Rozdział 12.

3.3K 216 15
                                    

Czasem życie zmusza nas do czegoś, czego w zwykłych warunkach byśmy nigdy nie zrobili. Do czegoś, co wychodzi poza wszelkie granice. Jednak wbrew wszystkiemu, trzeba 'przyjąć to na klatę'. Utrzymać wyprostowaną sylwetkę, obojętną minę by nie dać po sobie poznać, jak bardzo nas to coś obciąża i rozegrać to wszystko niczym partyjkę pokera z kumplami.

Warto jednak wziąć pod uwagę, że życie nie zawsze sprawiedliwie rozdaje karty. Można by powiedzieć, że wszystko jest z góry ustawione. Pytanie jednak brzmi, kto o tym decyduje ?

Siedziała na łóżku, z założonymi rękami niczym mała, obrażona dziewczynka, podczas gdy jej ciałem targały wszelkie możliwe emocje. Oczywiście te negatywne. Począwszy od rozwścieczenia, przez zwykłą złość aż po smutek.

Ogromne ulewy, które napotkali na swojej drodze, zmusiły ich do spędzenia drugiego dnia w Bari. Południowo włoskim mieście tuż nad Adriatykiem. Mimo iż czas ich ścigał niemiłosiernie, konieczną była kolejna noc spędzona w liczącym około 320 tysięcy ludzi.

Na domiar złego, los po raz kolejny postanowił z niej zakpić. Z racji, iż był mniej więcej środek lipca, ludzi spędzających wakacje w tak pięknym miejscu jak tutaj nie brakowało. Brakowało natomiast czego innego. A dokładniej mówiąc wolnych pokojach w hotelach. Tak więc została zmuszona do ponownego dzielenia pokoju z Mikołajem, który nadal nie szczędził jej kąśliwych uwag. Pod każdym, nawet najmniejszym kątem.

I to nie tak, że robił to po to, by się z nią podroczyć. On ewidentnie starał się jej uprzykrzyć życie. Za każdym razem, gdy budziła się rano z szerokim uśmiechem na ustach, wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane przez Mikołaja, a jej twarz momentalnie wykrzywiała się w grymasie. Brunet skutecznie unicestwiał wszystko, co dawało jej jakąkolwiek radość z życia. Z biegiem czasu, nawet jazda na motocyklu przestawała być dla niej tak przyjemna jak wcześniej.

- Powinniśmy wyjść dzisiaj na miasto, do klubu. Rozerwać się, upić... cokolwiek - rzucił Kamil, rozkładając się na łóżku blondynki.

- Mam już dość tego ciągłego siedzenia w jednym miejscu. - dodał po chwili.

Spojrzeli na niego, jakby właśnie starał się im wmówić, że wrzątek jest zimny, po czym wrócili do wykonywanych wcześniej zajęć.

- No co ? - wzruszył ramionami. - Jestem za młody by marnować tak piękny wieczór jak ten dzisiejszy, na siedzeniu w hotelu.

- Piękny ? - rzuciła Bianka, posyłając mu pytające spojrzenie - Na zewnątrz szaleje ulewa stulecia a Ty starasz się nam wmówić że pogoda jest piękna ?

- Co złego w deszczu ?

- Nic. Po prostu nie uważam żeby był to najlepszy pomysł - podsumowała. Ciche grzmienie, docierające do jej uszu zza uchylonego okna, nie zwiastowało niczego dobrego. Wprowadzało ją w stan totalnego zleniwienia, a sama myśl o burzy szalejącej na zewnątrz paraliżowała ją od wewnątrz. To nie tak, że sie jej bała. No... Może troszkę. Ten hałas w towarzystwie gwałtownych błysków wywoływał w niej wewnętrzny niepokój. Ostatnim na co miała ochotę, była tułaczka po mieście.

- Daj jej spokój. Po prostu nie umie się bawić. Nie chce, niech nie idzie. Proste. - rzucił prowokacyjnie Mikołaj.

Spojrzała na niego z uniesioną lekko brwią, zastanawiając się nad tym co powiedział brunet. Oczywiście że umiała się bawić. Robiła to lepiej niż ktokolwiek inny. Odkąd tylko pamiętała, w liceum, domówka bez niej nie miała najmniejszego sensu. Zawsze, wraz z starszą siostrą Iwoną, były w samym centrum imprezy i śmiało mogła powiedzieć, że zwykle to one ją rozkręcały.

I choć miała cholerną ochotę udowodnić zadufanemu w sobie brunetowi, że wcale nie jest tak sztywna jak uważa, nie dała się sprowokować. Tamtej nocy, wyjście na miasto nie miało najmniejszego sensu. Równie dobrze, mogli by wskoczyć do hotelowego basenu na parterze.

- Ja tylko mówię, że to nie ma sensu. - mruknęła, wznosząc ręce w geście obronnym.

- Żadna, dotychczas planowana impreza nie miała dla Ciebie sensu - Mikołaj, wbijał w blondynkę stalowe spojrzenie swoich karmelowych oczu. Podświadomie wiedział, że dziewczyna nie wytrzyma długo ich kontaktu wzrokowego. Zrozumiałe więc było jego zdziwienie, kiedy pochyliła się lekko w jego kierunku, nie odwracając oczu nawet na sekundę.

- Nie musisz iść. Żaden z nas nie potrzebuje przyzwoitki - syknął, także lekko pochylając się w jej stronę i zwiększając w ten sposób nacisk spojrzenia na dziewczynę.

- Więc chyba zapomniałeś w jakich okolicznościach teraz tutaj z nami siedzisz.

- Powinnaś podziękować Surmie. Coś mi się wydaje, że doskonale wiedział że taka małolata jak Ty, nie poradzi sobie sama w wielkim świecie.

- I mówi to starszy zaledwie o trzy lata palant ? - zacisnęła pięści, czując jak gniew powoli wzbiera w niej coraz bardziej.

- Intelektualnie, starszy o kolejne trzy - uciął.

Oboje byli tak zaaferowani sobą nawzajem, że nawet nie zauważyli, ani tym bardziej nie usłyszeli, cicho zamykających się drzwi za bliźniakami, którzy dla własnego bezpieczeństwa postanowili się wycofać z powrotem do własnej sypialni. Mikołaj działał na Biankę, jak zapalnik na bombę, a oni woleli nie być świadkiem jej wybuchu. Podświadomie jednak wiedzieli, że dziewczyna poradzi sobie sama, bez niczyjej interwencji.

- Intelektualnie, nadal tkwisz w podstawówce.

- Co nie zmienia faktu, że i tak jestem od Ciebie starszy. Zarówno fizycznie, jak i intelektualnie. - ironiczny uśmiech wpłynął na jej twarz, kiedy zirytowanie wzięło nad nią górę, a ona wreszcie odwróciła wzrok w przeciwnym kierunku. Wygrał. Znowu nie wytrzymała. To nawet było na swój sposób zabawne. Patrzeć, jak pewność siebie blondynki, pęka w jego towarzystwie jak dmuchany balonik.

~*~

Była na siebie zła. Jak nigdy dotąd. Znowu pozwoliła mu wygrać. Odwróciła wzrok, w najmniej odpowiedniej chwili.

Ale po prostu nie mogła inaczej. To jego przeszywające ją na wskroś spojrzenie... Tak chłodne i obojętne... Nie wytrzymała.

A teraz, gdy chłopcy wyszli już do klubu, powoli zaczynała żałować, że nie dała się skusić. Od dłuższej chwili już nie padało, a grzmoty i błyskawice ustały bezpowrotnie. Powinna cieszyć się, że jej współlokator od siedmiu boleści zniknął na dłuższy czas, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiło. I nie chodziło tu bynajmniej o jego obecność. Była jej tak potrzebna, jak zaschnięty tusz do rzęs. Myślała raczej o tym, że jej też przecież przyda się chwila relaksu. Przez dłuższy moment, zastanawiała się też, gdzie podziała się stara Bianka ? Ta, która wieczory spędza w towarzystwie znajomych a nie w garażu taty, czy tak jak teraz w pokoju hotelowym. Gdzie podział się cały ten zapał do zrobienia czegoś szalonego i udowodnienia sobie, że strach to tylko pojęcie względne. To przecież ona jako jedna z nielicznych odważyła się skoczyć na bangee, kiedy w Warszawie pojawiło się wesołe miasteczko, to ona wychodziła, śmiejąc się z domu strachów i to właśnie ona rozwijała zawrotną prędkość na motocyklu, kilka minut po tym jak odpaliła silnik.

Nie mogła pozwolić odejść tamtej części Bianki bezpowrotnie. Musiała znów je ze sobą zjednoczyć tak, by tworzyły jedną całość. Po prostu musiała.

- Ja też umiem się bawić - bąknęła pod nosem, odpinając zamek błyskawiczny torby i szukając czegoś, co mogło by się nadawać na wyjście do klubu i dołączenie do chłopaków. A bynajmniej do bliźniaków.

_________________________________

No i mamy 12 ! Jak Wam się podoba kochani ?

Komentujcie, tak bardzo lubię czytać Wasze opinie na temat tego co robię.

Całuję mocno :** / Mikka

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz