18.

6.2K 373 5
                                    

- Lani! Daniel! Chcemy z wami porozmawiać!

 Usłyszała z parteru krzyk tak głośny, że przedarł się przed muzykę, która dochodziła z pokoju Daniela. Zrezygnowana odłożyła książkę na łóżko i wstała. Zbliżał się koniec wakacji, zostały jej jeszcze dwa tygodnie. Cieszyła się, że to już koniec wolnego. William wyjechał na początku sierpnia i od tego czasu praktycznie nie wychodziła z domu. Kiedy wampir był w mieście wieczorami szli na plażę. Z początku czuła się wtedy niepewnie, ale strach szybko mijał. Liczyła, że dzięki rutynie planu zajęć będzie mogła przestać myśleć o tym co wydarzyło się na początku wakacji. Otworzyła drzwi i prawie zderzyła się z bratem. 

- Co zrobiłeś? - Ostatni raz na podobną rozmowę zostali wezwani gdy Daniel zwiał ze szkoły i pojechał ze znajomymi na imprezę urodzinową na drugim końcu miasta. Rodzice znaleźli go dopiero nad ranem. Dawno nie widziała żeby byli aż tak wściekli. Dostał dwutygodniowy szlaban na koszykówkę co zabolało go bardziej niż rok bez komputera.  

- Nic - odpowiedział oburzony. Lani wzruszyła ramionami i zeszła po schodach. Rodzice siedzieli w salonie. Pierwsze co zauważyła to wyłączony telewizor. Kiedy ojciec był w domu zawsze był włączony, nie ważne co akurat szło w telewizji. Jego jedyną rozrywką było przerzucanie kanałów na kablówce. Teraz oboje siedzieli na kanapie. Daniel widząc ich grobowe miny rozwalił się na fotelu i położył nogi na stoliku. 

- Kto umarł? -Słysząc to matka zganiła go wzrokiem.

- Nikt. Chcieliśmy wam coś powiedzieć...

- Jesteś w ciąży?- Popatrzył w stronę Victorii, która wydawała się wytrącona z równowagi. Nawet nie zwróciła mu uwagi za trzymanie nóg na stole.

- Daniel! Daj nam dojść do słowa. -Ojciec zmarszczył brwi, a pod wpływem  jego spojrzenia chłopak przestał się głupkowato uśmiechać. Lani usiadła na drugim fotelu i zaczęła bawić się paskiem od zegarka. 

- Dobra, już - mruknął opierając głowę na dłoni. Rodzice popatrzyli po sobie i ojciec prawie niedostrzegalnie kiwnął głową. 

- Podjęliśmy z mamą decyzje. Myśleliśmy nad nią bardzo długo i uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Przeprowadzamy się do Georgetown. - Kiedy skończył mówić w pokoju było tak cicho, ze było słychać buczenie lodówki w kuchni. Pierwszy z szoku otrząsnął się Daniel. 

-To żart, prawda? -Jej brat zerwał się na równe nogi. - Powiedzcie, że to żart. 

- Wyjeżdżamy w przyszły poniedziałek. - Victoria uśmiechnęła się, choć widziała w jakim stanie jest Daniel. Chłopak zaśmiał się głośno, ale w jego głosie nie było ani krzty radości. 

- Dlaczego?

-Dostałem dobrą ofertę pracy w fabryce Toyoty. Bardzo wysoka pensja w księgowości. Prawie dwa razy więcej niż zarabiam w Los Angeles. A po za tym Georgetown to spokojna okolica.- Zarówno ona jak i jej brat przez chwilę trawili te informacje. Daniel oprzytomniał jako pierwszy. 

- A co z moją szkołą? Został mi dwa lata? Co z treningami? Z drużyną, stypendium? Mam zaczynać wszystko od zera? 

- Dlaczego mówicie nam teraz? - Dopiero po chwili odzyskała głos. Cała czuła się jakby wszystko to było niezbyt  realnym snem, a raczej koszmarem.

- Nie chcieliśmy nic ogłaszać zanim nie będziemy pewni na sto procent.  - Ojciec wyglądał na zrelaksowanego, ale wiedziała że to tylko pozory. 

- Dlatego mówicie nam co? Tydzień przed wyprowadzką. Bardzo kurwa fajnie - Daniel zaczął wymachiwać nerwowo rękoma. 

- Daniel!- Victoria wyglądała na oburzoną. Miała zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale nie dał jej dojść do słowa. 

- Nigdzie nie jadę. Załatwiajcie sobie wszystko sami. Za niedługo będę pełnoletni. Nie mam zamiaru mieszkać na takim zadupiu!- Wybiegł po schodach zostawiając ich z nieprzyjemnej atmosferze. Lani najchętniej zrobiłaby to co on, ale najpierw chciała wiedzieć więcej. 

-Dobrze, że ty tak nie zareagowałaś. Wiem, że niełatwo zrozumieć tą decyzje, ale to wszystko dla waszego dobra.  Na początku mama również nie była przekonana. 

- Musimy tam jechać? - Starała się brzmieć obojętnie, ale jej się nie udało. Głos jej się załamał praktycznie na ostatniej sylabie. Vitoria zobaczyła, że jest na skraju płaczu i przysiadła na oparciu fotela. 

- Tak kochanie - pogłaskała ją po włosach, ale wcale nie przyniosło to uspokajającego efektu. 

- Nie chcę -nie wyobrażała sobie życia poza Kalifornią. Co prawda chciała podróżować z Williamem, ale Los Angeles było jej prawdziwym domem. 

- Wiem, ale obiecuję, że będzie dobrze. - Podniosła oczy i zobaczyła, że mama uśmiecha się do niej niepewnie. 

- A tu co jest źle? Wiem, że nie zarabiacie jakoś wybitnie dużo, ale nie jest tragicznie. Daniel ma duże szanse na stypendium, a nawet grę w profesjonalnej drużynie. A wy nas chcecie wywieść do Kentucky? - Nie czekała na odpowiedź. Jej silne postanowienie wysłuchania argumentów spełzło na niczym. Poderwała się z fotela i pobiegła w kierunku schodów połykając łzy. Trzasnęła drzwiami do pokoju tak samo jak chwilę wcześniej Daniel. Rzuciła się na łóżku i mocno uderzyła poduszkę. Nie wiedziała ile tak leżała z zamkniętymi oczami. Mama kilka razy pukała, ale nie odpowiedziała na prośby. Chwilę później z pokoju Daniela zaczęła huczeć muzyka, a przez głośne basy usłyszała krzyk ojca. Po kilku sekundach dołączył do niego wysoki głos matki. Znowu zaczęli się kłócić. Teraz już rozumiała dlaczego w ostatnim czasie robili to coraz częściej. Lani czuła się źle. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać ani tym bardziej jechać na drugi koniec kraju. W końcu podniosła się z pościeli i podeszła do biurka. Wyciągnęła z szuflady portfel i dołożyła do niego dwadzieścia dolarów, które trzymała na nagłe wypadki. Nie miała zamiaru siedzieć w domu ani minuty dłużej. Zadzwoniła po taksówkę i po cichu zeszła na dół. Rodzice jej nie zauważyli. Bardziej byli zajęci gromieniem się wzrokiem i hałaśliwym wymienianiem poglądów. Lani bezszelestnie otworzyła drzwi i wyszła na ganek. Nawet na zewnątrz wyraźnie było słychać każde słowo. Włożyła słuchawki do uszu i na cały regulator włączyła muzykę.  Jeszcze wczoraj za żadne skarby świata nie wyszłaby z domu po zmroku. Teraz tłumione emocje nie pozwalały jej zostać w środku. Po mniej więcej kwadransie w końcu przyjechał po nią samochód. Lani otworzyła drzwi i usiadła z tyłu. Kierowca obrzucił ją taksującym spojrzeniem. 

- Nie jesteś za młoda na wycieczki? - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. 

- Nie, na Laurel Way 1201 proszę. - Starała się wyglądać jak najbardziej spokojnie i poważnie, lecz średnio jej to wychodziło. Kierowca chciał jeszcze o coś zapytać, ale pokazała mu pięćdziesiąt dolarów. Kiwnął tylko głową i ruszył na północ. 

Mroczny opiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz