chapter 15

1.7K 110 24
                                    


Aż wreszcie nadeszła sobota.
Było o wpół do piętnastej, a Campbell właśnie przeglądała się w lustrze.

- Co ty właściwie.. robisz..? - zapytał zrezygnowany James.

Wiedział, że ona na pewno pójdzie na te spotkanie, chodź błagał ja kolanach, aby z nim nie szła.

- Myślisz, że jestem ładna? - zapytała nieśmiało.

James milczał przez chwilę, a potem zerwał się z łóżka i powoli poszedł do dziewczyny.
Stanął za nią i połączył dłonie na jej ramionach.

- A sądzisz, że nie?

On jednak milczała.

- Dla mnie jesteś najpiękniejsza.. - rzekł, na co się lekko uśmiechnęła.

- Chyba pójdę sie ubrać..

- Eem.. dobrze.. idź - i zabrał ręką z jej ramienia.

Weszła do łazienki i wysunęła na siebie wczesnej przygotowane ciuchy {↑}
Nastepnie pomalowała usta różową szminką i standardowo przyciemniła rzęsy.

*

Zbliżała sie 16:00, więc Mercy postanowiła wyjść już z wieży, aby się nie spóźnić.
Wyszła z wieży Gryffindoru, przy okazji Gruba Dama, życzyła jej powodzenia.
Pewnie Violet (jej przyjaciółka) wszystko wypaplała, gdy przechodziła obok jej portretu na pierwszym piętrze, kłócąc się z Huncwotami, a tej ,,randce".
Przynajmniej Campbell nie uważała, że to randka.
Zeszła na trzecie piętro, następnie skręciła w prawo i znów zeszła po schodach.
Gdy była już na drugim piętrze, usłyszała tupot butów, odbijanych o podłogę tak, jakby ktoś szedł szybkim marszem, ku niej.
Spojrzała na przód, z drogiego końca korytarza szedli ku niej uśmiechnięci Remus i Syriusz.

- Co chcecie chłopaki? - zapytała, patrząc na ich podejrzanie miny.

- James jest zazdrosny.. - wypalił Lunatyk.

- No.. tak, wiem.. zauważyłam - zamieszała się dziewczyna.

- O Ciebie - dodał Black.

- Ale czemu? - zadała pytanie, które od dawna zadręczało jej głowę.

- O po prostu..

- Martwi się o Ciebie.. - dokończył za Łapę, Luniek.

- Nie ma o co się martwić - zapewniła ich, mrugając do nich oczkiem - A teraz, wybaczcie panowie, ale zaraz się spóźnię - skłoniła się im teatralne i odeszła z wysoko podniesioną głową.

Zbiegła z jeszcze jednych marmurowych schodów i stanęła w holu głównym.
Zobaczyła, jakaś postać stojącą w Sali Wejściowej.

- Punktualnie.. - rzekł chłopięcy głos, a z cienia wyłonił się Andrew, pociągający chłopak ze Slytherinu.

Ona jedynie uśmiechnęła się lekko.

- To jak? Idziemy? - zapytał wyciągając do niej rękę, którą nieśmiało pochwyciła.

Wyszli z zamku i skierowali się w stronę hogwartskich błoni.

- Opowiedz mi coś o sobie.. - rzekł, Andrew.

- No więc.. jestem z sierocińca, nigdy nie poznałam swoich rodziców i.. - nagle urawała.

Poczuła się tak, jakby koś z całej siły uderzył ją czymś twardym w tył głowy.

Zakręcił jej się świat i prawie upadła lecz podtrzymała się na chwiejnych nogach.
Przed oczami pojawił się jakiś obraz, ale bardzo wyraźny, jakby był prawidziwy.

- Nie odchodz mamo.. błagam.. nie poradzę sobie bez Ciebie.. - po twarzy dziewczynki, ciurkiem leciały łzy.

- Pamietaj czego cię uczylam dziecko.. czysta krew..

- Przede wszystkim - dokończyła za kobietę.

- Jestem dumna, że mogę cię nazwać moją córką..

Nagle wszystko wokoło zaczęło być waźniejsze, a wizja zniknęła.

- Mer? Piękna? Co się dzieje? - dotarł do jej uszu, głos chłopaka o melodyjny brzmieniu.

- E.. nie.. nic, nic.. ja.. wszystko gra - uśmiechnęła się niepewnie, ale w jej oczach nadal było widać strach.

- To dobrze.. - widocznie, to to przekonało.

Spacerowali skrajem Zakazanego Lasu, aż milczenie przerwał ślizgon.

- Ja nigdy nie poznałem swojego ojca matka mówi, że to był zły człowiek.
Był wilkołakiem.. Paskudny..
- niestety, znowu coś im przetrwało.

Tym razem to był jakiś szmer, od strony lasu.

Odwrócili się gwałtownie, ale nic już się nie stało..
Mercy chciała podejść bliżej, ale gdy tylko zrobiła krok w przód, ręka Andrew'a zacisnęła się na jej dłoni.
Cofnęli się kilka kroków i pobiegli do zamku, gdy usłyszeli czyjeś ujadanie..

*

- Co to było? - zapytał chłopak, gdy wbiegali po kamiennych schodach do zamku.

- Niewiem.. - odpowiedziała szczerze dziewczyna.

Pochodnie umieszczone nad nimi, podały złotą poświatą na ich twarze, a okrągły srebrny księżyc, zadawał się dopełniać ten obraz.
Oni dalej trzymali się za dłonie, ale nagle chłopak przesunął ją delikatnie do siebie i zzłożył na jej ustach, równie delikatny pocałunek.

*

Niżej, pomiędzy drzewami w lesie, gdzie dosłownie przed chwilą był ładny jeleń,
teraz stał chłopak, jego twarz była skryta w cieniu, ale bladość książęca odniosła się w jego okularach.

Przypatrywał się im, a po policzku spłynęła mu gorzka łza.

𝐌𝐄𝐑𝐂𝐘 • james potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz