłam, ale mam malutką nadzieję, że ktoś jeszcze tu jest. Proszę dajcie mi znać czy wciąż czekacie.
CZYTASZ
(Not) Forever ✔
Teen Fiction"Nikt nie jest tu na zawsze. Trzeba żyć chwilą, każdym dniem... być tu i teraz." Czasami myślimy, że mamy jeszcze wiele czasu, nie szanujemy naszego życia, nie cieszymy się każdym dniem. Właśnie on, Carter Rogers, taki jest, typowy bad boy, którego...