20.

6.3K 384 16
                                    

W poniedziałek usiadła na tylnym siedzeniu ich samochodu i otarła łzy chusteczką. Od trzech dni praktycznie nie wychodziła z domu Natalie. Przyjaciółka ciężko przyjęła wiadomość o przeprowadzce. Lani spędziła trzy dni na wspominaniu, planowaniu i tuczeniu się czekoladą w każdej postaci. Nic dziwnego, że nie zdążyła się dokładnie spakować. Jej rzeczy wysypywały się z kartonów, a Daniel klął pod nosem, kiedy kładł je w bagażniku. W końcu trzasnęła klapa, a on usiadł obok niej. Rzucił jej mordercze spojrzenie i zapiął pas. 

-Jesteśmy gotowi?- Matka odwróciła się w ich stronę i szeroko uśmiechnęła. Tylko ona wyglądała na zadowoloną. Lani nie wiedziała jak to możliwie. Przez ostatni tydzień atmosfera w domu groziła wybuchem. Wszyscy na siebie krzyczeli, tylko Victoria żyła w swoim świecie. Z każdym dniem coraz bardziej radosna i podekscytowana. Podczas gdy wszyscy inni warczeli na siebie i ledwo hamowali wściekłość. Teraz czekało ich prawie trzydzieści godzin wspólnej jazdy. Lani nieśmiało zaproponowała podróż samolotem, ale nie było bezpośredniego połączenia. Co więcej koszt byłby wyższy dla czterech osób, a większość ich oszczędności zabrał transport mebli.

- Bardziej już nie będziemy. - Mruknął Daniel zakładając słuchawki na uszy. 

- Tak, mamo - próbowała zachowywać pozory żeby jej nie zasmucić. William rozwiązał problem jej zniknięcia na całą noc zauroczeniem rodziców i Daniela. Później próbował przekonać ją do tego, że w Kentucky wcale nie będzie tak źle. Nie rozwiało to wszystkich jej wątpliwości, ale nie była już tak przerażona tą wizją jak wcześniej. To, że będzie mieszkał nie daleko ją uspokajało. Co więcej miała okazję przejechania przez prawie cały kraj. Nie mogła liczyć, że zatrzymają się gdziekolwiek na dłużej, ale i tak była podekscytowana tym ile będzie mogła zobaczyć z okien samochodu. 

- Dobrze, możemy jechać. - Lani wzięła głęboki oddech i rzuciła ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę ich domu. Teraz stała przed nim tabliczka z napisem na sprzedaż. Przełknęła głośno i sięgnęła po poduszkę, którą ze sobą wzięła. Było dopiero wpół do szóstej i wszyscy byli jeszcze zaspani. Przyłożyła ją do szyby i położyła na niej głowę. Wyjazd na autostradę zajął im trochę więcej niż półgodziny. Droga była wyjątkowo mało zatłoczona. Kiedy opuścili obszar aglomeracji i wokół nich ciągnęła się tylko pustynia.

 Lani miała nadzieję, że cała podróż będzie tak wyglądała. Daniel przysypiał z rękoma założonymi na piersi, a mama cały czas opowiadała co tylko jej ślina na język przyniosła. Jednak dla dziewczyny było to jak szum radia w tle. Tylko co jakiś czas musiała przytakiwać. Dlatego prawie bez problemów mogła obserwować niewielkie chmury, które mąciły jasny błękit nieba. Tylko ona nie miała prawa jazdy, więc niczym nie musiała się martwić. Rodzice i Daniel rozłożyli drogę na czterogodzinne odcinki. Kiedy pierwszy z nich dobiegł końca, wszyscy wytoczyli się z samochodu z wyraźną ulgą. Victoria wyciągnęła z siatki pierwszą partię kanapek i dwie butelki Coca- Coli. Po postoju atmosfera w samochodzie bardzo się zmieniła. Kolejne godziny jazdy stawały się coraz większą torturą, aż w końcu po dwunastu godzinach jazdy ojciec z Danielem zaczęli na siebie krzyczeć. Wymusiło to dłuższy postój. Jednak później oboje byli na siebie źli jak szerszenie. Lani przez chwilę czytała książkę, ale około dziewiętnastej zaczęło robić się ciemno, więc włożyła ją do plecaka. Przez bardzo długi czas pisała z Natalie, ale w końcu zasnęła. Obudziła się dopiero, gdy zadzwonił czyjś telefon. Dawno nie czuła się tak źle. Przez to, że miała niewiele miejsca spała w najbardziej niewygodniej pozycji  jaką mogła sobie wybrać. Szyja bolała ją tak bardzo, że nie mogła ruszyć głową. Marzyła o miękkim łóżku i długim prysznicu. Przeciągnęła się jak kot i usłyszała jak strzelają jej stawy. Przyniosło to tylko niewielką ulgę. 

- Ile jeszcze? - Szepnęła, nachylając się w stronę ojca. Nie chciała obudzić matki, która drzemała na przednim siedzeniu. 

- Jakieś pięć godzin, według nawigacji. Mam nadzieję, że nie będzie korków. Możesz jeszcze spać.

- Nie, już się wyspałam. - Przez kolejne godziny słuchała muzyki, próbując zagłuszyć chrapanie Daniela. Kiedy w końcu na horyzoncie pokazał się drogowskaz wskazujący kierunek zjazdu na Georgetown cicho westchnęła. Ponad trzydzieści godzin z całą rodziną na tak małej przestrzeni to było zdecydowanie zbyt dużo. Kiedy wjechali do miasta rozglądała się na wszystkie strony. Było całkowicie inne niż Los Angeles. Niewielkie, spokojne i pełne zieleni. Miała sporo czasu na dokładne obejrzenie miasta ponieważ pod koniec drogi zepsuł się im GPS i  musieli pytać o drogę. Gdy w końcu stanęli przed ich nowym domem było już późne popołudnie. 

- Meble przyjadą jutro. Na razie wypakujemy bagażnik i rozejrzymy się w środku. - Matka była tak podekscytowana, że wcale nie wyglądała jakby przejechała ponad dwa tysiące mil. Wyskoczyła z samochodu wyciągając klucze ze schowka. Dostali je w piątek kurierem i od tamtego czasu prawie się z nimi nie rozstawała. Lani rzuciła okiem na ich nowy dom. Był trochę większy niż ten w Kalifornii. Jednopiętrowy  z niewielkim gankiem i ogromnym, półkolistym oknem od strony ulicy. Od tygodnia próbowała wypytać matkę o wygląd budynku, ale ta chciała zrobić im niespodziankę. Victoria z ogromnym entuzjazmem podbiegła do drzwi i je otworzyła. - Chodźcie! Na co czekacie? - Pozostała trójka, już bez podobnego zapału weszła za nią do środka. Hol wyglądał typowo. Kremowe ściany i drewniane schody na piętro. Kuchnia i jadalnia połączone w jedno pomieszczenie utrzymane były w odcieniach błękitu. Podobnie jak salon. 

- Możecie wybrać swoje pokoje.- W Daniela wstąpiła nowa energia. Szybko wspiął się po schodach i wpadł do większego pomieszczenia. Lani sarknęła widząc jak szerzy się stojąc w progu. 

- Ile ty masz lat? Pięć?- Wzruszył tylko ramionami i wycofał się żeby otworzyć okno. Lani wybrała pokój najbardziej oddalony od schodów. Jego okna wychodziły na ogród za domem. Zrobiła to samo co Daniel i przez chwilę rozkoszowała się świeżym powietrze. Nie mogła na razie zrobić nic więcej. 

 Następne dwie godziny spędzili na rozładowywaniu samochodu i braniu pryszniców. Lani napisała Williamowi, że bezpiecznie dojechała. Położyła telefon obok prowizorycznego posłania i sama na nim usiadła. Nie miała ochoty się rozpakowywać, gdy nie miała gdzie ułożyć rzeczy. Niechętnie wyciągnęła się na twardym parkiecie. Tęskniła za swoim łóżkiem, nawet jeśli spanie na podłodze było dobre dla kręgosłupa. 

Mroczny opiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz