- Mamo co dzisiaj na kolację?- Daniel rzucił torbę na tylne siedzenie i usiadł zaraz obok. Lani odsunęła się, kiedy worek pełen śmierdzących ciuchów uderzył ją w bok. Zdegustowana odłożyła go na podłogę. Daniel skończył właśnie trening, a mama uparła się, że muszą po niego pojechać razem. Lani wolałaby zostać w domu. Później miały jeszcze kupić kilka rzeczy do domu. Mama obiecywała chwilę w centrum handlowym, ale wiedziała, że nie dotrzyma słowa. Wrócą za co najmniej trzy godziny.
- A co chciałbyś zjeść? - Posłała mu ogromny uśmiech i wyjechała spod hali sportowej i ruszyła w kierunku obwodnicy.
- Może być cheeseburger.
- Wolałabym chińszczyznę - Lani wcale się nie zdziwiła, gdy oboje ją zignorowali. Już dawno pogodziła się z tym, że nie jest najukochańszym dzieckiem w tej rodzinie. Jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Otworzyła książkę, którą William przywiózł jej z Londynu. "Harry Potter i Kamień Filozofliczny". Powiedział, że jak się jej spodoba to przyniesie jej kolejne części. Zostały jej tylko dwa rozdziały do końca i wiedziała, że bardzo jej się podobało. Od kilku miesięcy wiedziała kim zostanie jak dorośnie. Będzie pisarką. Jej rodzice uznali ten pomysł za dziecinną fanaberię. Nigdy nie lubili czytać, więc dopiero Will sprawił, że pokochała książki. Podczas gdy reszta jej klasy uczyła się alfabetu ona systematycznie pożerała całe półki w szkolnej bibliotece.
- Co czytasz?- Daniel nachylił się nad nią i spojrzał na leżącą na jej kolanach książkę.
- Harrego Pottera. Pożyczę ci jak skończę. - Brat również nie podzielał jej zainteresowania, ale postanowiła, że będzie nad nim pracować. Jednak on najbardziej kochał koszykówkę.
- To twoja?- Zmarszczył brwi. Ich matka kupowała im mnóstwo rzeczy, ale książek prawie nigdy.
- Z biblioteki.
- Aha - Odwrócił się w stronę okna, a Lani ponownie skupiła się na tekście. Jechali przez dziesięć minut i zostało jej niewiele do końca, kiedy ich mama krzyknęła, a samochód mocno szarpnął. Potem otoczyła ją ciemność.
***
Do pokoju hotelowego wrócił kilka minut po pierwszej. Wyjście w trakcie przyjęcia było źle widziane. Jednak on mógł to zrobić bez żadnych konsekwencji. Był samotnikiem, nie znosił bezsensownych rozmów i fałszywej uprzejmości. Otworzył okno i odetchnął rozgrzanym powietrzem. Dopiero co przyjechał do Stambułu. Miał tu dwa wyroki do wykonania. Potem czekała go Praga, Lizbona, Kair i Annaba. Planował, że zajmie mu to co najmniej miesiąc. Każdy król chciał podjąć przedstawiciela sprawiedliwości z jak największym przepychem. Williama to męczyło. Sprawy, które załatwiłby w tydzień rozwlekały się na cztery. Tylko przez rozbudowaną etykietę. Przez dwieście dwadzieścia cztery lata mu to nie przeszkadzało. Jeździł w każdy zakątek świata, a kiedy nie pracował spędzał czas w swoim domu w Amsterdamie. Mieszkał dokładnie w tym samym budynku, w którym spędził dzieciństwo. Tam czuł się najlepiej, przynajmniej do niedawna. Teraz odliczał dni do powrotu do Los Angeles. Niestety wyjechał zaledwie tydzień wcześniej.
William zrzucił z siebie garnitur i przebrał w mniej formalne ubranie. Miał zamiar iść się pożywić, ale zanim doszedł do drzwi upadł na kolana. Ból przenikał każdą cząstkę jego ciała. Agonia trwała kilka minut. Z bólu tracił zmysły, ale w głowie kołatała się tylko jedna myśl, Lani. Coś stało się jego bratniej duszy. Kiedy był w stanie poruszać swoimi kończynami rzucił się w kierunku szafki nocnej. Sięgnął po komórkę i drżącymi rękami wybrał numer Evana. Jego potomek nie odebrał pierwszych trzech połączeń i dopiero za czwartym razem usłyszał jego głos.
CZYTASZ
Mroczny opiekun
VampireLani Jones przyciąga kłopoty jak magnes. Wydaje się, że pokłady nieszczęść, które przypadają na jedną osobę wyczerpała już w wieku dziesięciu lat, ale ona wyrabia normę za całą rodzinę. Jej życie skończyło by się o wiele za szybko, gdyby nie William...