To nic jednak nie zmieniło..
Czarna aura snuła się w powietrzu, każdy to odczuwał.
Deszcz wreście przestał lać, lecz słońce nawet nie ważyło się wychodzić spod gęstej mgły..
Srebrzyste nitki pajęczyn latały na wietrze, na grube mury zamku Hogwards.
Uczniowie pozaszywali się w najcieplejszych kątach warowni.
Nauczyciele zresztą też byli ponurzy, niekiedy wyglądali nawet na wystraszonych.
A Huncwoci..
Ci którzy zawsze rozsiewali wszędzie szczęście.. teraz nie byli nawet skorzy się uśmiechnąć.
A co już mówić o śmiechu..
Aż pewnego dnia na śniadaniu do Wielkiej Sali, weszła bardzo ostrożnym krokiem profesor MCGonagall. Z jej zawsze ciasno zawiazanego koka, teraz wychodziły kosmyki włosów.
Wyglądała na wystraszoną.
Sprout szybko do niej pobiegła i chwyciła po ramię.
Dumbledore powoli wstał ze swojego tronu i poszedł do kobiety.
Nagle jakaś dziewczyna pisnęła.
Z boku nauczycielki leciała krew i skapywała na zieloną szatę, podłogę.- Minerwo! - podniosła głos pani Pomfrey.
- Poppy proszę zabierz ją do skrzydła szpitalnego.. i ty Pompono pomóż, dobrze?
Wszystko działo się na oczach całej szkoły, ale dyrektor rzeźko podążył za profesorami.
Nie łaskaw był nawet wytłumaczyć im tego, powiedzieć słowa, żebyś się nie bali..
Przecież to była jednak mieszkanek tego budynku.. jeśli jej się coś stało, a to nie wyglądało na zwykły wybuch eliksiru, czy źle użycie zaklęcia, to może stać się i im.
Protegowani, którym udało się zobaczyć ranę, mówili różne rzeczy.
Niektórzy uważali, że to wyglądało jak pazury, jeszcze inni, że nie mogli posądzić co to przypominało, bo nie było do niczego podobne..
Krążyły też plotki, a niektóre tak absurdalne, że głowa mała.
Jednak przeważała jedna..
Volemord.
Sami Huncwoci niewiele widzieli, lecz oczywiście nie byli by sobą, gdyby nie spróbowali się dowiedzieć.
James i Syriusz chowali się pod peleryną niewidką i podsłuchiwali nauczycieli.
Remus wykorzystywał swoje znajomości, a Peter'a żadko widywali.. myśląc, że jest w swoim królestwie, potocznie nazywanym kuchnią. (I jak bardzo się wtedy mylili..)
Mercy, jednakże inaczej to wszystko zniosiła.
Oczywiście była ciekawa tego co się wydarzyło, ale tak jakby nie miała na to siły.
Zaczęła miewać częste migreny, czuła się taka.. pusta.. osamotniona..
Gdy, przyznała się do tego Huncwotą oni uznali, że to pewnie jest przejściowe.
Próbowali jej pomóc, przynosili herbatę i różne lekarstwa.
Co dziewczyna uważała, za słodkie!
Pomogło to w małym stopniu.. ale pomogło.*
Nadchodziła 11:00, a wraz z nią lekcja wróżbiarstwa.
Paczka przyjaciół, zawsze na tych zajęciach miała niezły ubaw, ale nie tylko z tego całego ,,wewnętrznego oka" o którym ciagle powtarzał im ta cała Tralewney, ale z samej kobiety.- Dzień dobry.. moi mili - rzekła rozmarzonym, ale jakby histerycznym głosem, kiedy weszli do dusznej i ciemnej klasy na piętrze.
Inni wydali z siebie tylko pomróki, a Rogacz, Łapa, Lunatyk, Peter i Łańka zgodnie hukneli: ,,DZIEŃ DOBRY PANI PROFESOR!! "
A gdy jasnowidzka uśmiechnęła się lekko i odwróciła, żeby rozdać im szklane kule, zarechotali pod nosem.
Usiedli jak zwykle pod oknem, żeby, gdy nikt nie patrzy uchylić sobie lekko okno, aby nie udusić się opadami perfum i kadzidełek.- Otwórzcie proszę książki na stronie 90 i zacznijcie czytać temat ,,Szkalane kulę, jak odczytywać przyszłość ze mgły".
Rozległ się gwar otwieranych książek i przeżucania stron.
Brunetka zaczęła czytać, ale prawdę mówiąc, nie wiele do niej docierało. Myślami była gdzie indziej, gdzieś daleko...
Dumała nad tym co nadejdzie niebawem.. teraz wszystko się zmieni..
Szła ciemnym, chłodnym korytarzem, niewiedzieła gdzie i czuła, że od czasu do czasu jest coraz to zimnej.
Niewidzialne ręce spotykały się z jej skórą, ale ona brnęła dalej..
Przed sobą zobaczyła drzwi. Ciemne drzwi, wykonane z mahoniu.
Chwyciła posrebrzanią kłamię, w kształcie węża..Nagle poczuła szturchnięcie w okolicach żebra i gwałtownie otworzyła oczy.
Znajdowała się w dusznej klasie na piętrze. James, Syriusz i Remus, przyglądali się jej z rozbawieniem, a ona uniosła brwi w geście niezrozumienia.- Zasnełaś - wytłumaczył Black, chichocąc.
Dziewczyna potrzasnęła zrezygnowana głową i oparła ją o rękę, wpatrując się w mgłę, szklanej kuli..
Miała pewien żal do Łapy, że ją obudził, akurat w tym momencie. Jakby nie mógł poczekać jeszcze minutę..
W otchłani kuli nagle zawirowało.
Widziała w niej coś, ale nie potrafiła powiedzieć co ma to przedstawić. I dziwnym trafem obraz, zrobił się wyraźnejszy..Egzystował w niej ładny chłopak w okularach, opierający się o czarne drzwi, na końcu jakiegoś znajomego jej korytarza..
I zrozumiała, że to TE drzwi..
CZYTASZ
𝐌𝐄𝐑𝐂𝐘 • james potter
Fanfiction❝ - i do not like you being taller than me. - trust me, there is an advantage in this. - what? - when we hug, you can listen to my heart that beats just for you... ❞ • uwaga! książka została pisana dawno i zawiera dużo błędów, których nie zamierzam...