Rozdział 27.

2.7K 215 16
                                    

Są takie miejsca na ziemi, których najchętniej nigdy byśmy nie opuszczali. Strefy, które pozwalają nam uciec od codzienności i zapomnieć o doskwierających nam problemach a wyjechanie z owej lokalizacji jest jak ponowne starcie z ciążącymi nad naszą głową trudnościami, od których przecież staramy się uciec.

Często niechęć do jakiegokolwiek wykroczenia poza granice naszego małego raju, wiążą się z osobami, które zmuszeni jesteśmy opuścić na kolejny, nie wiadomo jak długi okres czasu. I właśnie to był główny powód dziwnego ucisku w żołądku Mikołaja, kiedy chłopak po pożegnaniu - dość długim i przepełnionym czułościami i dużą dawką łez babci - wsiadał na motocykl. Ponownie poczuł się jak wtedy, gdy był dziesięcioletnim chłopcem. Wraz z końcem wakacji nadchodziła konieczność rychłego powrotu do domu, by móc przygotować na nadchodzący rok szkolny. Pamiętał te wszystkie emocje, które rozdzierały jego ciało tak wyraźnie, jakby to było wczoraj.

Tak więc kiedy minął kolejną ulicę, a dom dziadków całkiem zniknął mu z pola widzenia, nie zważając na towarzystwo jadącej za nim Bianki, gwałtownie przyspieszył. Chciał zapomnieć o tym, co czuł w tej chwili. Nie mógł pozwolić sobie na to, by wszystkie te uczucia -tak bardzo spotęgowane w tamtej chwili- przejęły nad nim kontrolę. Nie był już małym chłopcem, który płakał kiedy musiał pożegnać się z babcią i dziadkiem. Teraz był dorosłym mężczyzną, w którego naturze nie leżało ukazywanie swoich emocji światu. To co czuł, było jego indywidualną sprawą i wręcz nienawidził, kiedy inni - często nieświadomi - ludzie wkraczali w jego prywatną strefę.

Dopiero sześć ulic dalej, zdołał opanować burzę myśli szalejącą w jego umyśle. Zatrzymując się na czerwonym świetle jednego ze skrzyżowań, odruchowo rozejrzał się dookoła, by zupełnie przypadkiem napotkać intensywny wzrok Bianki, przeszywający go na wskroś. Dziewczyna przyglądała mu się badawczo, zupełnie jakby próbowała rozszyfrować jego tak bardzo zmienny nastrój.

Zirytowany odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, modląc się by zaświeciła wreszcie zielona lampka.

Jedyne na czym chciał, a zarazem na czym mógł się skupić była Lizbona. A bynajmniej to, jak najszybciej się tam dostać.

~*~

Mijając kolejne ulice słonecznej Lizbony, cieszyła się, że ma na twarzy ten masywny kask, uniemożliwiający innym ludziom dostrzeżenie rozdziawionej z wrażenia buzi. Jeszcze nigdy nie była w tak pięknym i zachwycającym miejscu jak właśnie to. Całe to miasto wyglądało tak niesamowicie, że momentami zastanawiała się czy aby na pewno nie śpi.

- Zatrzymajmy się gdzieś wreszcie! - krzyknął Mikołaj, zatrzymując się tuż obok niej przed przejściem dla pieszych.

Skinęła potwierdzająco głową, kierując się za chłopakiem na pobliski parking, pierwszego lepszego hotelu. Doskwierający upał w zaskakująco szybkim tempie odwiódł ich od zastanawiania się nad wyborem innego hotelu. Zarówno Bianka jak i Mikołaj nie marzyli o niczym innym jak o zrzuceniu z siebie tych ciężkich, motocyklowych ubrań, więc już po upływie niespełna trzydziestu minut, które zmuszeni byli poświęcić na rejestrację, wpakowali się do niewielkiego pokoju. Nie różnił on się w żaden sposób od tych, w których zatrzymywali się poprzednio. Dwa małe, pojedyncze łóżka, które dzielił zaledwie niewielki stolik nocny, drewniana szafa i łazienka, wyposażona w standardowe, niezbędne rzeczy. Dla tej dwójki było to jednak wszystko czego potrzebowali. Oczywiście żadne z nich nie pogardziłoby osobnym pokojem, jednak postanowili zaoszczędzić możliwie jak najwięcej z pieniędzy pożyczonych od rodziny Mikołaja. A przynajmniej taki był plan do momentu, aż zażywszy orzeźwiającego prysznica, chłopak wyszedł z łazienki.

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz