Weekend ma to do siebie, że przez całe dwa dni można spać, ile tylko dusza zapragnie. Właśnie to praktykowałam, a po przebudzeniu przed południem stwierdziłam, że jednak najwyższy czas, aby ruszyć cztery litery i wziąć się za coś pożytecznego.
- Chyba czas odstawić fast foody. - mruknęłam do siebie, wciągając czarne spodnie, które wydawały mi się mniej elastyczne niż zwykle. ~ A może to tylko przez okres? ~ dokończyłam w myślach, ponieważ kiedy zbliżał się czas mojej miesiączki, brzuch zawsze wydawał mi się nieco większy niż zazwyczaj.
~ Zaraz, zaraz... ~
- Cholera jasna. - pisnęłam, napadając na telefon, który nadal leżał na nie pościelonym łóżku. Odpaliłam stronę mojego kalendarzyka, w napięciu czekając na załadowanie strony.
Czternaście dni spóźnienia.
Przeczytałam, a komórka prawie spadła na podłogę, kiedy moje dłonie nagle zwiotczały.
- To niemożliwe. To nie może być prawda. - szepnęłam do siebie, patrząc w ścianę oczami wielkości piłeczek golfowych i próbując przeanalizować wszystkie fakty.
Kiedy wszystko do mnie dotarło, rzuciłam się w stronę szafy, aby założyć pierwszą, lepszą bluzę i pędem zbiegłam po schodach, w międzyczasie zgarniając torebkę z portmonetką.
- Wychodzę. - rzuciłam tylko i nie czekając na niczyją reację wybiegłam z domu. Nie miałam czasu na łapanie autobusów, toteż postanowiłam ruszyć w trasę sprawdzonym sposobem - czyli rowerem.
- To niemożliwe. To nie jest prawda. To nie dzieje się naprawdę. - mamrotałam do siebie nadal oszołomiona, pedałując w zastraszająco szybkim tempie. - To na pewno przez stres, nie ma innej możliwości. - starałam sobie wmówić, ale jakaś cząstka mojej duszy nadal nie potrafiła mi uwierzyć.
Porzuciłam rower na stojaku nawet go nie zapinając i wpadłam do apteki jak jakiś dziki zwierz. Starałam się jak najszybciej odnaleźć interesujący mnie dział wśród dziesiątek półek, lecz z każdym kolejnym krokiem miałam wrażenie, że tylko coraz bardziej oddalam się od mojego celu.
- Mogę w czymś pomóc? - spytała wyglądająca na miłą osobę ekspedietka, która nagle wyłoniła się zza regałów.
- Nie, dziękuję. - burknęłam, choć wcale nie chciałam wyjść na chamską osobę. Po prostu nie chciałam zbytnio dzielić się ze światem tym, czego akurat szukałam.
Po kilku kolejnych sekundach dłużących się w nieskończoność, w końcu udało mi się znaleźć odpowiednią półkę, a na niej całą masę testów ciążowych do wyboru. Nie miałam żadnego doświadczenia więc dotarło do mnie, że jednak mogłam poprosić tą kobietę o pomoc. Niestety nie miałam czasu na szukanie jej, dlatego wzięłam pierwsze lepsze cztery testy, jakie wpadły mi w ręce. Musiałam mieć przecież stuprocentową pewność, niezależnie od wyniku.
Odruchowo rozejrzałam się po pomieszczeniu aby sprawdzić, czy przypadkiem nikt znajomy rownież nie wybrał się do apteki. Kiedy nikogo takiego nie zauważyłam, ruszyłam do kasy.
Ku mojej uldze sprzedawczyni zachowała śmiertelną powagę. Wyglądała tak, jakby miała do czynienia z takimi sytuacjami na codzień. Chodzi mi o taką typu : zdyszana nastolatka wbiega do apteki w poszukiwaniu testu ciążowego, ponieważ boi się, że wpadła ze swoim starszym facetem. Być może i miała i wcale by mnie to nie zdziwiło biorąc pod uwagę to, że znajdowaliśmy się w Nowym Jorku. U mnie wystąpiła jednak ciut zmieniona wersja wydarzeń.
Zakupy spakowałam na samo dno torebki i upewniłam się, że żaden fragment pudełeczka z niej nie wystaje. Kiedy gnałam z powrotem w kierunku domu modliłam się, aby testy okazały się negatywne. Nie chciałam nawet przyjąć myśli, że mogłoby być inaczej.
Gdy podjechałam pod dom, nie byłam ani trochę zmęczona. Pewnie adrenalina zrobiła swoje.
Wpadłam do domu jak torpeda i bez żadnych, pobocznych i zbędnych czynności wbiegłam do łazienki, zamykając się na klucz. Nie pomyślałam nawet o tym, że moje dziwne zachowanie prędzej czy później może zwrócić uwagę mojej rodziny. Jednak w tamtym momencie zbytnio mnie to nie obchodziło.
Rozpakowałam pierwszy test i zagłębiłam się w instrukcję aby mieć pewność, że wszystko robię dobrze, a wynik testu będzie pokazywał jak najdokładniejszy wynik. Trzęsącymi się rękoma wyciągnęłam coś w rodzaju termometra i przystąpiłam do działań zapisanych w instrukcji.
Kiedy wszystko zrobiłam, pozostało mi tylko czekać. Miałam wrażenie, że każda sekunda zamienia się w godziny i nigdy nie poznam wyniku. Gdy wyznaczony czas w końcu minął, nadal nie miałam odwagi spojrzeć na ilość kreseczek. Wykonałam jeden, długi wdech na uspokojenie, który i tak nie zadziałał i zbierając całą swoją odwagę, spojrzałam w miejsce, na którego powierzchni wszystko miało sie okazać.
- Nie. - pisnęłam. - Nie, nie, nie, nie! - zrozpaczona wpatrywałam się z niedowierzaniem w dwie, czerwone kreseczki.
Trzęsącymi rękoma odpakowałam drugi test i wykonałam dokładnie takie same czynności, jak przy tym pierwszym. Po kilku minutach wynik znów okazał się pozytywny. Dwa kolejne również to samo. Po policzkach zaczęły spływać słone łzy.
Byłam w ciąży.
Usiadłam na ciemnych płytkach, plecami opierając się o wannę i chowając twarz w dłoniach.
I co ja niby miałam z tym zrobić?
- Sophie? Wszystko w porządku? - nagle usłyszałam pukanie, a zaraz potem głos Emmy. - Sophie, tata zaraz wywarzy te drzwi, jeśli nie odpowiesz. - krzyknęła, a ja dopiero wtedy odzyskałam mowę.
- Wszystko w porządku. - powiedziałam drżącym głosem, starając się nie zakrztusić łzami.
Zareagowałam natychmiastowo. Zebrałam wszystkie siły, aby się podnieść i przy okazji nie upaść. Wszystkie zużyte testy błyskawicznie owinęłam w papier toaletowy i upchnęłam na samym dnie kosza na śmieci. Tam powinny być bezpieczne, bo kto normalny grzebie w toaletowym koszu na śmieci. Natomiast pudełka spakowałam do torebki, która przez cały czas wisiała na moim ramieniu. Spojrzałam w lustro i sama przeraziłam się widokiem przede mną. Szybko starłam wilgotne smugi na policzkach i przemyłam twarz wodą.
Kiedy pokonywałam odległość od lustra do drzwi, moje nogi były jak z ołowiu. Każdy krok wywoływał zawrót i potworny ból w mojej głowie.
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i otworzyłam je, a przede mną stanęła Emma która wyglądała, jakby właśnie zobaczyła ducha.
- Co ty tam robiłaś? Dobrze się czujesz? - spytała lekko drżącym głosem, które najwyraźniej był spowodowany moim wyglądem.
Jej słowa zaczęły zlewać się w jeden, głośny szum, którego nie potrafiłam rozszyfrować. W głowie zakręciło mi się jeszcze mocniej, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Poczułam, że lecę w dół.
Ostatnią rzeczą jaką pamiętam, było uczucie, że czyjeś ręce nie pozwalają mi upaść na podłogę oraz krzyki wołające rodziców. Później straciłam całą świadomość.
👓👓👓👓👓
😱😱😱
Pamiętaj o ⭐, jeśli rozdział się spodobał :D
CZYTASZ
Teacher 👓 ||Harry Styles||
FanfictionSophie ma osiemnaście lat i wszystko, czego tak naprawdę dusza może zapragnąć. Kochającą rodzinę, zaufanych przyjaciół oraz piękny dom w samym sercu Miami. Pewnego dnia jednak zmuszona jest opuścić miasto, a co za tym idzie wszystko, co jest z nim...