chapter 11

2.1K 94 29
                                    


Minął deszczowy październik i zaczęła się katorga.
Jeszcze większe krople deszczu , wpływały po mokrych szybach, dzień po dniu.
Każdy z uczniów, sądził, że wszyscy nauczyciele powariowali, bo zadawali im tyle prac, że głowa mała.
Jednak Huncwoci i ich Huncwotka, nie mogliby całymi dniami siedzieć z nosami w książkach, o nie!
Wymyślanie co to nowszych popisów i psikusów - to był ICH żywioł.

Gdy pewnego ranka, obudzili się, zastali za oknem Hogwart pokryty miękkim, zimnym, białym puchem - nastał grudzień.
Co powitali z błogą rozkoszą, ponieważ, żaden z profesorów, na pewno nie zada im NIC na święta, które dzięki Syriuszowi i Mercy, spędzają w szkole.
(- JA NIE WRACAM DO RODZICÓW, O NIE, NIGDY W ŻYCIU!
- A ja do sierocińca, nie wiecie jak tam jest!)
Wigilia zbliżała się wielkimi krokami, a Hagrid, gajowy Hogwartu, razem z profesor MCGonagall i profesorem Flitwick'iem, niskim karzełkowatym nauczycielem zaklęć, zaczeli przyozdabiać Wielką Sale.

- Trzeba bedzie wybrać się do Hogsmeade - powiedział James - po prezenty!

- Em.. chyba tylko wy.. - jęknęła Doe - Nikt, nie popisał mi zgody.. odejdę się smakiem..

- Och.. przecież mówiłem ci, że mamy swoje sposoby - szepnął Łapa i mrugnął do niej, porozumiewawczo.

- Użyjemy mapy Huncwotów i przejdziemy tajnym przejściem? - zapytała.

- Z ust mi to wyjęłaś, kochnie - rzekł James i objął przyjacielko dziewczynę, swoim ramieniem.

*

Święta.. te cudowne święta, którzy wszyscy z Huncwotów spędzili w Hogwarcie.. był najwspanialszym czasem dla Mercy. Nie chodziło tylko o prezenty
- Podręczny zestaw do polerowania miotły od Remus'a, drogocenny zegarek z diamentami od Łapy, mnóstwo słodyczy od Peter'a i piękny, złoty łańcuszek z maleńkim złotym zniczem od Jammie'go -
tylko o coś więcej..
Tą rodzinną atmosferę i kuszący zapach pieczonych pierniczków, rozchodzący się po całym zamku.
Wigilijną kolekcję, przy której wszyscy o dziwo nawet profesor MCGonagall byli rozluźnieni, uśmiechnięci, a pod koniec nawet wybuchła bitwa na jedzienie!
Bądź, co bądź kiedy wieczorem wszyscy, byli tacy senni i ociężali, że tylko patrzyli jak Syriusz gania po całym pokoju wspólnym z plakietką prefekta, którą ukradł szóstoklaście, a ten cały czerwony ze złości, próbuję ki ją odebrać.

*

- Wiecie, jestem bardzo ciekawy co to za nowy uczeń - obwieścił James, kiedy siedzieli przy kominku, na najlepszych miejscach, które o dziwo udało im się zająć.

- Do Hogwartu, w środku roku, ma przybyć nowy uczeń, czy to nie wydaje w sie trochę podejrzane? - zapytał mądrze Lunatyk.

- Może go wyżucili? - podsunął Glizdogon, jedząc świąteczny, zaschnięty piernik.

- Na to wygląda, albo się przeprowadził..

Campbell prawie nie uczestniczyła w tej rozmowie, wychowała się w każde słowo, próbując coś wywnioskować.
Bardzo była ciekawa kim się on okaże.

- Najlepiej będzie poczekać do kolekcji, wtedy się wszystkiego dowiemy - zasugerował Łapa.

Na co wszyscy pokiwali głowami.

*

𝐌𝐄𝐑𝐂𝐘 • james potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz