13.

6.5K 386 2
                                    

Kiedy tylko otworzył oczy wiedział, że coś jest nie tak. Czuł to w kościach. Zbiegając po schodach próbował się do niej dodzwonić, ale nie obierała. Wmawiał sobie, że rozładowała jej się komórka, lub że gdzieś ją zostawiła. Trzasnął drzwiami i najszybciej jak potrafił ruszył w stronę jej domu. Po piętnastu minutach biegu stanął pod jej oknem. Nie musiał wchodzić do środka żeby wiedzieć, że jej tam nie ma. Nie słyszał bicia jej serca. Przeklął pod nosem i ruszył w kierunku osiemdziesiątej ulicy. Zaczęły trząść się mu ręce. Wiedział, że Lani pojechała do swojej  przyjaciółki, ale zawsze mu mówiła gdy zostawała tam na noc. Zdenerwowany zapukał do drzwi wejściowych. Otworzyła mu kobieta po czterdziestce. Czarne włosy miała obcięte na klasycznego boba. Zlustrowała go spojrzeniem i od razu zaplotła ręce na piersi. Bała się go i tylko zasady dobrego wychowania powstrzymywały ją przed zatrzaśnięciem drzwi przed tym przerażającym mężczyzną. 

- Chcę rozmawiać z Natalie, a ty zapomnisz o mnie gdy tylko twoja córka podejdzie do drzwi. - Nie mogła oprzeć się jego wpływowi. Kiwnęła głową i odwróciła się w kierunku schodów. 

- Natalie, chodź tu. Ktoś do ciebie. - Nastolatka zbiegła po schodach, a na widok Williama zatrzymała się w półkroku. Wampir złapał jej spojrzenie i jego oczy zalśniły czerwienią. 

- Podejdź tutaj - Natalie posłusznie wykonała polecenie. Stanęła na ganku, a jej matka zamknęła drzwi. - Gdzie jest Lani? 

- Nie wiem. Wyszła godzinę temu. 

- Wiesz, w którą stronę poszła?- Niepokój ukłuł go prosto w serce. Powinna od dawna być u siebie.

- Pojechała do domu. 

- Zapomnij o tej rozmowie. - Natalie wróciła do domu, a on ruszył w stronę osiemdziesiątej piątej. Próbował wyczuć jej zapach, ale w tak dużym mieście po mniej więcej godzinie to było praktycznie niemożliwe. Nawet z jego wyostrzonym zmysłem węchu. - Skup się - warknął do siebie idąc chodnikiem. Kiedy zbliżył się do skrzyżowanie jego nozdrza zaatakowała wiązanka zapachów. Pośród nich dominowała woń jej krwi. Podbiegł do tego miejsca i zobaczył porzucony rower. William schylił się i wyciągnął pojazd spod rozłożystego krzewu. Przednie koło było zagięte, a na kierownicy widniała plama krwi. Odrzucił rower i wziął głęboki oddech. Nie miał tak świetnego węchu jak wilkołaki, ale gdyby trop był wystarczająco świeży mógłby ją znaleźć. Jednak jedyne co wyczuwał to zapach spalin. Drżącymi rękoma sięgnął po telefon i wybrał numer Evana. 

- Co się stało? - Nie wiedział czy ma ze swoim potomkiem telepatyczne połączenie czy po prostu Evan znał go tak dobrze, że wie że nie dzwoni bez dobrej przyczyny.

-Potrzebuje wilkołaka. Natychmiast. Róg osiemdziesiątej i Stewart. 

- Will? Wszystko w porządku? 

- Nie kurwa, nic nie jest w porządku. Nie mogę znaleźć Lani, a na poboczu leży jej rower. 

- Będę za dziesięć minut. Nie rób nic głupiego. - Rozłączył się, William głęboko odetchnął. Rozejrzał się po okolicy szukając kamer. Nie wiedział jak to możliwe, że nikt nie widział jak coś się jej stało. Nie mógł czekać bezczynnie, więc dopóki Evan nie przyjechał chodził od domu do domu i wypytywał mieszkańców. Nie dowiedział się nic co mogłoby mu pomóc znaleźć Lani. W końcu jedna starsza kobieta powiedziała coś o białej furgonetce, ale to było wszystko co widziała. Mogło to być nieistotnie, ale William uczepił się tej myśli jak tratwy ratunkowej. Stanął obok krzewu, pod którym leżał jej rower i z ulgą zobaczył samochód Evana. Auto zatrzymało się obok niego i wampir wyskoczył zza kierownicy. 

- Co się stało? 

- Nie wiem. Przywiozłeś tego wilkołaka? 

- Przywiózł - William odwrócił się słysząc kobiecy głos. Stała przed nim wysoka kobieta w krótkich spodniach i białym podkoszulku na ramiączkach. Czarne włosy upięła w wysokiego kucyka,a oczy lśniły jej bursztynowym blaskiem. 

- William to Janis. Beta w stadzie z Los Angeles. Wisi mi przysługę za...  - przerwał widząc wzrok swojego stwórcy. 

- Jesteś dobra? - Podał rękę zmiennej, a ona ją uścisnęła. Czasy gdy wampiry i zmienni darzyli się niechęcią już dawno minęły. 

- Najlepsza.

- Dasz radę złapać trop sprzed godziny?- Wskazał na leżący rower. Zmienna posłała mu urażone spojrzenie i ściągnęła sandały. 

- Oczywiście, ale muszę się do czegoś odnieść. Evan mnie już wprowadził. Masz coś co należy do niej? 

- Na rowerze jest jej krew. - Kobieta kiwnęła głową i zaczęła się rozbierać. Kilka sekund później stał przed nimi ogromny, czarny wilk. Nie po raz pierwszy widział transformację, ale i tak prawie niedostrzegalnie się wzdrygnął. Janis powąchała kierownice i zaczęła uniosła pysk.  Po chwili zaczęła pewnie biec na południe. William chciał iść za nią, ale Evan chwycił jego nadgarstek.

- Zabierzemy jej ubrania i pojedziemy za nią samochodem.- Starszy wampir niechętnie kiwnął głową i usiadł na siedzeniu pasażera. 

- W policji też ktoś ci wisi przysługę? - Zapytał patrząc na oddalającą się wilczycę. Mieli szczęście, że znajdowali się w części Los Angeles, gdzie nie było życia nocnego. Widok ogromnego wilka wzbudziłby popłoch wśród ludzi. 

- Jest ktoś taki. - Evan kątem oka spojrzał na stwórcę i zacisnął ręce na kierownicy. Lani była dla niego jak młodsza siostra i kochał ją prawie tak samo jak William. 

- Niech sprawdzą białą furgonetkę, która przejeżdżała tędy mniej więcej godzinę temu.

- To duże miasto Will, dużo białych furgonetek. A my nie wiemy co jej się stało...

- Jako twój stwórca...

- Dobra, zrobię to - mruknął krzywiąc się w grymasie. Nie znosił jak William używał tego sformułowania. Zmuszało go do wykonywania jego poleceń i powodowało niemiłe szarpnięcie w klatce piersiowej. Evan  wyciągnął komórkę z kieszeni. Zerkając to na drogę to na ekran telefonu wybrał numer swojego znajomego. William uważnie przysłuchiwał się rozmowie. Planował już co zrobi z człowiekiem, który zabrał jego przeznaczoną. Jego cierpliwość i opanowanie skończyły się wczorajszej nocy. 


Mroczny opiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz