Wszyscy byli gotowi, ale dodatkowo bardzo poddenerwowani. Leo znalazł nowy sposób, na danie upustu napięciu w nim i uderzał paznokciami w metalowe oparcie fotela w Quinjetcie.
- Możesz przestać? - warknął na niego Tony, po dziesięciu minutach, nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Sorry - odpowiedział chłopak, ale myślami najwyraźniej był daleko, bo nawet nie zareagował na ostry ton, jakiego użył Stark.
Jules przysiadła się bliżej niego i uśmiechnęła się, gdy na nią spojrzał. Wzięła w swoje dłonie jego, żeby przestał w końcu nerwowo obrywać skórki.
- Wszystko będzie dobrze. Mamy dobry plan.
Leo odwzajemnił uśmiech, ale wciąż wyglądał niepewnie. Jules nie dziwiła mu się. Pamiętała swoje zdenerwowanie pierwszą poważną misją. A ta niewątpliwie była bardzo poważna. Ona również się stresowała, ale Natasha już dawno nauczyła ją jak całe napięcie i stres przekuć w adrenalinę, która teraz niemal buzowała w żyłach dziewczyny.
- Wiem, że będzie - odpowiedział i ściną mocniej jej rękę, jakby chciał poczuć czy na pewno nadal się tam znajduje.
Natasha pilotowała, spokojna jak zawsze. Po krótkiej, ale intensywnej kłótni z Clintem, Stevem i Marią wreszcie ustalili, że będzie to jej jedyny wkład w misję. Miała ich tylko podwieźć, a potem znów wzbić się w powietrze, pozostając jednak w odpowiedniej i bezpiecznej odległości, gotowa przejąć ich gdy już skończą. Na jej miejsce szedł Leo, który zaczął denerwować się już w momencie, w którym mu to ogłosili. A jednak jego zdeterminowanie bardzo zaimponowało wszystkim członkom drużyny.
- Daleko jeszcze? - zapytał Steve, poprawiając mocowanie tarczy na plecach.
- Za dwie minuty lądujemy - powiedziała przez ramię Natasha.
Maria znalazła możliwe miejsce przebywania Adama i jego ludzi. Kilka tygodni wcześniej za okazyjną cenę kupił dwa budynki, które stały w miejscu niedokończonego osiedla. Może i było to dość proste i protekcjonalne miejsce, ale jednocześnie jedyna poszlaka czy ślad jaki mieli. A i tak wszyscy mieli już dość siedzenia w jednym miejscu, więc wizja jakiegokolwiek działania wydawała im się niemal wybawieniem.
- Pamiętajcie, kiedy tylko Natasha wyląduje, to wy...
- Mario - przerwał jej Steve, kiedy tylko kobieta zaczęła powtarzać im plan - Wiemy wszystko. Jesteśmy Avengers, mamy wszystko pod kontrolą, pamiętasz?
- Oj to z pewnością - mruknęła z przekąsem Jules, za co Natasha spiorunowała ją wzrokiem. Uniosła ręce w obronnym geście.
- Dobra. W kontakcie - powiedziała Maria i w słuchawkach zaległa cisza.
Zatrzęsło lekko, kiedy Natasha wylądowała. Spojrzała na nich, a na jej twarzy malowało się jawne niezadowolenie.
- Trzymajmy się wszyscy razem. Załatwiamy to szybko i po cichu. Nie chcę tutaj żadnych niespodzianek - powiedział Tony i wyszedł z Quinjeta. Zaraz za nim ruszyła reszta drużyny.
Kiedy Jules mijała Natashę, kobieta położyła jej rękę na ramieniu, a Jules uśmiechnęła się krzywo. Chyba nie wyszło tak entuzjastycznie jak zamierzała. Ulżyło jej nieco, kiedy Natasha zgodziła się, żeby z nimi nie iść. Jedno zmartwienie miała z głowy i zamiast o nią i o Leo, mogła się martwić tylko o Leo. Mimo że chłopak przeszedł pełne szkolenie, to była jego pierwsza misja i nikt nie wiedział jak się zachowa. Jules wolała uniknąć jakichkolwiek niespodzianek. To ona podczas misji była odpowiedzialna za Denvisa. Gdyby coś się stało, byłoby to na jej sumieniu. Ale jak na razie zapowiadało się dosyć spokojnie. W okolicy nie było żywej duszy, a Jules w duszy zaczęła się modlić o to, żeby Adam Haly postanowił wynieść się stąd za nim przybyli i zdecydował nigdy nie wracać. Dodatkowo dziewczyna była niemal w stu procentach pewna, że tak jak ona miała pilnować Leo, tak samo on miał pilnować jej. Nikt, a zwłaszcza ona sama, nie wiedział jak Jules zachowa się w obecności kogokolwiek o nazwisku Haly. Nie po tym wszystkim co się stało.
CZYTASZ
New Heroes
FanfictionII cześć ,,New Avengers". Znajomość pierwszej części mile widziana. Od wydarzeń na zaporze minął ponad rok. Avengers po bitwie udało się pozbierać i znów zacząć działać na rzecz społeczności. Jednak pojawia się nowy wróg, a wynik tego starcia może...