7 Stycznia 2015
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Wiem - Lani wstała zza biurka i sięgnęła po leżący na podłodze karton. Dostała go rano, ale William prosił żeby go nie otwierała. Położyła laptopa na stosie podręczników żeby William mógł wszystko widzieć. - To jest wczesny prezent urodzinowy czy spóźniony prezent świąteczny? - Zapytała, wyjmując nożyczki z szuflady.
- Może trochę oba. - Uśmiechnął się, widząc jak Lani otwiera paczkę. Ostatnio częściej używali skype'a niż telefonu. Kupił jej kilka książek, które Lani teraz wyciągała na biurko.
- Co to jest? - Zapytała, gdy wyciągnęła "Czarny Pryzmat". Na dnie paczki leżała podłużna koperta.
- Otwórz i zobacz.
Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać. Lani rozdarła kopertę i wyciągnęła z niej bilet lotniczy. Przez chwilę patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Lot do Nowego Jorku szesnastego stycznia zarezerwowany na jej nazwisko.
- William...
- Mam coś do załatwienia w Nowym Jorku i chciałem żebyś ze mną pojechała. - Nie spodziewał się, że po zobaczeniu biletu Lani będzie aż w takim szoku. - Jak widzisz, wylądujesz po dwudziestej trzeciej. Będę na ciebie czekał na lotnisku, więc nie musisz się martwić.
- Co takiego będziemy załatwiać? - Zapytała, nadal nie mogąc uwierzyć, że William dotrzymał obietnicy.
- Król Nowego Jorku wyprawia przyjęcie z okazji swoich pięćsetnych urodzin. Zaprosił wszystkich, którzy liczą się w naszym świecie. Pomyślałem, że skoro tak bardzo chciałaś zobaczyć Nowy Jork to możemy skorzystać z okazji.
- Will, co mam powiedzieć rodzicom? - Nie wyobrażała sobie jak zareagowaliby gdyby powiedziała im o wyjeździe. Nie skończyła jeszcze szesnastu lat. Chociaż Daniel był od niej o dwa lata starszy to matka nie chciała go ze znajomymi do Louisville, choć było to trochę ponad sto kilometrów od domu.
- To nie ten weekend, w który jadą do Cincinnati? - Odkąd zamieszkali w Georgetown rodzice Lani nawiązali mnóstwo znajomości. Piętnastego stycznia mieli jechać na weekend do Ohio z małżeństwem Burdonów, którzy mieszkali na przeciwko.
- Tak! To ten weekend!
- Lani - nie znosił mącić jej radości, ale musiał to zrobić. Dziewczyna popatrzyła na niego, a on zobaczył w jej oczach łzy szczęścia. - Sprawdzian z matematyki, kiedy go poprawiasz?
- William - jęknęła, czując że całe podekscytowane z niej ucieka.
- Znowu dostałaś F, jeśli chcesz trafić do Stanford musisz poprawić oceny.
- Nie chcę studiować matematyki. - Wstała i ułożyła książki na półce.
- Jeżeli dostaniesz niżej niż C, to nie pojedziesz.
Na chwilę odebrało jej mowę, chciała jęknąć i powiedzieć że to niesprawiedliwe ale wiedziała, że to na niego nie podziała.
- Czy to jest szantaż? - Zapytała, zakładając ręce na piersi. William pokręcił głową, widząc jej oburzenie.
- Powiedzmy, że jest to pewna forma motywacji. Jak ci idą powtórki.
- No... - Lani popatrzyła na piętrzące się na biurku kartki z zadaniami. Sprawdzian miała poprawiać w poniedziałek, a jeszcze ich nie ruszyła. Miała świetny pomysł na historię i pisała właśnie trzeci rozdział nowego opowiadania. - Staram się.
CZYTASZ
Mroczny opiekun
VampireLani Jones przyciąga kłopoty jak magnes. Wydaje się, że pokłady nieszczęść, które przypadają na jedną osobę wyczerpała już w wieku dziesięciu lat, ale ona wyrabia normę za całą rodzinę. Jej życie skończyło by się o wiele za szybko, gdyby nie William...