Rozdział 21.

2.6K 203 15
                                    

Każdy ma do pokonania w swoim życiu wiele przeszkód. Jedne mniejsze, drugie wymagające od nas większego zaangażowania w pokonywaniu ich. Są takie, z których po pewnym czasie zaczynamy się śmiać, nie dowierzając, że faktycznie były dla nas kiedyś problemem. Ale są też i te, które odciskają na nas swoje piętno. Są jak blizny wojenne, których nie pozbędziemy się w żaden sposób. Blizny, które często nie są bliznami fizycznymi. Są o wiele gorsze. Trwale zmieniają nasze poglądy na pewne sprawy, a my, choćbyśmy chcieli - nie potrafimy tego odkręcić. Doskonałym przykładem takiego stanu może być alkoholik, będący na samym dnie swojej pijackiej niedoli. Kiedy wcześniejsza radość z upojenia alkoholowego mija, zostawiając po sobie takie a nie inne konsekwencje, osoba ta nie potrafi spojrzeć na alkohol tak jak wcześniej. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że napój ten - wcześniej będący ucieczką od problemów - w końcu sam się nim stał, ciągnąc go stopniowo w dół, dopóki nie dotknął samego dna.

Podobne odczucia  nawiedzały Biankę przez ostatnie trzy dni. Podkrążone od częstego płaczu i nieprzespanych nocy oczy, były zupełnie inne niż te, które jeszcze parę dni temu zdobiły jej twarz. Przez tak krótki okres, wyparowało z nich całe życie. Blask, który wcześniej towarzyszył każdemu jej uśmiechowi, zniknął w jednej chwili. Podobnie zresztą jak jakakolwiek radość z życia, którą czerpała wcześniej z otoczenia. Wszystko zdawało się być czarno białe. Żaden, nawet najdrobniejszy szczegół nie wyróżniał się na tle reszty.

W jej życiu zmieniło się coś jeszcze. Zamiłowanie do motocykli i szybkiej prędkości całkowicie wyparowało, pozostawiając po sobie smugę nienawiści do owych, niosących ludziom śmierć maszynom. Łzy automatycznie wypływały z jej oczu, kiedy tylko przymknęła powieki, chcąc choć trochę się zdrzemnąć. Umysł, natychmiastowo odtwarzał w jej głowie scenę wypadku, niczym płytę puszczoną na odtwarzaczu DVD. To wszystko zdawało się być tak realne, a zaraz tak niemożliwe, że sama Bianka nie wiedziała już w co wierzyć. Po cichu, snuła nadzieję, że może to po prostu sen. Zły i dramatyczny, ale w dalszym ciągu sen. Za każdym jednak razem, gry otwierała oczy z nadzieją, że na sąsiednim łóżku zobaczy chrapiącego Kamila, jej serce pękało na miliony kawałeczków. Tęsknota za tak bliską jej sercu osobą była nie do opisania. Najgorsze jednak było to, że nie mogła być teraz przy nim. Jej przyjaciel walczył  o życie w jednym z ponoć najlepszych szpitali w Hiszpanii. Lekarze nie potrafili nawet dokładnie powiedzieć, jak zły jest jego stan. Ich zaskoczone, a zarazem niedowierzające spojrzenie którym ją taksowali z góry na dół, kiedy opowiadała im co tak właściwie się tu wydarzyło, podpowiadało jej, że to cud iż chłopak w ogóle jeszcze żyje. Początkowo upierała się, że zostanie z blondynem. Pojedzie z nim do szpitala i będzie czuwać przy jego łóżku tak długo, aż w końcu chłopak się obudzi. Cały ten zakład z Surmą szedł w zapomnienie, kiedy widziała przed oczami nieprzytomnego blondyna. W zasadzie, niewiele pamiętała z tamtego dnia. Jak przez mgłę, kojarzyła wyjącą karetkę, którą zabrano Kamila, radiowozy policyjne. Doskonale pamiętała jednak stanowcze ramiona, które zawzięcie trzymały ją, przed wyrwaniem się w kierunku pojazdu. Łukasz, wraz z Mikołajem bezskutecznie próbowali ją uspokoić, choć sami byli dalecy od owego stanu. To właśnie ten drugi, dosłownie zgniatał jej nadgarstki kiedy próbował się wyswobodzić z uścisku. Przyciskał ja wtedy do siebie jeszcze bardziej, przeklinając pod nosem i warcząc do jej ucha, że jeśli zaraz się nie uspokoi, przywiąże ją do pobliskiego drzewa na co najmniej pół dnia, by opanowała swoje nerwy.

Wkrótce jednak stopniowo oswajała się z tym, co przed chwilą się zdarzyło. Histeryczne krzyki i wrzaski ustąpiły miejsca gorzkim łzom i otępieniu. Kiedy Łukasz wsiadł w samochód, udając się w ślad za karetką, po wcześniejszym upewnieniu się że Bianka jednak nie zrezygnuje z kontynuowania swojej podróży - co swoją drogą naprawdę nie było łatwe- już się nie wyrywała. Nie miała na to siły. Po prostu otarła oczy i wsiadłszy na motocykl, odjechała z głośnym piskiem opon.

~*~

Trzy dni. Trzy cholerne dni, w ciągu których, oprócz cholernego płaczu nie miał okazji usłyszeć z jej ust absolutnie niczego innego. Żadnych kąśliwych uwag, oszczerstw pod jego adresem czy nawet cicho nabijania się z jego osoby. Nic. Kompletne zero. W normalnych warunkach pewnie by na to nie narzekał. Ba, cieszyłby go fakt, że nie musi się użerać z wiecznie mającą coś do powiedzenia blondynką. Teraz jednak, kiedy wszystko się tak bardzo pokomplikowało, na swój sposób tęsknił za jej wrodzoną zgryźliwością. Wtedy przynajmniej wiedział, jak z nią rozmawiać. A teraz, za każdym razem dy otwierał usta by coś powiedzieć, w jego głowie włączała się czerwona lampka. To nie w jego stylu, ale gdy widział w jakim stanie znajduje się Bianka, po prostu sobie odpuszczał. Z jakiegoś nieznanego mu powodu, nie chciał jej dobijać jeszcze bardziej. On sam doskonale znał to uczucie, kiedy człowiek zmuszony jest do pożegnania się z bliską osobą. On musiał zrobić to z przyjacielem. Wiernym kompanem jeszcze z czasów podstawówki. Owszem, na początku bolało. Jednak w życie motocyklisty niestety często wkrada się taki a nie inny scenariusz. Nigdy nie wiadomo, czy wsiadając na motocykl, nie robisz tego po raz ostatni. 

Było już grubo po północy, kiedy zatrzymali się wreszcie w niewielkim hotelu. Dwuosobowy, dość ciasny pokój nie zachęcał do spędzenia w nim choćby godziny. Dwa małe łóżka, oddzielone od siebie starą szafką nocną i lampką ze spaloną żarówką, były jedynym wyposażeniem pokoju. Obskurna łazienka pozostawiała wiele do życzenia, i szczerze mówiąc - korzystając z prysznica, bał się że za chwilę się on rozleci.

Valencia była ich jedenastym z kolei przystankiem, co znaczyło że czeka ich jeszcze takich dziewięć. Teraz ta perspektywa wydawała się stanowić dla niego jeszcze większe wyzwanie niż poprzednio. Szczególnie z popadającą w depresję blondynką u boku. Jakby tego jeszcze było mało ; sam na sam.

Zrezygnowany i po części załamany usiadł na łóżku. Mimowolnie jego wzrok skierował się na leżącą na przeciwko Biankę. Mimo kołdry i koca, którym ciasno opatuliła swoje ciało, cała aż się trzęsła. Początkowo przypuszczał, że pewnie znowu dostała napadu płaczu, który ostatnim czasem zdarzał się jej naprawdę często. Jednak kiedy kierowany ciekawością podniósł się, pochylając nad nią delikatnie. Po jej czole spływały krople potu, a policzki aż płonęły czerwienią. Wyglądała, jakby właśnie wyszła z nagrzanej sauny, ale mimo wszystko jej ciało trzęsło się z zimna.

Lekko zdezorientowany stanem dziewczyny, przyłożył dłoń do jej rozpalonego czoła. Nawet bez termometru mógł wyczuć wysoką gorączkę, zmagającą dziewczynę.

Ponownie usiadł na swoim łóżku, jednak po chwili podniósł się na równe nogi, zrzucając ze swojego łóżka kołdrę i narzucił ją na Biankę. Przeklinając po cichu, sięgnął po portfel i wyszedł z pokoju, w poszukiwaniu jakiejś apteki.

Dlaczego to robił, skoro jeszcze tak niedawno dosłownie nienawidził blondynki?

On sam chyba nie znał do końca odpowiedzi na to pytanie. 

______________________________________________

Wiem, że dzisiaj taki trochę nudny, jednak wydaje mi się on być stosunkowo ważny.

Obiecuję, że w następnym rozdziale będzie się działo znacznie więcej.

Kocham Was/ Mikka

44 dni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz