- Wróciłam!- Trzasnęła drzwiami wejściowymi i nie ściągając butów wbiegła do kuchni. Miała dzisiaj WF i znowu zapomniała wziąć ze sobą butelki z wodą. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła sok pomarańczowy. Upiła spory łyk nie przejmując się znalezieniem szklanki. Usłyszała kroki i jej matka stanęła w drzwiach.
- Nie mamy szklanek w domu? - Miała na sobie luźne jasno niebieskie jeansy i zieloną bluzkę w kwiaty. Blond włosy upięła w wysoki kucyk a w dłoni trzymała niezapalonego jeszcze papierosa. W takim stroju wcale nie wyglądała na trzydzieści cztery lata.
- Mamy - mruknęła i stanęła na palcach żeby sięgnąć do szafki. Kiedy jej się to udało nalała sobie pełną szklankę i usiadła przy stole.
- Jak było w szkole? - Victoria usiadła na przeciwko córki i wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę.
- Normalnie -widziała jak matka przewraca oczami i wydyma wargi.
- To wszystko? Miałaś dzisiaj WF prawda? - Lani niechętnie skinęła głową. Wychowanie fizyczne było jej najgorszym koszmarem. Zawsze coś sobie robiła, dostawała piłką, przewracała się, ktoś ją popychał. Bez krwi Willa cały czas chodziłaby w gipsie.
- Miałam, graliśmy w siatkówkę. -Rozmowa skończyło się, kiedy do domu wpadł Daniel. Z rozmachem rzucił plecak na ziemię i wyciągnął z lodówki colę.
- Obok stoi woda. - Victoria podniosła plecak i pomachała nim synowi przed twarzą. Ten z grymasem niezadowolenia wziął go od niej i zaniósł na piętro. Lani pobiegła za nim. Mieli teraz czas wolny do kolacji, ale musieli wcześniej odrobić lekcje.
- Daniel miałeś ze mną zrobić matematykę! - Krzyknęła zanim zamknął drzwi do pokoju. Mama ostatnio kupiła mu nową grę i każdą chwilę spędzał na przechodzeniu kolejnych poziomów.
- Zrobię, później. - Pomagając sobie w lekcjach zarabiali na kieszonkowe. Lani była świetna z angielskiego, ale matematyka to całkiem inna historia.
- Później idziesz na trening!- Spojrzała żałośnie w jego niebieskie oczy, ale zamknął przed nią drzwi. Ze złością w nie kopnęła i poszła do swojego pokoju. Spojrzała na zegarek. Była piętnasta, a mama zawsze robiła kolację o piątej, kiedy tata wracał z pracy. Przebrała się w wygodne ubrania wzięła do ręki Czarnoksiężnika z Krainy Oz i zaczęła czytać. Pół godziny później położyła książkę na półce. W mgnieniu oka zrobiła zadanie z angielskiego i historii. Matematykę zostawiła na później. Zeszła na dół. Salon był pusty, więc usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Szybko doszła do wniosku, że jedynym wartym obejrzenia kanałem jest Animal Planet. Oglądała właśnie program o tajdze, kiedy do salonu weszła jej matka.
-Nie za dużo tego telewizora?- Zaplotła ręce na piersi i uniosła jedną brew. Lani wiedziała, że może spróbować przeciągnąć mamę na swoją stronę.
- Daniel odkąd wrócił ze szkoły gra, a ja już zrobiłam lekcje. - To, że matka wyszła z pokoju i zaczęła wchodzić po schodach było dla niej dowodem wygranej. Minutę później usłyszała podniesiony głos matki i zawodzenie Daniela. Chwilę później usłyszała jak ktoś zbiega na parter.
- Dzięki - rzucił jej brat zanim wszedł do kuchni. Znając stały repertuar kar wiedziała, że musiał wynieść śmieci i pomóc mamie przy kolacji.
- Nie ma za co! - Krzyknęła najgłośniej jak umiała i wróciła do oglądania. Godzinę później została zmuszona do nakrycia do stołu. Ojciec wrócił wpół do piątej, ale od razu było widać, że jest w złym humorze. Warczał na mamę, a do Lani i Daniela w ogóle się nie odzywał. Po kolacji Victoria zawiozła Daniela na trening, a dziewczyna zaniosła naczynia do kuchni i włożyła je do zmywarki. Później od razu pobiegła do swojego pokoju. Kiedy ojciec był zły nalewał sobie szklankę whiskey i patrzył na nią przez kilka godzin. Wtedy nikt do niego nie podchodził chyba, że chciał dostać burę za naruszanie "jedynej chwili spokoju w ciągu dnia". Przeczytała jeszcze dwa rozdziały książki i zaczęła się straszliwie nudzić. Zachód słońca w niczym nie pomógł, bo William był w Chile i miał wrócić dopiero na początku grudnia. W przypływie dobrej woli spojrzała na zeszyt z matematyki, ale nie wiedziała jak rozwiązać zadane przykłady. Dlatego z szafki wyciągnęła karty, które Evan dał jej na urodziny i zaczęła układać pasjansa. Evan stał się jej drugim starszym bratem. Kiedy nie było Willa zajmował się nią, a czasami przychodził do domu. Wziął sobie na cel uzupełnienie braków w jej edukacji, więc uczył ją grać w pokera i tłumaczył zasady blackjacka. Obiecał, że na osiemnastkę zabierze ją do kasyna. W tym czasie opanowała układanie pasjansa do perfekcji. Wolała robić to ręcznie niż na komputerze. W rzeczywistości była w stanie lekko naginać zasady. Kiedy po raz trzeci udało jej się rozłożyć karty sięgnęła po komórkę. Jej brat już wrócił z treningu, ale wiedziała że nie ma szans na to żeby jej pomógł z zadaniem.
- Cześć Will - powiedziała, gdy odebrał telefon.
- Lani, coś się stało? - Kiedyś ustalili, że będzie dzwoniła do niego tylko w ważnych sytuacjach.
- Potrzebuję pomocy z zadaniem z matematyki.
- Aniołku, mówiłem ci żebyś dzwoniła tylko gdy stanie się coś naprawdę ważnego...
- Ale to jest ważne Will! Nie mogę dostać kolejnej jedynki. - Już jakiś czas temu nauczyła się, że bardzo łatwo może go przekonać praktycznie do wszystkiego. Wystarczyło przybrać odpowiednio żałosny wyraz twarzy, albo powiedzieć coś wyjątkowo zbolałym głosem.
- No dobrze. Z czego jest to zadanie. - Uśmiechnęła się szeroko otwierając zeszyt.
- Z ułamków.
- Przeczytaj pierwszy przykład. - Lani sięgnęła po długopis.
- Trzeba zamienić ułamek na liczbę mieszaną. Sześćdziesiąt siedem szóstych. - Czekała na odpowiedź, ale William się nie odzywał. - Will?
- Tak?
- Ile to jest?
- To tak nie działa Lani, nie będę podawał ci odpowiedzi.
- Ale obiecałeś mi pomóc! - Usłyszała ciche westchnięcie i była pewna, że William przewraca oczami. Zawsze tak robił gdy nie mógł z nią wytrzymać.
- I ci pomogę, ale nie będę za ciebie odrabiał zadania. Ile szóstek mieści się w sześćdziesiątce?
- Dziesięć? - Zapytała, próbując sobie przypomnieć jak rozwiązywali takie zadania na lekcji. Niestety większość czasu rozmawiała z Natalie.
- Dziesięć i ile ci zostaje?
- Siedem szóstych?
- Siedem szóstych? Jaka to była liczba? - Za kilka minut rozpoczynało się przyjęcie powitalne w domu przywódcy wampirów, które mieszkały w Peru. A on rozwiązywał zadania z czwartej klasy szkoły podstawowej. Sam nigdy nie przepadał za matematyką, wolał łacinę czy inne języki. Jednak Lani nie radziła sobie nawet z najprostszymi działaniami.
- Jedenaście i jedna szósta. - Odetchnął i spojrzał na zegarek.
- Lani, ile zostało ci przykładów?
- Dwadzieścia cztery.
- Wszystkie są takie same? - Lani przewróciła kartkę.
- Nie.
- Aniołku, muszę iść. Nie możesz zgłosić jutro nieprzygotowania?
- Już wszystkie wykorzystałam.
- Zrób tyle ile umiesz i wyślij mi zdjęcie. Sprawdzę czy są dobrze zrobione. - Lani niechętnie na to przystała. Pożegnała się z Williamem i wyciągnęła z szafki kalkulator. Wiedziała, że na pewno nie zrobi całości. Na szczęście zawsze mogła liczyć a Natalie. Jej przyjaciółka na pewno da jej odpisać zadanie.
CZYTASZ
Mroczny opiekun
VampireLani Jones przyciąga kłopoty jak magnes. Wydaje się, że pokłady nieszczęść, które przypadają na jedną osobę wyczerpała już w wieku dziesięciu lat, ale ona wyrabia normę za całą rodzinę. Jej życie skończyło by się o wiele za szybko, gdyby nie William...