Rozdział 6.

3.7K 226 6
                                    

- Czy w całym tym pieprzonym miejscu nie znają czegoś takiego jak hotel ? - jęknął Mikołaj, kiedy po niespełna trzech godzinach jazdy zatrzymali się na poboczu drogi. Zmrok już dawno spowił ciemnością otaczającą ich przestrzeń. Jedyne światło dawały im żarówki reflektorów i pojedyncze gwiazdy na niebie. Jak na złość, temperatura nie była już tak wysoka jak dnia poprzedniego. Powietrze z każdą chwilą stawało się coraz chłodniejsze, a jego zimne powiewy muskały odkrytą skórę ramion dziewczyny przyprawiając ją o przyjemne dreszcze. Po gorącym dniu, była to miła odmiana.

- Co robimy ? - zapytała, spoglądając na skoncentrowaną twarz Kamila, by po chwili przerzucić wzrok na Łukasza.

- Cholera... - mruknął Kamil, przecierając dłońmi twarz. - Zawsze możemy przekimać tę noc w samochodzie.

- Albo rozłożyć namioty - wtrącił Łukasz, otwierając bagażnik samochodu, by po chwili wyciągnąć z niego dwie małe torby. - Ale są tylko dwa... - wzruszył ramionami.

- Zajmuję tylne siedzenie samochodu ! - zachichotała Bianka, rzucając swoją grubą bluzę na obity białym, skóropodobnym materiałem.

- Rozłóż sobie przedni fotel. Będzie prawie jak łóżko - mruknął Kamil, uśmiechając się do Mikołaja. Po chwili wraz z bratem zajęli się rozbijaniem namiotów na pobliskiej polanie. Początkowo szło im to dość opornie. Musiało minąć kolejne kilkanaście minut, nim w końcu się z tym wszystkim uporali. A efekt ? Efekt był co najmniej zadowalający.

- Umm... Przyniosę trochę drewna - oznajmiła Bianka, przekopując schowek w samochodzie Łukasza, w poszukiwaniu latarki. Kiedy w końcu ją znalazła, wygramoliła się z pojazdu i dopiąwszy zamek błyskawiczny w swojej bluzie ruszyła w kierunku pobliskiego lasku.

- Eghem... - znaczące chrząknięcie odbiło się od uszu Mikołaja. Podniósł wzrok z kamyków, którymi wysypana była wąska ścieżka na stojącego przed nim Łukasza. Blondyn spoglądał na niego spod przymrużonych powiek, marszcząc przy tym w dość dziwaczny sposób czoło.

- Dobra już.... Idę. - wywrócił oczami, podnosząc się z dużego kamienia na którym właśnie siedział, by w następnym momencie podążyć za znikającą już w ciemności Bianką. Nie rozumiał, dlaczego do cholery to on ma robić za jej niańkę ? Jeżeli laska ma ochotę na nocne spacerki po lesie, to niech sobie spaceruje tak? Jemu nic do tego.

Ale oczywiście jego życiowe 'szczęście' po raz kolejny mu dopisało. Nadal nie mógł pogodzić się z faktem, że to właśnie z niego Surma zrobił pieprzonego świadka naocznego. To jego zmusił do tej pieprzonej tułaczki po tym pieprzonym kontynencie i to właśnie on, a nie nikt inny musiał biegać po pieprzonym lesie za jeszcze bardziej popieprzoną Bianką.

- Popadam w paranoję. - mruknął, pocierając dłonią kark. - Czy ja mówię do siebie ? - jęknął zażenowany.

Właściwie, za całą tę sytuację odpowiedzialna była blondynka, czmychająca właśnie między drzewami. Gdyby umiała zamknąć czasem te swoje pyskate usta, oraz gdyby choć raz nie próbowała udowodnić Surmie że z ich dwójki to właśnie ona jest lepsza, nie było by go tu prawda ? Nie musiał by właśnie brudzić sobie ulubionych butów wilgotną, leśną ściółką, nie byłby zmuszony do spania na niewygodnym fotelu w samochodzie, a co najważniejsze - nie byłby skazany na towarzystwo tak irytującej osoby jak Bianka. Definitywnie to wszystko zawdzięczał właśnie jej. I chcąc nie chcąc musiał to ścierpieć.

Garść w miarę suchych patyków spoczywała już na jej ramionach, kiedy schylała się z zamiarem podniesienia kolejnych badyli zaciskając zęby na latarce, by dostarczyć sobie choć trochę światła. Bez większego namysłu złapała za kij, kiedy nagle coś śmignęło jej pod nogami. Zdezorientowana rozejrzała się po okolicy, jednak nic niepokojącego nie rzuciło jej się w oczy. Kiedy ponownie wciągnęła dłoń po patyk, tuż za nią rozległ się głośny pisk. Gwałtownie odwróciła się w tamtym kierunku czując, jak jej puls znacznie przyspiesza. Kiedy jednak po raz kolejny niczego konkretnego nie dostrzegła, ponownie schyliła się po kij, do którego podniesienia przymierzała się już trzeci raz. Wywróciła oczami, krytykując w ten sposób swój nieuzasadniony lęk. Podniosła feralny badyl i rezygnując z dalszego zbierania, zwróciła się w stronę, z której przyszła.

Lawirowała między drzewami, starając się ignorować nieprzyjemne uczucie kłębiące się gdzieś w jej żołądku. Głupie wrażenie, że ktoś ją obserwuje nie opuszczało jej już od dłuższej chwili.

Głupia, nie przesadzaj - po raz kolejny skarciła się w myślach. Instynktownie przyspieszyła jednak kroku. A kiedy usłyszała gdzieś w oddali dźwięk łamanych patyków, jej marsz zamienił się w szybki trucht, a ona sama poczuła się niczym bohaterka kolejnej części "Drogi bez powrotu".

Jej niepokój nasilał się z każdą chwilą, a biorąc pod uwagę fakt, że hałas był coraz głośniejszy a bicie jej serca coraz częstsze, jej szybkość poruszania się podskoczyła o kolejny poziom, angażując ją w ten sposób do sprintu, którym nie pogardziłby żaden maratończyk.

Biegła już od kilku minut, jednak przed sobą nadal widziała tylko kolejne pnie drzew. Po polanie na której się zatrzymali nie było nawet śladu.

Strach potęgował się w niej coraz bardziej, zwłaszcza iż latarka którą jeszcze przed chwilą ściskała w dłoni, wysunęła jej się podczas biegu, zostając daleko w tyle za nią. Bianka była zbyt przerażona by wrócić po zgubę. Ciemność otaczała ją już z każdej możliwej strony. Panikę, która wzbierała w jej wnętrzu coraz bardziej, dzielnie dusiła w sobie, nie pozwalając jej przejąć całkowitej kontroli. Wiedziała, że gdyby uległa całkowicie swojemu przerażeniu, byłaby absolutnie zgubiona.

Pokonując kolejne przeszkody, nie zwracała już praktycznie na nic uwagi. Po prostu pędziła przed siebie, modląc się, by w końcu jej oczom ukazała się znajoma polana.

- No i czego wrzeszczysz ?! - zimny i zirytowany głos Mikołaja, wyrwał ją z ataku paniki w który wpadła, kiedy jej ciało uderzyło o coś twardego. Kiedy uspokoiła się już choć w minimalnym stopniu, otworzyła powieki, napotykając spojrzeniem wkurzonego do granic możliwości bruneta. Odetchnęła z ulgą, ponownie zamykając oczy.

- Boże, to tylko Ty. - westchnęła, czując dziwną ulgę wypełniającą jej ciało.

- Po prostu Mikołaj - bąknął, nie kryjąc swojego zirytowania. - Z reguły wolę kiedy to ja jestem na górze.

Posłał jej wymuszony uśmiech, dosłownie zrzucając ją z siebie, na leśną sciolke.

Zdezorientowana całą tą sytuacją, potrzebowała dłuższej chwili by znaleźć siłę na podniesienie się z wilgotnej ziemi. Chłopak natomiast, ruszył przed siebie, zabierając ze sobą zebrane wcześniej drzewo na opał.

- Dlaczego biegeś ? - spytała, równajac się z brunet ramieniem.

- Zobaczyłem pająka - rzucił wymijająco, dając w ten sposób dziewczynie do zrozumienia, że ich rozmowa właśnie dobiegła końca. Zaakceptowała to, nie wypowiadając już ani jednego słowa.

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz