Rozdział 20.

2.7K 210 12
                                    

Tamtego ranka obudziła się dziwnie przygnębiona. Od chwili, w której otworzyła oczy, dziwne przeczucie nie opuszczało jej umysłu. Wrażenie, że dzisiejszego dnia coś się wydarzy towarzyszyło jej nieustępliwie przez cały poranek, południe i większą część popołudnia. Nawet prędkość, jaką nabierała jej maszyna i dreszczyk adrenaliny, który wstrząsał jej ciałem, nie potrafił odciągnąć od niej tych natarczywych, męczących myśli. Nie należała do ludzi przesądnych i rzadko kiedy wierzyła w 'przeczucia'. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Dopiero kiedy zatrzymali się w małej, francuskiej knajpce tuż przy autostradzie, delikatne poczucie ulgi oblało jej skołatane nerwami ciało. Więc kiedy tak siedziała na niewygodnej, obitej szorstkim materiałem kanapie przy nie wielkim drewnianym stoliku, skarciła się w duchu. W jakiś, nie zrozumiały dla niej sposób, pozwoliła swojemu umysłowi zbiec na zły tor myślenia. Początkowo obwiniała za to przemęczenie. Później jednak zorientowała się, że praktycznie cały wczorajszy dzień poświęciła tak ambitnemu zajęciu jak wylegiwanie się na plaży, więc natychmiastowo wykreśliła ten punkt z listy przypuszczalnych powodów jej beznadziejnego nastroju. Z drugiej jednak strony, mogła oskarżać o to natarczywe słońce. Bianka była nawet skora uwierzyć, że ma coś jakby udar słoneczny, tylko w początkowym stadium rozwoju - jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało.

Skarciła się w myślach po raz kolejny dzisiejszego dnia, kpiąc po cichu z własnej głupoty.

- Buuu! Ziemia do Bianki!- natarczywy głos Kamila przerwał jej rozmyślania, sprowadzając ją ponownie na ziemię.

- Przepraszam. Mówiłeś coś? - spytała, potrząsając lekko głową na boki, jakby w ten sposób miała zamiar odgonić od siebie wszystkie zmartwienia.

- Pytałem, na co masz ochotę?

Zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc o co tak właściwie blondyn ja pyta. Dopiero kiedy Łukasz wymownie wskazał wzrokiem kartę dań, w którą tak właściwie wpatrywała się już od dłuższej chwili, mała lampka zapaliła się w jej głowie.

Przeczytała pierwszą lepszą nazwę, która rzuciła jej się w oczy. A bynajmniej próbowała przeczytać, gdyż język francuski okazał się dla niej zbyt dużym wyzwaniem. Koniec końców, wskazała kelnerce odpowiedni numerek.

- Co z Tobą? - spytał wyraźnie zatroskany blondyn.

- Nic. Co ma być? - wzruszyła wymijająco ramionami, a przez chwilę żałowała nawet, że kelnerka zabrała jej już kartę dań. Wcześniej skutecznie uniemożliwiała siedzącym na przeciwko bliźniakom dostrzeżenie jej rozkojarzenia, właśnie dzięki możliwości ukrycia się za nią. W obecnej jednak chwili, była na polu bitwy, bez najmniejszej możliwości obrony.

- Cały dzień jesteś jakaś rozkojarzona. Wszystko w porządku?

- Tak.

Odpowiedź dziewczyny jednak nie usatysfakcjonowała Łukasza. Chłopak wyraźnie widział, że coś ją gryzie. Znał ją na tyle dobrze, by zapamiętać, że zawsze gdy coś zaprząta jej umysł, pociera nerwowo dłońmi o uda, mruga w nienormalnie szybkim tempie czy też skubie skórki paznokci. Najgorsze było w tym wszystkim to, że w obecnej chwili robiła to wszystko na przemian, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że coś naprawdę jest nie tak.

- Przecież widzę- obruszył się. Nienawidził, kiedy blondynka próbowała na siłę wcisnąć mu kit, z nadzieją że jest na tyle głupi by uwierzyć w jej słowa.

- Odpuść. - ucięła, spoglądając kontem oka na siedzącego przy stoliku Mikołaja. Łukasz, jakby rozumiejąc o co chodzi dziewczynie, zacisnął usta, jakby w ten sposób starał się powstrzymać od dalszego wypytywania.

Dlaczego właściwie tak bardzo przeszkadzało jej towarzystwo bruneta w tej chwili? Ach tak. Chciała wszystkim dookoła ( w przeważającej części właśnie jemu) udowodnić, że nie jest jakąś tam dziewczynką która wszystkiego się boi. Miała zamiar pokazać, jak silną i niezależną kobietą jest, a rozczulanie się nad jakimś nieuzasadnionym w żaden sposób przypuszczeniem, wcale by jej w tym nie pomogło. Mało tego, pokazało by, że tak naprawdę pod przykrywką stanowczej, z pozoru niczym nie wzruszonej kobiety, kryje się osoba tak wrażliwa i słaba, jak ukazuje to większość amerykańskich pisarzy w swoim dramatach, przeznaczonych wyłącznie do tego, by wyciskać łzy z czytających to kobiet. A ona nie chciała być słaba. Nie mogła. A bynajmniej nie w tych okolicznościach.

Westchnęła więc tylko ciężko pod nosem, uciekając wzrokiem na blat okrągłego stolika.

Na jej szczęście, dalsze dociekanie Łukasza przerwała kelnerka, niosąca ich zamówienie. Odetchnęła więc z ulgą, sięgając po widelec.

- Nawet się nie odzywaj! - rzuciła w kierunku Kamila, który spoglądał z dezaprobatą na jej talerz, wypełniony po brzegi smażonymi szparagami.

~*~

Po skończonym posiłku, szybkim odświeżeniu w restauracyjnej toalecie i ostatnim rozprostowaniu kości, ponownie wsiedli na motocykle. Do Barcelony zostało im jeszcze co najmniej przeszło sto kilometrów. Teraz jednak słońce wreszcie postanowiło im odpuścić. Schowane za kłębiastymi chmurami, wreszcie nie przypiekało do ich skórzanych kombinezonów tak bardzo, jak wcześniej.

Francusko-Hiszpańską granicę, minęli już po niecałych trzydziestu minutach, a z każdą kolejną jechało jej się coraz lepiej. Asfalt zdawał się być idealnie gładki, a prawie pozbawiona innych pojazdów droga, wręcz prosiła się o podkręcenie gazu. Po prostu nie mogła się oprzeć. Przekręciła lekko nadgarstek w dół, a maszyna momentalnie przyspieszyła. Przyjemny dreszcz przebiegł przez jej ciało, a kąciki ust delikatnie powędrowały ku górze. Ponownie naparła dłonią na kierownicę. Wskazówka na liczniku powoli przesuwała się w prawą stronę, podczas gdy ona oczarowana widokiem mijanego wybrzeża, nie potrafiła skupić się na niczym innym. Wreszcie czułą się wolna. Taka... Beztroska. Niezależna.

Odwróciła lekko głowę w lewą stronę, by dostrzec na sąsiednim pasie Mikołaja. Ich spojrzenia na krótki moment się spotkały, a wtedy chłopak przyspieszył, zostawiając Biankę za sobą.

Doskonale wyczuła wyzwanie, które rzucił jej tym krótkim spojrzeniem. I cóż.... Nie zamierzała odpuścić.

Już po chwili przecinała dwupasmówkę z zawrotną prędkością. Świat dookoła zdawał się nie istnieć. Liczyła się tylko droga, oraz nadal utrzymujący prowadzenie Mikołaj.

Nie zorientowali się nawet, kiedy do ich małego pojedynku dołączył Kamil. Jednym ruchem wyprzedził ich dwójkę, zostawiając ich daleko za sobą.

Wywróciła oczami, komentując w ten sposób jego niepoprawną pewność siebie. Czasem wydawało jej się, że za kierownicą czuje zbyt stabilnie. I choć sama nie miała oporów przed wsiadaniem na motocykl, bywały momenty w których nawet ona czuła strach.

Odkąd tylko pamiętała, jej tata dzień w dzień kupował gazetę. Lubił czytać w niej o skandalach, nowinkach politycznych i wydarzeniach sportowych. Był niepoprawnym fanem piłki nożnej. Czasem, potrafił rzucić dosłownie wszystko, byle tylko zdążyć na transmisję meczu.

W każdym bądź razie, w owej gazecie miała okazję bardzo często natknąć na artykuł, poświęcony kolejnemu "dawcy organów" - jak to zwykli byli mówić ludzie na motocyklistów. Nigdy ich nie czytała. Nigdy nie miała na tyle odwagi. Przez jej głowę przebiegało jednak pytanie, czy ona też kiedyś doczeka się takiego artykułu?

To właśnie ta gazeta w pewien sposób mobilizowała ją często do puszczenia gazu i naciśnięcia hamulca. Nagłówki pojawiające się w jej głowie, 'w chwilach uniesienia' były jej osobistym hamulcem.

Martwiło ją to, że Kamil nie posiadał takiej bariery. Szedł na całość nie patrząc na konsekwencje i powtarzając zarówno sobie jak i innym, że 'jakoś to będzie'. Bała się, że kiedyś go to zgubi.

Pokręciła jednak głową, wracając myślami na ziemię. Przymrużyła oczy by móc dostrzec pędzącego przed nią blondyna, po czym zamarła.

Idealnie prosta do tej pory droga, zaskoczyła ich nagłym zakrętem. Ogromny huk rozniósł się po okolicy, kiedy motocykl Kamila zatrzymał się na masce jadącego z przeciwka samochodu osobowego.

Krzyk przerażenia opuścił jej gardło, kiedy w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą był blondyn, nie zobaczyła nic, oprócz ogromnej smugi kurzu, skutecznie uniemożliwiającej jakąkolwiek widoczność.

_________________________________________________

Wiem. Jestem okropna i w ogóle, ale musiałam to zrobić.

Ten 'wypadek' był mi cholernie potrzebny do dalszej kontynuacji opowiadania.

Ale heloł! Nie załamujcie się już teraz :) Do końca opowiadania jeszcze daleko :D

Tak więc no... Liczę że nie odstraszyłam Was tym nagłym zwrotem akcji i zobaczymy się w następnym rozdziale.

Kocham/ Mikka

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz