Wanda była zła. Choć zła to nieodpowiednie słowo. Była wściekła. A zdenerwowała się w momencie kiedy z samego rana zajrzała na prośbę Hill do pokoju Jules. Weszła do łazienki przez otwarte wcześniej drzwi.
Moore pół leżała na podłodze oparta plecami o wannę. Jej ciało przechylone było nieco w prawą stronę, a głowa opadała jej bezwiednie. Była blada, bledsza niż zazwyczaj, ale nie to przeraziło Wandę najbardziej. Zrobiła to strzykawka w lewej dłoni dziewczyny i pasek, który poluzowany zsunął się z prawego ramienia. Czyli jednak zużyte leki i strzykawki w mieszkaniu należały do niej. Wanda uklękła przy dziewczynie i potrząsnęła nią lekko, ale na nic. Jej wzrok przykuła buteleczka, która leżała przewrócona kawałek dalej. Wyglądało to tak, jakby wypadła Jules z rąk. Wanda wzięła ją ostrożnie i obróciła tak, aby widzieć wyraźnie co jest na niej napisane. Morfina. Odrzuciła ją na bok jeszcze bardziej zła i chwyciła Jules za ramiona, potrząsając nią jeszcze bardziej.Jules nie była pewna co było gorsze. Brutale budzenie, którego autorką była Wanda czy jej wścieka twarz, która ujrzała jako pierwszą zaraz po otwarciu oczu. Sztuczne światło w łazience zakuło ją w oczy, które starała się przysłonić ręką. Wanda podniosła ją za rękawki bluzki i ustawiła do pionu, a następnie wyciągnęła ją z łazienki i wprowadziła z powrotem do pokoju. Jules udało się wreszcie wyswobodzić ze stalowego uścisku Maximoff i usiadła na łóżku. Kobieta stanęła przed nią ze wściekłym wyrazem twarzy.
- Możesz mi powiedzieć co ty do cholery robisz? - Moore nie chciała, żeby Wanda tak krzyczała, bo pękała jej głowa. Zmarszczyła brwi.
- O co ci znowu chodzi? - warknęła zła.
- O co mi chodzi?! O co mi chodzi? - Jules jeszcze nigdy nie widziała Wandy tak złej.
Kobieta machnęła ręką i dziewczyna w ostatniej chwili uchyliła się przed szklaną buteleczką, która minęła ją o kilka milimetrów od twarzy. Potem usłyszała tylko dźwięk szkła rozbijającego się o ścianę. Jules spojrzała na nią zszokowana, zdziwiona jej reakcją. Wanda chyba też nie spodziewała się czegoś takiego, ale w każdym razie nie dawała po sobie nic poznać.
- O to mi chodzi. - powiedziała już nieco ciszej, a Moore doszła do wniosku, że jej krzyki jednak były lepsze. W głosie Wandy pobrzmiewał zawód.
Maximoff patrzyła na nią niebieskimi oczami, a pod jej spojrzeniem Jules czuła się tak, jakby na jej barki zrzucono cały ciężar świata. Odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na zawód brązowowłosej. Przełknęła ślinę, ale dalej milczała. Jules chciała się wytłumaczyć. Chciała powiedzieć Wandzie wszystko, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Poczuła jak materac obok niej ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Potem Wanda westchnęła ciężko i złapała ją za lewą dłoń, ściskając mocno.
- Przepraszam. Trochę za mocno zareagowałam.
Jules zaśmiała się próbując rozładować napięcie, ale na nic się to zdało.
- Nie musiałaś we mnie rzucać tą butelką. - stwierdziła, a Wanda kiwnęła głową. Jeszcze chwilę siedziały w ciszy.
- Tak, z tym chyba przesadziłam. - stwierdziła. - Powiesz mi co się dzieje? Jules do cholwery mam dosyć tajemnic, rozumiesz?
Jules kiwnęła głową, dalej nie patrząc na Wandę, która oczekiwała na jej odpowiedź. Pokręciła głową.
- Powiem ci, ale jeszcze nie teraz. - westchnęła cicho i położyła się na łóżku. - Muszę sobie to wszystko najpierw poukładać.
Jules stała w progu ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, oparta o framugę. Natasha siedziała na łóżku, a lekarz wykonywał ostanie badania. Moore widziała zdenerwowanie na twarzy Wdowy. W końcu lekarz skinął głową na znak, że wszystko jest dobrze i chciał przepisać jej leki, ale Natasha zbyła go kiwnięciem ręki i wstała.
- Nie musiałaś na mnie czekać. - stwierdziła kobieta nie odwracając się do dziewczyny.
Zabierała właśnie swoje rzeczy z łóżka i zbierała się do wyjścia. Jules zaśmiała się, dalej stojąc w drzwiach.
- To aż takie dziwne, że chciałam zrobić coś miłego?
W tamtym momencie jej wzrok padł na szafkę w końcu pokoju. Była zamknięta, ale Jules doskonale zdawała sobie sprawę z tego co mogłaby tam znaleźć. Poczuła nieprzyjemne mrowienie w całym ciele i starała się wyciszyć myśli. Nie ulegaj powtarzała sobie w myślach. Jesteś silniejsza od tego. Zamknęła oczy i wyrównała oddech. Odzyskiwała kontrolę.
- Jules? Słuchasz mnie?
Otworzyła oczy na dźwięk głosu Natashy. Kobieta stała koło niej i wpatrywała się usilnie w jej twarz. Czuła, że coś jest nie tak i Jules doskonale zdawała sobie z tego sprawę. To była Nat i przed nią nic nie ukrywało się na długo. Jules jednak mogła pilnować, żeby dowiedziała się jak najpóźniej.
- Wiesz co nam dobrze zrobi?- zapytała siląc się na wesoły ton.
Natasha uśmiechnęła się. Był to jeden z tych uśmiechów, który Wdowa dzieliła jedynie z Jules.
- Jakbyś czytała mi w myślach.
Jules zaatakowała. Nie czekała nawet aż Natasha ustawi się na pozycje. Wiedziała, że kobiecie sprawiało to wielką satysfakcję. Właściwie Jules czasami przerażało to, jak wiele przyjemności przynosiła Romanoff walka. Ale czy różniły się aż tak bardzo? Jules wykonała szybki unik i podcięła kobiecie nogi, a ta runęła na ziemie. Jules wybiła się i spadłaby na Natashę, gdyby ta w ostatniej chwili się nie przeturlała w bok. Rudowłosa wyładowała na ugiętych kolanach i rzuciła się w przód łapiąc młodszą dziewczynę w pół, po czym obie runęły na ziemię. Jules poczuła jak uderza protezą w ziemie. Normalnie powinno ją zaboleć, powinna czuć tą niezliczoną ilość siniaków, które już pokrywały jej ciało. A jednak, nic nie czuła.
- Całkiem nieźle. - stwierdziła Natasha już stojąc obok. Jules podniosła się zgrabnie z podłogi.
- Nieźle? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Przecież cię pokonałam.
Natasha rzuciła jej złośliwy uśmieszek, po czym odwróciła się i podeszła do ich rzeczy, które leżały w przeciwległym kącie.
- Żeby mnie pokonać potrzebujesz jeszcze dużo wprawy dzieciaku.
Romanoff zdjęła spoconą bluzkę przez głowę i została w samym sportowym staniku. Jules chcąc nie chcąc dostrzegła siateczkę mniejszych i większych blizn pokrywających całe ciało Rosjanki. Natasha jakby wyczuła na sobie jej wzrok.
- Nie gap się tylko zacznij przebierać. - rzuciła przez ramię. - Wiesz, że Tony nas zabije jak wejdziemy tak do jego wieży.
Jules zaśmiała się i również ściągnęła bluzkę przez głowę. Z metalową protezą nawet najprostsze rzeczy czasem sprawiały jej trudności. Wygrzebała z torby ręcznik, którym otarła pot z ciała i ubrała świeżą koszulkę. Przed cały czas czuła na sobie palący wzrok kobiety stojącej za nią. Wiedziała na co patrzyła się Natasha. Na blizny, które podobnie jak jej ciało pokrywały teraz również ciało Jules. Jakby pod presją zaczęła szybciej się pakować wrzucając niezdarnie rzeczy do torby, którą potem przerzuciła sobie przez ramię.
- Masz zamiar tu stać, czy wrócimy na górę i zamówimy pizzę?
CZYTASZ
New Heroes
FanfictionII cześć ,,New Avengers". Znajomość pierwszej części mile widziana. Od wydarzeń na zaporze minął ponad rok. Avengers po bitwie udało się pozbierać i znów zacząć działać na rzecz społeczności. Jednak pojawia się nowy wróg, a wynik tego starcia może...