9.

6.9K 417 18
                                    

- Co ty masz na sobie?- Natalie krzyknęła wybiegając z samochodu. 

-Ubranie?-Odpowiedziała niepewnie poprawiając zielony podkoszulek. Do tego włożyła białe szorty i takie same trampki.

-To nie jest strój na imprezę! - Natalie nie wracała uwagi na siostrę, która siedząc za kierownicą ledwo  tłumiła śmiech. 

-Nie narobię ci wstydu. A teraz chodź, bo się spóźnimy.- Pociągnęła przyjaciółkę za rękę. Natalie miała na sobie fioletową sukienkę na ramiączkach i czarne sandały. Do tego włożyła kolczyki i dziesiątki bransoletek. Brązowe włosy rozpuściła i teraz falami opadały jej na plecy. Lani usiadła z tyłu i zapięła pasy.

-Cześć Jules.

- Cześć Lani. Moja siostra znów dramatyzuje?

- Trochę - obie głośno się roześmiały. Natalie odpowiedziała im głośnym fuknięciem. 

-Daleka droga przed nami, jedźmy. - Rodzice Kevina mieli spory dom za miastem. Jazda na miejsce zajęła im ponad czterdzieści minut, po dwudziestu Natalie przestała być obrażona i włączyła się w dyskusje o ich liceum. Jules właśnie skończyła szkołę do którego dziewczyny się wybierały. Zanim dojechały do celu Lani wiedziała już na jakie zajęcia dodatkowe się zapisać a jakich nauczycieli unikać i żeby nigdy nie brać spaghetti w stołówce. Jules zaparkowała na drodze dojazdowej do posesji. Już stąd słychać było głośną muzykę. 

- Więc teraz posłuchajcie mnie obie uważnie - odwróciła się na siedzeniu, tak aby objąć je obie wzrokiem.- Żadnego picia, żadnych narkotyków, żadnych chłopaków, żadnych głupot. Wrócę tutaj o pierwszej i macie być trzeźwe. Zrozumiano?- Dziewczyny pokiwały głową.

- Nie miałaś z nami zostać? - Natalie popatrzyła na siostrę znad uniesionych brwi. 

- Miałam, ale są lepsze rzeczy do roboty niż niańczenie dwójki dzieci.  Macie mój numer telefonu i dzwońcie jak coś się stanie. Do mnie, nie do rodziców. Inaczej wszystkie trzy dostaniemy szlaban do końca życia. A teraz wysiadajcie - spojrzała na zegarek na tablicy rozdzielczej. - Jestem spóźniona, a muszę dojechać na drugi koniec miasta. - Szybko odpięły pasy i stanęły na żwirowej drodze. Natalie pociągnęła Lani za rękę, a Jules odjechała. W ciemności widziały rozświetlony dom, lśnił jak latarnia morska.

- Chodź, nie ma na co czekać.  - Lani potrząsnęła głową i poszła za przyjaciółką. Kiedy zbliżyły się do domu zobaczyły mnóstwo samochodów zaparkowanych przed wejściem. 

- Dla naszego rocznika hmm... - dom był raczej średniej wielkości rezydencją. Wszyscy w szkole wiedzieli, że Kevin ma bogatych rodziców, ale dom wywarł na Natalie duże wrażenie. Na obu piętrach paliły się światła, a zza domu słychać było krzyki i śmiech. 

- Nie marudź tylko wchodź do środka. - Prawie wbiegły po trzech stopniach i weszły przez otwarte drzwi. Nie było korytarza. Od razu wchodziło się do ogromnego pomieszczenia, które łączyło salon, jadalnie i kuchnie. Teraz przestrzeń zamieniła się w coś pomiędzy parkietem a bufetem. Stoły pełne były jedzenia i alkoholu, a na środku pokoju tańczył tłum ludzi. Natalie zręcznie ominęła tańczących i stanęła na schodach prowadzących do ogrodu za domem. Dopiero tutaj było widać skalę przyjęcia. Każde możliwe miejsce zajmowali ludzie. Lani zagryzła wargi. Zdecydowana większość nie była z ich szkoły. Kilkanaście osób kąpało się w basenie, a w kącie ogrodu paliło się duże ognisko. Powtarzając w myślach, że mają przechlapane szukała miejsca, gdzie mogłaby usiąść. Nie zdążyła nawet dobrze się rozejrzeć, bo Natalie pociągnęła ją w kierunku stołu z jedzeniem. Wzięła sobie garść chipsów i spojrzała na przyjaciółkę. 

- Chyba cię za to zabiję. - Ktoś wcisnął im do ręki plastikowe kubki. Lani powąchała i wyczuła zapach alkoholu. Natalie pociągnęła długi łyk i skrzywiła się.  - Gdzie są resztki twojego rozsądku? - Przyjaciółka pokazała jej język i napiła się ponownie. Lani odłożyła kubek na stół. 

-Daj spokój, wyluzuj się choć na chwilę. - Chciała coś powiedzieć, kiedy podszedł do nich wysoki chłopak. Miał blond włosy i bardzo opaloną cerę. Był straszy od Daniela. Uśmiechnął się do nich, ale tylko Natalie odwzajemniła uśmiech. 

- Może się do nas przysiądziecie?- Machnął ręką w kierunku grupy ludzi siedzącej niedaleko. Lani nie zdążyła nawet otworzyć ust, kiedy Natalie poszła za chłopakiem. Nie chciała zostać sama, więc podążyła za nimi. Na ziemi, przy niewielkim grillu siedziało pięć osób. 

- Hej to są...- popatrzył na nie i uniósł jedną brew. 

- Natalie i Lani - odpowiedziała jej przyjaciółka. 

- Świetnie to Emily, Josie, Marc, Fred i Jack. Ja jestem Travis.- Siedzący po kolei unosili dłonie. Emily miała blond włosy z końcówkami zafarbowanymi na wściekły odcień różu. Krótka spódnica podwinęła się tak, że ukazywała  masywne uda, a podkoszulek miał zbyt głęboki dekolt. Josie była jej całkowitym przeciwieństwem. Czarne włosy miała spięte w wysokiego koka, a błękitna sukienka leżała na niej idealnie. Marc i Fred wyglądali bardzo podobnie. Obaj ubrani na czarno z włosami zaczesanymi na bok rzucili Lani pogardliwe spojrzenie. Za to Jack od razu się ożywił, a jego ciemne oczy zalśniły radośnie. 

- Siadajcie tutaj!- Poklepał miejsce obok siebie. Syknął na Marca i chwilę później obie usiadły obok chłopaka. Jej przyjaciółka wydawała się być w żywiole. Od razu podano im piwo, Lani próbowała odmówić, ale nie chcieli o tym słyszeć. Zrezygnowana trzymała w rękach pełną puszkę i patrzyła jak Natalie coraz bardziej się rozluźnia. Okazało się, że Fred i Emily są w wieku Josie, a reszta jest o rok starsza. Po kwadransie Marc wyjął butelkę wódki, a ta jak fajka pokoju wędrowała od ust do ust. Lani próbowała powstrzymać Natalie, ale nie zdążyła. Przyjaciółka pociągnęła spory łyk, który od razu wypluła. Wywołało to salwę śmiechu wśród siedzących.

-Ile wy macie lat?- Zapytała w Josie, kiedy zaczęli drugą kolejkę.

-Piętnaście - Fred i Marc zarechotali, a Tyler i Jack wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Kilka minut później cała uwaga skupiła się na Natalie, która pomimo plączącego się języka odpowiadała na kolejne pytania. Lani próbowała nakłonić ją do wstania, ale ta odwarknęła, że nigdzie się nie wybiera. Dziewczyna pokręciła głową i myślała jak zabrać stąd przyjaciółkę.

-Nic nie mówisz.- Jack nachylił się do jej ucha.

-Nie mam o czym. - Ramiona pokryła jej gęsia skórka. Nie była pewna czy to z powodu zimna. - Zaraz wrócę - wstała i otrzepała białe spodnie. Nikt oprócz Jacka tego nie zauważył, byli zbyt zajęci grą w butelkę. Lani przedarła się przez tłum i pobiegła przed wejście. Usiadła na stopniach przed drzwiami i zaczęła szukać komórki. Nigdzie nie mogła jej znaleźć co spowodowało, że serce zaczęło bić jej szybciej.

- Tego szukasz? - Odwróciła się i zobaczyła Jacka trzymającego jej telefon w dłoni. -Wypadła ci jak wstawałaś. -Podniosła się i sięgnęła po telefon, ale cofnął rękę.

-Powiesz mi coś Lani?- Zbliżył się do niej, tak że prawie stykali się ramionami.

-Zależy co- cofnęła się o krok. Nie podobało jej się to jak na nią patrzył. 

- Masz chłopaka?- Nie przestawał do niej podchodzić.

-Mam- Widziała, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zmarszczył brwi, a po chwili uniósł kącik ust w kpiącym uśmiechu.

-Jakoś ci nie wierzę. Jesteś zbyt nieśmiała.

- A co chciałbyś być moim chłopakiem?- Jej umysł szukał drogi ucieczki. Nie mogła wrócić do domu, bo Jack stał na schodach. Krzyczenie o pomoc na nic się nie zda, muzyka grała zbyt głośno.

- Nie - zaśmiał się głośno, a od tego dźwięku przeszedł ją dreszcz.- Chcę czegoś innego. 

Mroczny opiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz