Rozdział 10.

3.5K 213 6
                                    

Wyszła. Po prostu wyszła trzaskając drzwiami i zostawiając go samego w pokoju. Wiedział, że nie wróci. Nie po to zabierałaby ze sobą poduszkę, gdziekolwiek się wybierała. Pierwsze co przyszło mu na myśl - i co teraz wydawało mu się cholernie głupie gdy o tym myślał - to to, że postanowiła zdrzemnąć się na leżaku hotelowym, byle tylko nie musieć spędzić z nim nocy w jednym pokoju. Później jednak oprzytomniał, zdając sobie sprawę że bliźniaki zajmują pokój na końcu korytarza. Był praktycznie pewien, że to właśnie tam się zatrzymała. Nie żeby go to obchodziło.. Właściwie, było mu to całkiem na rękę. Z lekkim uśmiechem sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, by wyciągnąć z niej paczkę papierosów.

Nie palił zbyt często. Nie czuł się spokojniejszy gdy to robił, wbrew słowom większości ludzi twierdzących, że tytoń działa na ich ciało kojąco. Po prostu lubił od czasu do czasu zaciągnąć się dymem, pozwalając zalec w jego płucach na krótki moment, nim wypuści go z ust.

Jestem aż taki zły ? Spytał sam siebie, umieszczając jeden z papierosów między ustami, nadal zastanawiając się, co tak właściwie skłoniło ją do wyjścia. Nie wydawało mu się, żeby to co powiedział zraziło ją aż tak bardzo, żeby konieczną była ewakuacja z pomieszczenia. A może po prostu szukała wymówki, żeby się wymknąć z pokoju i uciec od niego jak najdalej ?

Skłamałby mówiąc, że w jakiś sposób to nim wstrząsnęło, zabolało czy zainteresowało choć w najmniejszym stopniu. Szczerze miał to w głębokim poważaniu. Zupełnie jak blond dziewczynę, potrafiącą wyprowadzić go z równowagi z prędkością światła.

Dlaczego właściwie jej aż tak nie lubił ? Nie lubił to zdecydowane niedopowiedzenie. Bianka miała w sobie coś takiego, co działało na niego jak płachta na byka. Sam nie potrafił do końca określić co to takiego jest. Po prostu było.

Jedynym plusem jej praktycznie całodobowej obecności było to, że była idealnym sposobem na wyładowanie wszelkiej irytacji kłębiącej się w nim każdego dnia. Jej niezamykająca się buzia - co częściej go tylko dodatkowo podjudzało - stanowiła dla niego przyjemne wyzwanie. Podobało mu się to, że potrafi stawić czoła jego złośliwym komentarzom, zawsze wysuwając jakiś kontrargument.

Dwa papierosy później, wreszcie zasnął, pozwalając swojemu ciału na chwilę relaksu po kilku ciężkich dniach w trasie.

~*~

Donośne chrapanie obiegło jej uszy, wybijając z głębokiego snu. W jednej chwili zniknął zarówno wielki, diamentowy pierścionek, jak i klęczący przed nią na jednym kolanie i oświadczający się jej Brad Pitt. Z zamiarem mordu, na chrapiącym tuż przy jej uchu Kamilem, odwróciła się gwałtownie w jego kierunku. Błąd. Robiąc to, naraziła swoje zaspane jeszcze oczy, na wpadające przez otwarte okno promienie słoneczne. Jęknęła, ponownie opadając głową na poduszkę i naciągając na siebie kołdrę, którą uparcie szarpał drzemiący obok niej blondyn. Odpuściła, wiedząc że i tak nie uda jej się ponownie zasnąć. Nie mogła jednak pozwolić na to, by chłopakowi obok uszło na sucho, tak perfidne obudzenie jej, z tak cudownego snu. Bez chwili namysłu przesunęła się gwałtownie na łóżku, spychając tym samym z niego blondyna.

- Dzień dobry - uśmiechnęła się promiennie, przyglądając się zdezorientowanej minie Kamila.

- Wysłannica diabła - mruknął bardziej do siebie niż do niej, ponownie pakując się na łóżko. Zachichotała lekko, mimo że z całych sił próbowała zachować niewzruszoną niczym postawę. Jej uśmiech znacznie jednak zmalał, kiedy chłopak rzucił się na łóżko, przygniatając ją do materaca i wbijając raz po raz palce w żebra, co zapewne miało wyglądać trochę inaczej. A biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna miała ogromne łaskotki, zwijała się na łóżku, nie mogąc pohamować nagłego napadu śmiechu. Łzy zbierały się w jej oczach, jednak chłopak nadal nie ustępował. Dopiero kiedy udało jej się zrzucić go z siebie tak, że ponownie wylądował na podłodze, a ona wybiegła z pokoju, pędząc prosto w kierunku sypialni, w której nadal leżała jej walizka. Wbiegła do środka, starając się umknąć przed ścigającym ją Kamilem. Z hukiem zatrzasnęła drzwi, nie zwracając najmniejszej uwagi na śpiącego jeszcze Mikołaja.

Zirytowany podniósł się ociężale z łóżka, mierząc Biankę przenikliwym spojrzeniem swoich ciemnych źrenic, zupełnie jakby właśnie mordował ją w myślach na milion różnych sposobów.

Wzdrygnęła się lekko, jednak nadal nie odwracała wzroku od bruneta. Być może i wczorajszego wieczoru się poddała, wybiegając z pokoju, ale w tamtej chwili nie miała takiego zamiaru. Nie mogła pozwolić sobie na kolejne przegrane starcie.

- Masz jakiś problem ? - rzuciła, spoglądając na wolno kroczącego w jej kierunku chłopaka. Jego klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, utwierdzając blondynkę w przekonaniu, że skutecznie uprzykrzyła mu poranek.

Był coraz bliżej. Mimowolnie zrobiła krok w tył, napotykając w ten sposób na swojej drodze drewnianą powłokę drzwi. Nachylił się wymownie w jej kierunku, opierając dłoń tuż obok jej głowy, a drugą zaciskając na jej nadgarstku.

- Przestań mi wchodzić w drogę - syknął nie spuszczając stalowego spojrzenia z Bianki nawet na sekundę.

- Bo co ? - rzuciła zadziornie, co zaowocowało tylko wzmocnieniem uścisku chłopaka na jej ciele.

- Bo oboje tego pożałujemy - uciął szybko, gwałtownym ruchem oddalając się od niej na 'bezpieczną' dla dziewczyny odległość. Złość, jaka od niego emanowała, dosłownie ją paraliżowała. Tak, zdecydowanie się go bała. Nawet jeśli nie dał jej do tego bezpośrednich powodów. Po prostu, momentami miała wrażenie, że chłopak zaraz wybuchnie, a całą swoją złość wyładuje właśnie na niej.

Kiedy chłopak zniknął w łazience, zabierając po drodze paczkę papierosów, opadła na łóżko gwałtownie nabierając do płuc powietrza. Przymknęła powieki, starając się opanować drżenie dłoni. Jeszcze nikt, nigdy nie doprowadził jej do takiego stanu jak właśnie on. To, co wtedy czuła....

Uchyliła lekko powieki, spoglądając w kierunku drzwi od łazienki. Ujęła delikatnie swój nadgarstek, przecierając zaczerwienione miejsce opuszkami palców.

Nie rozumiała Mikołaja Flisa. A on najwyraźniej wcale nie zamierzał jej tego ułatwić. Wczorajszego wieczora, wydawało jej się nawet, że wcale nie jest taki zły. Przez myśl przeszło jej nawet, że gdyby tylko chcieli, mogliby się dogadać. Brunet jednak postanowił zepsuć wszystko. A teraz ? Rzucił się na nią z tak błahego powodu jak przypadkowa pobudka ?

Pokręciła gwałtownie głową, starając się wyzbyć z głowy wszystkich myśli związanych z Mikołajem. Wiedziała, że nie powinna tego robić. Brunet był ostatnią osobą, o której powinna myśleć. Dlaczego więc nie mogła przestać ? Za każdym razem, gdy wyobrażała sobie twarz chłopaka, widziała tę furię wypełniającą jego źrenice. Przez moment miała wrażenie, że to właśnie ten widok będzie dręczyć ją przez najbliższą noc, którą - o ironio - musiała spędzić sam na sam w jednym pokoju właśnie z właścicielem karmelowych oczu.

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz