Wreszcie spędziłam tydzień bez tego gówna. Tylko spokój. Nie licząc czasu spędzonego w szkole. Wystarczyło, że jakiś chłopak na mnie spojrzał i już można było się o tego biedaka tylko modlić. Na szczęście Harry się, jak to mówił „opanowywał", więc na moje szczęście nie musiałam go odciągać od krwawiących i prawie nieprzytomnych chłopaków, na których siedziałby i okładał ich pięściami. Raz zabrał mnie na trening i błagam żeby tego nie robił więcej. To co tam robił było straszne. Może trochę seksowne, ale jednak straszne. To nie takie zwyczajne walenie w worek czy w uzbrojonego trenera. To bardziej wyglądało jak walka, już taka prawdziwa.
Siedzieliśmy właśnie w moim pokoju i tłumaczyłam mu biologię, bo twierdzi, że nie może się skupić.
Tak, to przedmiot, na którym siedzę z nim w jednej ławce.
-Wciąż nie kumam.
-To jest proste.
-O Jezu no, ale nie wiem skąd to się bierze – pokazuje na rysunek.
-Tu masz wytłumaczenie – pokazuje mu tekst obok. W myślach dziękuje światu, że nie bierzemy o układzie rozrodczym i innych takich. Chociaż wiem, że Harry pewnie jest dobrze obrytych w tych sprawach, domyślam się, że pewnie próbowałby wykorzystać to przeciwko mnie.
-... i wtedy powstają dwie komórki. Powtórz.
-Mitoza to, ymm, to jest, no...
-Harry!
-No co?
-To już jest nudne.
-Ehh..
-Okej w takim razie idziemy dalej. Mejoza to typ podziału komórki zachodzący przy powstawaniu gamet.
-Czego?
-Gamet.
-Co to kurwa jest? – przejeżdża ręką po lokach.
-Komórki rozrodcze. – uderzam go w ramię. – wysławiaj się! Charlie jest na dole.
-Aha. – kładzie się na łóżku i ciężko wzdycha – mam dość biologii na dziś.
-Ale ty nic nie umiesz Harry.
-I mam to w dupie. Zawszę przecież odpisuję od ciebie.
-No właśnie, a ja mam dość Harry'ego tykającego mnie łokciem i szepczącego mi do ucha: „Ej co jest w 1?", kiedy ja jeszcze nawet na kartkę nie spojrzałam. – kładę się koło niego.
-Oj przestań wiem, że to kochasz – mówi dotykając mnie łokciem.
Odwracam się do niego plecami i udaję obrażoną. Zbliża się do mnie i obejmuje mnie w talii. W podświadomości rzygam tęczą ze szczęścia, ale nie chce zepsuć efektu. Ehh.. Nie wytrzymam. Obracam się powrotem w jego stronę i obejmuje jego twarz moimi malutkimi dłońmi.
-Lepiej się ucz i przestać tykać mnie łokciem.
-Jesteś nie fair.
-A ty jesteś nieukiem.
-I dobrze mi z tym – uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
-Czemu tak nie może być zawsze?
-Jak?
-Tak jak teraz?
-Czemu uważasz, że tak nie będzie?
-Bo wiem, że coś się spierdoli.
-Nie mów tak.
-Ale tak jest. Tydzień przeżyliśmy w spokoju. To dziwne.
-Stanowczo za dziwne, ale cieszę się, że póki co nic się nie dzieje.
-Kiedy zaczyna się Beatdown?
-Szczerze to nie wiem. Może się zacząć w każdej chwili, a ty musisz być przygotowany.
-Yhym... - wzdycham, nie do końca kumając tego „systemu".
-Wysyłają ci sms. Taki specjalny co po odczytaniu sam się usuwa.
-To jest nie możliwe....
-Koleś, który to organizuje – James, jest niezłym hakerem. Nie mam zielonego pojęcia jak to robi, ale jest w tym dobry.
-W ukrywaniu?
-Yep. Nie ma szans. Jest tak ostrożny, że można by go pomylić z .. – nie może znaleźć słowa – z kimś mega ostrożnym.
-Bardzo trafne porównanie Harry.
-Pilnuje wszystkiego jak Cerber. Zanim dołączysz musisz podpisywać papiery, że nie wydasz go glinom. Każdy głupi co je czytał boi się go wydać. Na każdego ma haka. Walki są nagrywane, a jak bierzesz w tym udział to też trafisz do paki, więc nikt go nie wyda.
-Nie było nigdy jakieś wtyki?
-Była.
-I co się stało?
-Zabili go.
-Co?! – zaczęłam się krztusić.
-James ma ochroniarza – Steven'a. Jego prawa ręka. Odwala za niego brudną robotę i ...
-Dobra, dobra! Koniec. Nie chce nic wiedzieć o tym popieprzonym Beatdown'ie.
-Okej, spokojnie.
-Mam tego dość.
-Przestań, wszystko będzie dobrze. To moja ostatnia walka.
-Obiecujesz?
-Obiecuje. – przytulił mnie mocno. Trochę mi to pomogło, ale i tak non stop czułam strach. Nigdy nie byłam spokojna. Od obudzenia się z rana, aż po zaśnięcie wieczorem, męczyło mnie to nieustające przeczucie, że coś się w końcu stanie. Harry przewidywał, że walka może się odbyć nie długo. Te słowa nie pokrzepiły mnie zbytnio. Chociaż, chciałabym mieć to za sobą, to boje się.
-Co dzisiaj chcesz robić? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.
-Nie wiem. Miałam ci pomóc w nauce, a co miałoby być potem.. nie myślałam o tym zbytnio.
-Aha. – oparłam się o jego tors.
-A co z Trevor'em? Wie, że między nami jest już wszystko dobrze, czy dalej jest przekonany, że jestem na ciebie zła?
-Nie wiem.
-Kumplujesz się z James'em?
-Taa... On jest spoko. Nienawidzę tylko Steven'a. Jest mega pojebany. Zanim został jego ochraniarzem to brał udział w walkach, ale został zdyskwalifikowany.
-Za co?
-Był zbyt brutalny. Nie bił się dla zabawy, że tak stwierdzę. Bił, żeby wygrywać, ranić. Za nim został maszyną do zabijania, była z niego niezła ciota. Sprzedawał w sklepie z komiksami, figurkami bohaterów i tego typu rzeczami. Jednego dnia chcieli na niego napaść, ale uratowali go mój trener i kolega. Zaczął się szkolić i zrobił się z niego pojeb. Widok jak doprowadza ludzi do pozycji embrionalnej sprawiała mu radość.
-Fuj.
-No, ale dość o nim. Im więcej wiesz, tym gorzej. Nie chce mieszać cię w to gówno.
-Mam nadzieje, że się to skończy jak najszybciej.
-Ja też.
*jeśli przeczytałaś = zostaw komentarz*
CZYTASZ
Invincible || h.s [1/3] ✔
FanficHistoria Ruby Hamblett. Nastoletniej dziewczyny z Glucoster. Po śmierci matki, wraz z ojczymem (Charlie) i starszym bratem (JJ), w wakacje przeprowadza się do Bristolu, gdzie mieszka jej przyjaciółka poznana przez internet (Alice). Mieszka tam równi...