Rozdział 22.

2.6K 203 9
                                    

Mówią, że czas leczy rany. Dłużące się w nieskończoność minuty, z wolna zamieniają się w godziny, później dnie. Ale czy faktycznie to ubiegające sekundy naszego życia, są pewnego rodzaju lekarstwem na nasze wewnętrzne rany? Czy rzeczywiście to właśnie czasowi możemy zawdzięczać to, że rozstanie z partnerem nagle przestaje boleć tak bardzo, jak bolało na samym początku? A może to nie w tym tkwi tajemnica?

Różni ludzie, różnie to interpretują. Każdy ma swoją odrębną teorię, na pozór inną, choć w rzeczywistości jej sens jest taki sam jak pozostałe. Niestety nie w przypadku Bianki. Blondynka - biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia - poświęciła długie godziny na te swoje życiowe rozmyślania. Będąc na skraju wytrzymałości psychicznej, cały dotychczas towarzyszący jej optymizm, uleciał z niej jak powietrze z przebitego balonika.
Tak więc po długich godzinach bezczynnego leżenia na łóżku, wypłakiwania oczu w poduszkę i wielu próbach zaznania snu choć na kilka godzi, wyrobiła sobie wiele ciekawych teorii, dotyczących dosłownie wszystkiego. Jedną z nich, była między innymi ta poświęcona czasowi.
Według niej bowiem, pomysł iż 'czas leczy rany' był totalną głupotą a ten, kto to wymyślił powinien sprawę jeszcze raz przemyśleć. Ona sama twierdziła, że czas nie ma najmniejszego wpływu na to, jak się czujemy/ jak szybko zapominamy. W rzeczywistości, to nasza podświadomość, oraz to, jak szybko uda nam się ją oszukać poprzez wmawianie sobie, że już nam nie zależy i najwyższa pora o tym zapomnieć, odgrywa najważniejszą rolę. Wpajanie sobie, że 'jutro będzie lepiej' może i faktycznie zwraca naszą uwagę na uciekający nam wciąż czas, jednak jest to tylko kolejna przykrywka dla nas samych. Kolejne kłamstwo, którym staramy się uleczyć złamane serce - niezależnie od tego, z jakiego powodu jest ono właśnie w tym stanie.

Kiedy się obudziła, było już jasno. Wczorajszej nocy sen zmorzył ją dość szybko, co zapewne mogła zawdzięczać mieszance zmagającej ją  choroby i przemęczenia. I choć noc należała do jednej z cięższych, teraz czuła się dziwnie wypoczęta, nawet jeśli ból rozsadzał jej głowę.
Z lekkim ociąganiem, podniosła się do pozycji siedzącej, by sięgnąć po tabletki przeciwbólowe i szklankę wody, którą przygotował dla niej wczoraj Mikołaj.
Kiedy obudził ją dzisiejszej nocy, na samym początku miała ochotę go zabić. Dobrze wiedział, że miała ogromne problemy z zaśnięciem, więc była prawie pewna, że budzi ją z czystej złośliwości.
Kiedy jednak spojrzała na jego dłonie, w których trzymał dwie małe pigułki cała złość wyparowała, a zdziwienie na jej twarzy było aż nad to widoczne. 

- Mam Ci to wepchnąć do buzi, czy sama to zrobisz? - syknął, tupiąc nerwowo stopą w podłogę. 

- Skąd mam mieć pewność, że nie chcesz mnie otruć? - wychrypiała czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. 

- Uwierz mi, gdybym faktycznie tego chciał, zrobiłbym to dyskretniej. - rzucił jej ironiczny uśmiech. - A teraz z łaski swojej połknij te tabletki, bo nie mam zamiaru stać nad Tobą całą noc.

Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ich małej konwersacji, po czym sięgnęła po leżący na szafce obok telefon. Zgrabnym ruchem odblokowała go, po czym zamarła.
Zegarek wskazywał już kilka minut po trzynastej, co nie znaczyło niczego innego jak to, że od co najmniej siedmiu godzin powinni być już w drodze.
Zamknęła oczy i wziąwszy głęboki oddech, po raz kolejny spojrzała na telefon, mając nadzieję, że wcześniej tylko jej się przewidziało. Jej oczy jednak nie kłamały. Zerwała się z łóżka, ignorując zawroty głowy i rzuciła się w kierunku łazienki, zabierając ze sobą po drodze czyste ubrania.
Już po kilku minutach była gotowa do wyjścia i wybrawszy numer Łukasza, w oczekiwaniu na połączenie, pakowała do plecaka wszystkie swoje rzeczy co zajęło jej dosłownie minutę. Brakowało jedynie jednego, a mianowicie wysokiego, jakże irytującego bruneta, który zawsze wtedy  kiedy go potrzebowała, dosłownie wyparowywał.

- Gdzie Ci się tak śpieszy? - głos Mikołaja wypełnił małe pomieszczenie, kiedy chłopak wszedł do pokoju, ściskając w dłoni siatkę z chińskim jedzeniem na wynos. 

W odpowiedzi dostał jedynie wiązankę 'ciepłych słów' od Bianki, kiedy kazała mu się zamknąć bo rozmawia przez telefon. Rozłożył się więc na łóżku i wziąwszy do ręki jedno z pudełek, przypatrywał się drepczącej w tą i z powrotem blondynce. Jej pięści, na przemian, zaciskały się i rozluźniały co dało mu wyraźnie do zrozumienia, że albo z Kamilem nadal jest tak źle jak było, albo to jemu znowu udało się ją czymś sprowokować, co było raczej niemożliwe, bo przecież postanowił odpuścić jej na jakiś czas z powodu stanu przyjaciela. Zdezorientowany wzruszył więc tylko ramionami, wpychając do ust kolejną porcję ryżu. 

- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! - nawet nie zauważył, kiedy tuż przed nim wyrosła rozjuszona do granic możliwości Bianka - Wiesz co to znaczy? 

A więc to jednak jego wina.

- Nagle Ci mowę odebrało ?!

- Kultura wymaga powstrzymania się od mówienia z pełnymi ustami jedzenia - spojrzał na nią z politowaniem, co tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. 

- Przez Ciebie mamy dzień opóźnienia!

- Tak właściwie to nie moja sprawa. To Twój zakład, nie mój, pamiętasz? 

- Tak dużo kosztowało by Cię głupie krzyknięcie że jest już ranek?!

W zasadzie nie rozumiał dlaczego wyżywa się na nim. Szczerze mówiąc, z premedytacją jej nie budził, ale to tylko ze względu na jej stan. Była wyczerpana z jakichkolwiek siły, więc gdyby ściągnął ją rano z łóżka, zapewne zemdlałaby w końcu w pierwszym lepszym miejscu. Dziewczyna jednak zdawała się nie dostrzegać tego, że z nieznanych nawet jemu powodów, zrobił to dla jej bezpieczeństwa.
No dobra. Dla swojego też. Sumienie przecież by go zamęczyło, gdyby w jakiś sposób przyczynił się do jeszcze większego pogrążenia dziewczyny. Sytuacja z Kamilem i nocne starcie z chorobą wydawały się być już wystarczającym ciężarem na jej barkach.
W końcu jednak jego nerwy puściły.

- Może gdybyś skończyła z tym pieprzonym użalaniem się nad sobą, byłabyś w stanie zobaczyć, że wokół Ciebie są jeszcze inne rzeczy. 

- To nie ma nic do rzeczy. 

- Obudź się wreszcie! - podniósł się z łóżka, stając naprzeciwko niej i dosłownie miażdżąc blondynkę spojrzeniem. - Jesteś chodzącym wrakiem, bo w Twoim idealnym życiu nagle stało się coś, czego Bianka Olszak nie przewidziała. 

Miał rację. Była chodzącym wrakiem, ale jej życie nie było tak idealne jak twierdził. Oczywiście, niektórzy mieli znacznie gorzej niż ona, jednak mimo wszystko nie było tak kolorowo jakby chciała. 

- Nic o mnie nie wiesz. - rzuciła, jednak nie tak głośno i pewnie jak miała to w planach.

- Daj spokój. Spędziłem z Tobą wystarczająco czasu by 'poznać Cię' choć odrobinę. - wywrócił oczami.

- Więc mnie zaskocz! - warknęła, zaplatając ręce na piersi.

- Udajesz pewną siebie, niezależną i niczym niewzruszoną osobę, ale gdy naprawdę coś się zaczyna złego dziać, załamujesz się. Chowasz w tej swojej pieprzonej skorupce czy jak to tam nazwać i liczysz, że możesz poczekać tak do momentu aż problem sam zniknie.

Milczała. Mikołaj odkrył to, co tak bardzo starała się ukryć przed wszystkimi dookoła.

- Albo się weźmiesz w garść, albo równie dobrze możesz spakować się do domu. - dodał już spokojniej - Jestem pewien że Surma ucieszy się z takiego obrotu spraw. 

Jeszcze przez dłuższą chwilę stała w miejscu, wpatrując się  w poirytowaną twarz bruneta. Jego spojrzenie dosłownie ją miażdżyło. Nie było możliwości żeby mogła się  z nim zmierzyć. Nie w tej chwili. Odwróciła się więc na pięcie i wymaszerowała do łazienki. Z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi i osunąwszy się po nich na ziemie, pozwoliła wypłynąć swoim łzom na światło dzienne. Nie ważne jak bardzo bolały słowa Mikołaja. Wiedziała, że była w nich sama prawda i nic nie mogła z tym zrobić. Jedyne co jej pozostało, to wziąć się w garść i udowodnić, że wcale nie musi być taka słaba.

_______________________________________________________

Kolejny rozdział za nami :D
Następny w środę.

Udanych wakacji Skarbeczki ^^ /Mikka <3

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz