Rozdział 23

2.4K 113 6
                                    

Wreszcie spędziłam tydzień bez tego gówna. Tylko spokój. Nie licząc czasu spędzonego w szkole. Wystarczyło, że jakiś chłopak na mnie spojrzał i już można było się o tego biedaka tylko modlić. Na szczęście Harry się, jak to mówił „opanowywał", więc na moje szczęście nie musiałam go odciągać od krwawiących i prawie nieprzytomnych chłopaków, na których siedziałby i okładał ich pięściami. Raz zabrał mnie na trening i błagam żeby tego nie robił więcej. To co tam robił było straszne. Może trochę seksowne, ale jednak straszne. To nie takie zwyczajne walenie w worek czy w uzbrojonego trenera. To bardziej wyglądało jak walka, już taka prawdziwa.

Siedzieliśmy właśnie w moim pokoju i tłumaczyłam mu biologię, bo twierdzi, że nie może się skupić.

Tak, to przedmiot, na którym siedzę z nim w jednej ławce.

-Wciąż nie kumam.

-To jest proste.

-O Jezu no, ale nie wiem skąd to się bierze – pokazuje na rysunek.

-Tu masz wytłumaczenie – pokazuje mu tekst obok. W myślach dziękuje światu, że nie bierzemy o układzie rozrodczym i innych takich. Chociaż wiem, że Harry pewnie jest dobrze obrytych w tych sprawach, domyślam się, że pewnie próbowałby wykorzystać to przeciwko mnie.

-... i wtedy powstają dwie komórki. Powtórz.

-Mitoza to, ymm, to jest, no...

-Harry!

-No co?

-To już jest nudne.

-Ehh..

-Okej w takim razie idziemy dalej. Mejoza to typ podziału komórki zachodzący przy powstawaniu gamet.

-Czego?

-Gamet.

-Co to kurwa jest? – przejeżdża ręką po lokach.

-Komórki rozrodcze. – uderzam go w ramię. – wysławiaj się! Charlie jest na dole.

-Aha. – kładzie się na łóżku i ciężko wzdycha – mam dość biologii na dziś.

-Ale ty nic nie umiesz Harry.

-I mam to w dupie. Zawszę przecież odpisuję od ciebie.

-No właśnie, a ja mam dość Harry'ego tykającego mnie łokciem i szepczącego mi do ucha: „Ej co jest w 1?", kiedy ja jeszcze nawet na kartkę nie spojrzałam. – kładę się koło niego.

-Oj przestań wiem, że to kochasz – mówi dotykając mnie łokciem.

Odwracam się do niego plecami i udaję obrażoną. Zbliża się do mnie i obejmuje mnie w talii. W podświadomości rzygam tęczą ze szczęścia, ale nie chce zepsuć efektu. Ehh.. Nie wytrzymam. Obracam się powrotem w jego stronę i obejmuje jego twarz moimi malutkimi dłońmi.

-Lepiej się ucz i przestać tykać mnie łokciem.

-Jesteś nie fair.

-A ty jesteś nieukiem.

-I dobrze mi z tym – uśmiecha się i całuje mnie w czoło.

-Czemu tak nie może być zawsze?

-Jak?

-Tak jak teraz?

-Czemu uważasz, że tak nie będzie?

-Bo wiem, że coś się spierdoli.

-Nie mów tak.

-Ale tak jest. Tydzień przeżyliśmy w spokoju. To dziwne.

-Stanowczo za dziwne, ale cieszę się, że póki co nic się nie dzieje.

-Kiedy zaczyna się Beatdown?

-Szczerze to nie wiem. Może się zacząć w każdej chwili, a ty musisz być przygotowany.

-Yhym... - wzdycham, nie do końca kumając tego „systemu".

-Wysyłają ci sms. Taki specjalny co po odczytaniu sam się usuwa.

-To jest nie możliwe....

-Koleś, który to organizuje – James, jest niezłym hakerem. Nie mam zielonego pojęcia jak to robi, ale jest w tym dobry.

-W ukrywaniu?

-Yep. Nie ma szans. Jest tak ostrożny, że można by go pomylić z .. – nie może znaleźć słowa – z kimś mega ostrożnym.

-Bardzo trafne porównanie Harry.

-Pilnuje wszystkiego jak Cerber. Zanim dołączysz musisz podpisywać papiery, że nie wydasz go glinom. Każdy głupi co je czytał boi się go wydać. Na każdego ma haka. Walki są nagrywane, a jak bierzesz w tym udział to też trafisz do paki, więc nikt go nie wyda.

-Nie było nigdy jakieś wtyki?

-Była.

-I co się stało?

-Zabili go.

-Co?! – zaczęłam się krztusić.

-James ma ochroniarza – Steven'a. Jego prawa ręka. Odwala za niego brudną robotę i ...

-Dobra, dobra! Koniec. Nie chce nic wiedzieć o tym popieprzonym Beatdown'ie.

-Okej, spokojnie.

-Mam tego dość.

-Przestań, wszystko będzie dobrze. To moja ostatnia walka.

-Obiecujesz?

-Obiecuje. – przytulił mnie mocno. Trochę mi to pomogło, ale i tak non stop czułam strach. Nigdy nie byłam spokojna. Od obudzenia się z rana, aż po zaśnięcie wieczorem, męczyło mnie to nieustające przeczucie, że coś się w końcu stanie. Harry przewidywał, że walka może się odbyć nie długo. Te słowa nie pokrzepiły mnie zbytnio. Chociaż, chciałabym mieć to za sobą, to boje się.

-Co dzisiaj chcesz robić? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.

-Nie wiem. Miałam ci pomóc w nauce, a co miałoby być potem.. nie myślałam o tym zbytnio.

-Aha. – oparłam się o jego tors.

-A co z Trevor'em? Wie, że między nami jest już wszystko dobrze, czy dalej jest przekonany, że jestem na ciebie zła?

-Nie wiem.

-Kumplujesz się z James'em?

-Taa... On jest spoko. Nienawidzę tylko Steven'a. Jest mega pojebany. Zanim został jego ochraniarzem to brał udział w walkach, ale został zdyskwalifikowany.

-Za co?

-Był zbyt brutalny. Nie bił się dla zabawy, że tak stwierdzę. Bił, żeby wygrywać, ranić. Za nim został maszyną do zabijania, była z niego niezła ciota. Sprzedawał w sklepie z komiksami, figurkami bohaterów i tego typu rzeczami. Jednego dnia chcieli na niego napaść, ale uratowali go mój trener i kolega. Zaczął się szkolić i zrobił się z niego pojeb. Widok jak doprowadza ludzi do pozycji embrionalnej sprawiała mu radość.

-Fuj.

-No, ale dość o nim. Im więcej wiesz, tym gorzej. Nie chce mieszać cię w to gówno.

-Mam nadzieje, że się to skończy jak najszybciej.

-Ja też.

*jeśli przeczytałaś = zostaw komentarz*

Invincible || h.s [1/3] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz