- To jest twój dom? - Zapytała, pełnym niedowierzania głosem. William jeszcze nie widział domu, który kupił w Georgetown. Evan go wybrał, William tylko wydał pieniądze. Pocztą otrzymał klucze, które teraz trzymał w dłoni.
- Nie podoba ci się? - Popatrzył na budynek i lekko wydął wargi. W porównaniu z jego domem w Los Angeles ten nie wyglądał zachwycająco. Raczej jak typowy dom klasy średniej w każdym mieście w Stanach.
- Mieszkam obok.
- Tak? - Oczywiście zanim Lani przeprowadziła się do Kentucky sprawdził, gdzie będzie mieszkała. Jednak jego głowę zaprzątało tyle różnych spraw, że nie skojarzył swojego nowego adresu z domem Lani.
- Chciałabyś zobaczyć jak wygląda w środku? - Kupił dom wraz z całym umeblowaniem, nie miał zamiaru marnować czasu na urządzenie miejsca, w którym będzie spędzał tak niewiele czasu.
- Na jak długo zostaniesz? - Weszli do środka, a Lani rozejrzała się w środku. Tak jak myślała, dom Williama był bliźniaczym odbiciem jej domu. Tylko meble były inne.
- Niestety tylko na cztery dni. - Od razu zobaczył, że zrzedła jej mina. - Ale postaram się wrócić na Boże Narodzenie. - Powiedział, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Dopiero? - Cała radość z niej uleciała. Za każdym razem gdy wyjeżdżał, bardzo jej go brakowało. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowego miejsca i wolałaby żeby William został na dłużej. Jednak znów zanosiło się na kilka tygodni bez niego.
- Wykorzystałem praktycznie wszystkie wolne dni jakie mogłem. - Odgarnął jej włosy z czoła i założył kosmyk za ucho. - Do końca roku będzie ciężko.
- Kiedy będę mogła z tobą jeździć?
- Najpierw musisz skończyć liceum. - Lani jeszcze nie wiedziała czym dokładnie się zajmuje. Była jeszcze za mała żeby powiedział jej całą prawdę. Dlatego przynajmniej jeszcze przez cztery lata chciał ją chronić. - Wiesz gdzie chciałabyś studiować? - Zapytał, oglądając jak zabezpieczone są okna na parterze. Zostały zabite płytami pilśniowymi, więc będzie musiał się ich pozbyć i założyć rolety antywłamaniowe.
- Stanford - odpowiedziała bez zastanowienia wywołując szeroki uśmiech na twarzy Williama.
- Kalifornia, oczywiście.
-Co złego jest w Kalifornii? - Zapytała wchodząc za nim na piętro.
- Nic, ale nadal jej nie cierpię. - Otworzył pierwsze drzwi po prawej i spojrzał na praktycznie pusty pokój. Wiedział, że dom na więcej pomieszczeń niż będzie potrzebował. Dlatego wpadł na pewien pomysł. - Lani, chciałabyś ten pokój dla siebie?
***
Wiedziała, że zapomniała o czymś ważnym. Gdy z Williamem zaczęła rozpakowywać pudła jakie miał w garażu. Najpotrzebniejsze rzeczy jakie zabrał z Los Angeles. Były to głownie książki i całe teczki różnych papierów. Lani siedziała na podłodze pokoju, który William chciał przeznaczyć na swój gabinet i czytała Kupca Weneckiego. W związku z tym, że średnio rozumiała co czyta co chwilę pytała o coś Williama. Ten segregował dokumenty, a Lani co chwila wytrącała go z rytmu.
- Lani, powiedziałaś komuś że wracasz do domu? - Zapytał, patrząc na zegarek. Zbliżała się północ. Spędzili kilka dobrych godzin na porządkowaniu jego rzeczy.
- Nie - powoli odłożyła książkę na ziemię i sięgnęła po komórkę. Była wyciszona, więc Lani nie zauważyła kilkunastu nieodebranych połączeń i prawie tylu samu wiadomości. Zapomniała o takiej banalnej rzeczy.
CZYTASZ
Mroczny opiekun
VampiroLani Jones przyciąga kłopoty jak magnes. Wydaje się, że pokłady nieszczęść, które przypadają na jedną osobę wyczerpała już w wieku dziesięciu lat, ale ona wyrabia normę za całą rodzinę. Jej życie skończyło by się o wiele za szybko, gdyby nie William...