Rozdział 31

1.9K 83 1
                                    

Harry's POV:

Kiedy odprowadziłem Ruby do domu wiedziałem, że muszę znaleźć tego skurwiela. Nawet nie wiem gdzie mieszka, ale nie będę wparowywał do domu jego rodziny.

Mam jebane wrażenie, że on nie przyjechał tu tylko po to. Nie wiem czy jej szuka czy co, ale jeśli ją dotknie to go pochlastam. Nie chce widzieć go w jej pobliżu. Zjeb.

Udałem się do pierwszego lepszego baru, może tam będzie. A nawet jeśli nie to warto na kimś poćwiczyć. Do Firelight Pub jest 30 minut samochodem stąd. Wsiadłem do wozu i ruszyłem do miejsca.

Kiedy dotarłem ciepłe powietrze i smród alkoholu uderzył mnie w twarz. Na ring znajdujący się jakieś 6 metrów od baru przy, którym usiadłem już były jakieś osoby. Z tego co widzę to ten w niebieski spodenkach do kolan, to Ren. Zawsze tu jest. Ten drugi to pewien jakiś nowy, bo jaki amator staje w szranki z Renem. Koleś jest dobry. To on mnie wprowadził w ten syf widząc we mnie potencjał na mistrza. Nie mylił się. Sam już nie bierze udziału w Beatdownie, ale jest trenerem. Garstka osób, które wziął pod swoje skrzydła jest w czołówce. Ja już 'wyfrunąłem' spod jego skrzydeł i działam na własną rękę, ale jesteśmy w dobrym kontakcie. Był mi jak ojciec, którego nie miałem.

Dzwonek kończący walkę, rozbrzmiewa w klubie. Słychać wiwaty, na cześć mojego byłego trenera. Przeciwnicy schodzą z ringu. Ren mnie zauważa i wycierając resztki potu ręcznikiem kiedy podchodzi do mnie.

-Hej Harry! Ile to dni minęło od naszego spotkania!

-Z tego co wiem to koło 5 miesięcy.

-Znów zdecydowałaś się na walki w klubie?

-Nie.

-Czyli dalej Beatdown? – zniżył lekko ton głosu, żeby nikt go nie usłyszał.

-Tak, ale to już niedługo. Kończę z tym.

-Cieszę się, że wreszcie mnie posłuchałeś. Miałeś w nich uczestniczyć, dla zabawy, ale...

-Sytuacja lekko się zmieniła i musiałem dalej walczyć. Stare czasy Ren. Ludzie się zmieniają.

-Kim jest ta tajemnicza osoba?

-O czym ty gadasz?

-Znam cię Harry, dobrze wiem, że od tak byś nie zrezygnował z łatwego dochodu.

Westchnąłem ciężko.

-Dobra, nie chcesz nie mów. Nie zmuszam, ale obiecaj, że poznasz mnie z tą cudotwórczynią.

-Może kiedyś.

-Co ci tu sprowadza? – zmienił temat.

-Chciałem się napić i szukam takiego kolesia. Przyjechał niedawno. Mamy nieuregulowane sprawy.

-Nie słyszałem żeby ktoś nowy kręcił się w tej okolicy.

-Nie mam zielonego pojęcia, gdzie on może być. Wiem tylko tyle, że ma na imię Sebastian i muszę z nim pogadać.

-Hmm.. A wiesz na ile się tu zatrzymał?

-Może tydzień, może dłużej.

-Jak na dłużej to pewnie będzie szukał pracy.

-Niekoniecznie. Podobno przyjechał do rodziny, ale coś mi tu śmierdzi. Nie wygląda na przyjaznego kolesia, a już na pewno nie na takiego co odwiedza rodzinę, bo tęskni.

-Chodzi o tą dziewczynę?

-Co?

-On jej coś zrobił, tak? Dlatego go szukasz? – wkurwia mnie to, że Ren jest taki spostrzegawczy. – Nie owijaj w bawełnę. Wal prosto z mostu Harry.

-Tak, chodzi o nią. Skrzywdził ją, teraz ja muszę skrzywdzić jego.

-A ona chce żebyś załatwił tą sprawę?

-Raczej nie. Twierdzi, że nie chce do tego wracać, ale ja w to nie wierze. Wiem, że w podświadomości chce żeby poczuł to co ona.

-Nie każdy Harry chce się mścić. Ona chce o tym zapomnieć, a to, że mu wpierdolisz to nic nie da. Może być jeszcze gorzej.

-I kto to mówi. Sam tak kiedyś robiłeś.

-A teraz żałuje. Ułożyłem sobie życie i robie wszystko legalnie.

-A te walki?

-Oficjalnie w papierach w tym miejscu legalne są walki.

-Od kiedy niby? – prychnąłem i wziąłem łyka napoju.

-Odkąd przestałeś tu uczęszczać właściciel zmienił przeznaczenie lokalu. Wszystko jest już zgodnie z prawem.

-Aha.

-Dobra Harry. Ja się muszę zbierać – powiedział kiedy ujrzał machającą brunetkę, która wołała jego imię – obowiązki wzywają. – uśmiechnął się na odchodne.

Kiedy podszedł do dziewczyny pocałował ją i ubrał bluzę, którą mu wręczyła. Objął ja ramieniem w pasie i wyszedł z klubu.

No i zostałem sam. Dopiłem resztę i wyszedłem z lokalu. Może Ren ma racje. Nie będę grzebać w czyś co już zaschło i powstała twarda skorupa. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do domu. Jak zwykle mamy niebyło. Dobrze, że Abbey jest na tyle odpowiedzialna, że może już zostawać sama w domu. Nie mamy pieniędzy na opiekunkę, a ja nie mogę zostać z nią w domu tak samo jak mama. Obydwoje musimy pracować żeby mieć co jeść.

Zastanawiam się tylko gdzie ja znajdę pracę z taką kartoteką. Kto będzie chciał chłopaka z taką przeszłością. Chyba większość wykroczeń w niej już jest. Wandalizm, napaść z pobiciem, kradzież, włamania, nielegalne posiadanie broni i narkotyków, dilerka i inne czynności niezgodne z prawem. Nigdy nikogo nie zabiłem, ani nic z tych rzeczy. Może jestem mężczyzną, ale nie mam jaj żeby odebrać komuś życie. Chyba, że zrani kogoś z moich najbliższych. Abbey siedziała w łóżku i próbowała zasnąć, kiedy wszedłem do jej pokoju.

-Harry?

-Tak mała, to ja.

-Nie mogę zasnąć.

Podszedłem do jej łóżka i przytuliłem ją.

-Spróbuj chociaż. Zamknij oczy i pomyśl o tym, że jesteś na łące pełnej pachnących kwiatów.

Kiedy tak mówiłem, moja siostra powoli zamykała oczy, aż w końcu usnęła. Cicho opuściłem jej pokój nie zamykając drzwi, żeby w razie czego usłyszeć jej krzyki.

Umyłem się i poszedłem spać nie słysząc żadnych niepokojących dźwięków z pokoju Abbey.

Invincible || h.s [1/3] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz