chapter 3

3.7K 183 26
                                    


Pełna ruchu zatłoczone stacja, mnóstwo ludzi śpieszących w różnych kierunkach.

W tym zgiełku dziewczyna o długich czarnych, potatganych przez wiatr włosach i jednym oku niebieskim, przez co drugie - zielone - wygląda jak błysk Avady, maszeruje spotkać się z przeznaczeniem.
Tylko, że nie wie, gdzie go szukać..
Ma na sobie zwykle jeansowe spodenki i o wiele za duży, sprany sweter w kolorze ciemniej żółci.
Ale i tak.. wygląd pięknie..
Zaczesała ręką w tył, niesworne włosy, które spadały jej na czoło.

Była już tak blisko.. ale teraz pewnie spóźni się na pociąg..

10:45.

Jeszcze piętnaście minut..
Zdesperowana znalezieniem perony numer dziewięć i trzy-czwarte.
Bezradna, chodź nigdy nie była do tego przyzwyczajona..
Oparła się o jedną z barierek i spuśniła wzrok na swoje czarne buty.

- Mogłabyś się trochę odsunąć?

- Dlaczego? - zapytała.

- Em.. no bo.. - zaciął się chłopak w okrągłych okularach, lecz po chwili dostrzegł coś, co chyba zabiło go z tropu - klatkę z białą sową, położoną na jej kufsze..

- Jesteś czarownicą?

(...)

Dziewczyna nie za bardzo wiedziała co zrobić.. ma po prostu welecieć w mur?

Jednak dziwnym trafem rzeczy.. nieznajomy chłopak, wzbudził jej zaufanie.. była świadoma, że zderzenie ze ścianą i to jeszcze (jak powiedział chłopak) z biegu, nie wydawało się być zbyt wspaniało myślnym pomysłem.

- Dobra.. raz kozie śmierć - szepnęła do siebie, nakierowała wózek z bagażem i sową śnieżną na barierke, zamknęła oczy i zaczęła biec.

Już po kilku sekundach, spodziewała się głuchego stukotu jej rzeczy, porozwalantch po stacji, a bardziej pisku zdenerwowaniej Is* i trzepotu jej skrzydeł.

Nic takiego się nie wydarzyło.

Szybko otworzyła oczy, a przed sobą zauważyła wielką czerwoną lokomotywe, z wielkim złotym napisem z przodu -
EXPRESS LONDYN-HOGWARD.
Mimowolnie uśmiechnęła sie na ten widok i to jak najbardziej, był szczery uśmiech.

Zdjęła z wózka swoje ciężary i podeszła do otwartych drzwi pociągu.

Niestety jej walizki były bardzo ciężkie, zwracając na to jakiej była postury, wywnioskowała, że nie warto nawet próbować, wtaszczyć je do pocuągu.
Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała..
Chwyciła rączkę kufra i dołożyła wszelkich starań, zeby to podnieść..

- Pomóc ci?

- Tak, dziękuję..

𝐌𝐄𝐑𝐂𝐘 • james potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz