Wanda
Jules. Jules. Jules.
Ona żyje i stoi przed nią. Stoi przed Stevem i Wandą, oddycha i widzi ich na oczy. A jej oczy... w tych szarych tęczówkach nie widać już tej dawnej iskierki wesołości i beztroski. Jules wyglądała na zmęczoną, a jedno było pewne. Cóż, była całkowicie pijana.
Wanda wiele razy we śnie wyobrażała sobie, że Moore żyje, ale jej wyobrażenie o dziewczynie diametralnie różniło się od żywej Jules stojącej przed nimi. Ta bowiem ma brązowe włosy. Wanda osobiście wolała ją jako blondynkę. W jej oczach czaił się jakiś dziwny wyraz zawodu kiedy spoglądała na Kapitana. Nie wyglądała na nastolatkę, jaką ją Wanda zapamiętała.
Maximoff stała jeszcze chwilę, po czym podeszła do niej wolno i objęła mocno. Dziewczyna wtuliła twarz w brązowe włosy Wandy i również objęła ją w tali. Jednak w tym uścisku było niewiele radości, czego Scarlet Witch się nie spodziewała. Wydawało jej się, że Jules wykaże się większym... entuzjazmem.
- Tęskniłam. - wyszeptała Moore w ucho Avengerki.
To jedno słowo sprawiło, że Wanda rozkleiła się całkowicie. Dopiero kiedy odsunęła się na kilka kroków od dziewczyny Steve podał jej chusteczkę, którą Wanda wytarła oczy. Następnie Rogers podszedł i zamknął dziewczynę w szczelnym uścisku.
- Przecież byłaś martwa. - wyszeptała Wanda, a Jules utkwiła w niej spojrzenie tych pięknych, szarych oczu.
Dziewczyna podkręciła głową i zachwiała się lekko.
- Nie. Nie byłam. - odpowiedziała unikając kontaktu wzrokowego z gośćmi.
- A Natasha myśli.... - na twarzy Kapitana odmalował się szok. - Boże, ona nic nie wie!
- I tak ma pozostać. - powiedziała oschle dziewczyna.
Wanda poczuła jak ogarnia ją złość. Pochowali Jules i odbyli żałobę, a Natasha okropnie źle to zniosła i dalej nie potrafiła się pogodzić ze "śmiercią" dziewczyny. Złość wzmogła się, kiedy Jules sięgnęła po kolejną flaszkę wódki i pociągnęła długi łyk. O nie, tego już za dużo.
- Steve. - Wanda odwróciła się do przyjaciela i posłała mu długie spojrzenie. - Idź proszę do sklepu i kup coś na obiad. Teraz.
Następnie podeszła do dziewczyny, ale Kapitan już wyszedł.
****
Steve
Wrócił po pół godziny z dwoma siatkami z zakupami. Postawił je na stole i zaczął wypakowywać. Przestał na chwilę, kiedy do jego uszu dobiegły jakieś krzyki, najwyraźniej z łazienki. Słyszał wyraźnie gniewny głos Wandy, a także cichszy, który musiał należeć do Jules. Mężczyzna dalej był w szoku. Żyje. Kiedy zobaczył dziewczynę spłynął na niego dziwny spokój, którego nie czuł już od dawna. Z łazienki wybiegła Jules, przód jej bluzy i włosy miała mokre a na twarzy malowała się złość. Za nią wyszła Wanda zadowolona z siebie, ale dalej obrażona, pewnie na Moore.
- Mam dość. Macie się natychmiast wynosić! - wrzeszczała dziewczyna wymachując rękami.
- Spokojnie. - Kapitan usilnie próbował załagodzić sytuacje, ale nie szło mu najlepiej. - Powoli. Co się stało?
Jules wskazała ręką na Wandę w oskarżycielskim geście. W jej szarych oczach tliła się iskierka wściekłości, ale też nieokreślona ulga i rozbawienie.
- Ta kobieta próbowała mnie utopić. - krzyknęła i rzuciła Wandzie przeciągłe spojrzenie.
Maximoff wydęła wargi niezadowolona i skrzyżowała ręce na piersiach. Zaczęły krzyczeć na siebie z Jules, a Kapitan tylko stał zastanawiając się czy wybuchnąć głośnym śmiechem, czy rozdzielić obie kobiety zanim skoczą sobie do gardeł. Wiedział jednak, że ani Wanda ani Jules nie zrobią sobie nic nawzajem. Poza tym doskonale rozumiał Maximoff. Z jednej strony była zła na Moore. W końcu myśleli, że nie żyje. Ale wiadomość o tym, że to nie prawda sprawiła, że Steve odczuł wielką ulgę i niesamowitą radość.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że w pokoju nastała idealna cisza. Spojrzał na Wandę, która stała ze wzrokiem utkwionym w Jules. W pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje. Jednak kiedy zwrócił wzrok na młodszą dziewczynę zrozumiał, co tak bardzo zszokowało Scarlet Witch. Brązowe włosy, które wcześniej zasłaniały całą lewą stronę twarzy Jules odsunęły się lekko i ku ich oczom pokazała się w całej okazałości długa, biała blizna. Ciągnęła się od kości policzkowej aż do brody. Była poszarpana i blada na tle brązowej skóry Moore. Wanda podeszła do dziewczyny i delikatnie pogładziła jej policzek, muskając palcami szramę. W jej oczach lśniły łzy.
- Oh Jules. - jęknęła cicho.
- Czy to Matt? - zapytał niepewnie Kapitan. - Ta blizna... to po tym cięciu.
- Mhm, tak. Fajna pamiątka, nie? - jej głos chyba miał zabrzmieć beztrosko, ale coś nie wyszło i oboje Avengersi dokładnie słyszeli gorycz.
- Jules, gdybyśmy tylko wiedzieli.... szukaliśmy cię tak długo.
Nagle w oczach dziewczyny pojawiła się czysta furia. Rysy jej stężały, a usta wykrzywiły się w grymasie, który sprawił, że blizna na policzku dziewczyny również się lekko wykrzywiła. Steve nie wiedział co było powodem jej zdenerwowania. W jednej chwili dziewczyna zmieniła się ze smutnej nastolatki we wściekłą nastolatkę.
- Szukaliście mnie tak długo. - powtórzyła przeciągle wysokim głosem, parodiując Wandę. - Jaka szkoda, że nie szukaliście dokładniej. Bo wiesz Wando, mnie nie spieszyło się zbytnio. Biedna mała Wandzia. Czy płakałaś na moim pogrzebie?
Steve podszedł bliżej, jakby instynktownie chciał zasłonić Maximoff przed słowami Jules. Wyciągnął przed siebie rękę i spojrzał na Moore błagalnym wzrokiem. Nie chciał się kłócić, nie chciał też denerwować dziewczyny, ale nie rozumiał jej zachowania.
- Jules daj spokój. W końcu nic wielkiego się nie stało. Najważniejsze jest to, że żyjesz.
- Najważniejsze jest to, że żyję?! Nic wielkiego się nie stało?! To sobie zobacz swoje nic wielkiego. - krzyknęła jeszcze bardziej zła.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, dziewczyna ściągnęła bluzę przez głowę i stanęła przed Avengers w koszulce na ramiączkach. Niemal całe prawe ramię pokrywały blizny, mniejsze i większe. Razem około siedmiu. Steve skrzywił się lekko, a obok niego Wanda głośno wciągnęła powietrze i wydała z siebie dźwięk przypominający cichy krzyk. Całą prawą rękę Jules od barku aż po sam nadgarstek oplatała delikatna siateczka z metalu. Do tego kilka grubszych szyn biegło wzdłuż kończyny. A jednak mu się nie przewidziało. Jules naprawdę miała... metalową rękę.
- Tak właśnie żyję. - powiedziała mierząc ich ostrym spojrzeniem. - Jestem kaleką. Ale przecież to nic wielkiego.
Jules wzruszyła ramionami niby obojętnie. Wanda chyba próbowała podejść do dziewczyny, ale ta odsunęła się lekko i spojrzała w innym kierunku. Tak, Jules Moore żyła i stała przed Stevem, jednak nie była tą samą osobą, jaką zapamiętał ją Kapitan.
CZYTASZ
New Heroes
FanfictionII cześć ,,New Avengers". Znajomość pierwszej części mile widziana. Od wydarzeń na zaporze minął ponad rok. Avengers po bitwie udało się pozbierać i znów zacząć działać na rzecz społeczności. Jednak pojawia się nowy wróg, a wynik tego starcia może...