Minął październik, zaczął się listopad, a z nim sezon quidditcha.
James Potter startował jak i w zeszłym roku i jeszcze przeszłym na szukającego drużyny.
Za to Campbell, nie była zbytnio chętna do odegrania jakiejś pozycji w drużynie, lecz bez zbędnych słów, obiecała dopingować James'a i Syriusza w naborach.
Tak więc, w pewny ciepły lecz mglisty sobotni poranek, wszyscy Gryfoni, jak kapitan postanowił, z klas
cztery-siedem, którzy byli chętni zjawili się na boisku o 09:00.
Mercy usiadła na trybunach w drugiej ławce od dołu, obok Lunia.
Zaczęli od trzech okrążeń boiska. Następnie, przeżucali piłki przez obręcze, mieli trzy szansę.- No co?! Nikt nie umie grać?! - zakrzyczał kapitan
- EJ! ŁAŃKA! A co z tobą? - wrzasnął James - Chodź, pokaż co potrafisz!
- Ja? NIECHCĘ!
- No tak, jesteś dziewczyną.. - oświadczył.
- Co to znaczy? Co masz na myśli? - dziewczyna niedowierzała.
- No.. jesteś dziewczyną.. i nie za bardzo.. - jednak, nie dane mu było dokończyć.
- Daj mi miotłe.. - powiedziała.
- Co?
- Daj mi miotłe, mówię! Głuchy jesteś? - wstała gwałtownie, zatrzaskując książkę, którą czytała i zaskakując na błotniste boisko.
Przeleciała boisko z szybkością błyskawicy i zaprezentowała na co było ją stać przy żucaniu przez obręcze.
Doznała szoku.. ponieważ na miotłe usiadła pierwszy raz..
Jednak w jej żyłach płynęła adrenalina i ogarniała ją wściekłość, więc nie myślała zbyt racjonalnie.
Następnie zanurkowała i równiutko wylądowała na boisku.
Nimbus 1999 James'a był naprawdę świetny, a reagował ma najmniejszy ruch.- Hej Campbell.. chce cię w drużynie - powiedział Collin Wood, kapitan drużyny gryfonów - Tylko jeszcze, musimy coś załatwić..
Collin poszybował w powietrze, a w ręce trzymał.. zwykłe golfowe piłeczki.
Gryfon rzucał piłeczkami z całej siły, we wszystkie strony, a Mercy musiała je łapać.
Wyłapała wszystkie.*
Skład pozostał taki sam jaki był rok temu, ale był jeden MAŁY problem.
- Miałem NIEMAŁY dylemat.. albowiem chodzi o to, że Potter, Campbell niewiem którego z was postawić na pozycji szukającego.. - zaczął Collin i już wiedzieli, że nie bedzie łatwo -
Ale zdecydowałem się na Campbell.. dobra możemy się rozejść..- STOP! - krzyknęła Mercy, a wszystkie oczy zwróciły się na nią - Nie masz jednego ścigajacego, tak?
- Black i Bailey.. nikt się inny nie nadaje - rzekł zrezygnowany Wood.
- Łańka, weź się nie wygłupiaj.. nie nadaje się na ścigajacego.. - zrzachnął się Rogacz.
- James.. oddają ci to stanowisko, sama będę ścigajacą..
Przez chwilę w oczach Pottera było widać szczere zdumienie, szczęście i podziękowanie, ale dosłownie sekundę później zastąpiło to gniew.
- Nie musiałeś się nademną litować! - huknął, popchał ją na murawę, tak że udeżyła głową o ławkę treningową i odszedł szybkim tępem, najwyraźniej tego nie zauważając.
Łapa i Lunatyk, który zbiegł z trubun podbiegli do niej pierwsi.
Na twarzy chłopaków malowała się złość pomieszania z strachem, której nigdy u nich nie widziała.- Dlaczego? - szepnęła słabo, potem była tylko ciemność.
*
Otworzyła oczy, ale szybko jeż zamknęła, gdy oślepiło ją jasne światło.
Następnie znów otwierając, lecz tym razem powoli, aby przyzwyczaić je do bieli tam panującej.
Podniosła się i zobaczyła, że jest w miejscu, które przypominało jej peron dziewięć i trzy-czwarte.
Nieświadomie przeszła kilka kroków w przód, podziwiając to miejsce.
Nagle, zaledwie kilka cali od siebie usłyszała szelest szaty czarodzieja.
Odwróciła się, tak gwałtownie, że lekko zakręciło jej się w głowie, ale szybko to opanowała.
Zobaczyła człowieka z długimi srebrnymi włosami i równie długą brodą.
Spośród tej plontaniny kudłów, został tylko niewielki kawałek twarzy, zaledwie różowe usta, białe brwi oraz niebieskie oczy, spoglądające na nią bystro, znad okularów połówek.
Albus Dumbledore.- Profesorze..
- Dzień dobry Mercy..
- Em.. - zaczęła dziewczyna, ale dyrektor jakby czytał jej w myślach.
- Ależ, Mercy.. oczywiście, że to sie dzieje w twojej głowie, ale skąd u licha pomysł, że nie dzieje się to naprawdę? - zapytał.
- Skoro dzieje się to we śnie, tylko mojej głowie.. nie może być rzeczywistością - odpowiedziała mądrze.
- Trafna uwaga panno Campbell.. lecz dla dobrze ułożonego umysłu to miejsce byłoby początkiem wielkiej przygody..
- To znaczy, że już nie wrócę do rzeczywistości? Do James'a, do moich przyjaciół..? - zapytała, lecz na słowo przyjaciół dostała dreszcze, co jednak uszło uwadze Dumbledore'a.
Po chwili milczenia rzekł:
- James, jest dla Ciebie bardzo ważny, prawda? - zapytał, ale zabrzmiało to tak jakby tylko stwierdzał fakty.
- Tak, jak reszta Huncwotów..
- Zastanów się, dobrze, czy to napewno tylko przyjaciel..
- Co to ma znaczyć? - zapytała nierozumiejąc.
- Wkrótce się dowiesz.. Doe..
CZYTASZ
𝐌𝐄𝐑𝐂𝐘 • james potter
Fanfiction❝ - i do not like you being taller than me. - trust me, there is an advantage in this. - what? - when we hug, you can listen to my heart that beats just for you... ❞ • uwaga! książka została pisana dawno i zawiera dużo błędów, których nie zamierzam...